Rakiety i groźby
Wojna na Ukrainie trwa już nieco ponad 1000 dni. Dni śmierci i zniszczenia. W przestrzeni medialnej oprócz komunikatów dokumentujących liczbę ofiar i skalę zniszczeń pojawiały się w tym okresie także zapewnienia obu walczących stron o chęci uregulowania konfliktu na drodze negocjacji. Nie będziemy rozsądzać, czy były one szczere, czy też tylko czynionymi na użytek światowej opinii publicznej pustymi deklaracjami. Bez względu na ich szczerość deklaracje pokojowego uregulowania konfliktu można bowiem uznać za element towarzyszącej każdemu konfliktowi gry politycznej. Czy elementem tej gry są także dwie wiadomości, które nie tak dawno zelektryzowały światową opinię publiczną?
Pierwszą z nich było wyrażenie przez prezydenta USA Joe Bidena zgody na wykorzystanie przez Ukrainę dostarczonych jej amerykańskich taktycznych systemów rakietowych MGM – 140 ATACMS do dokonywania uderzeń w głąb terytorium Rosji. Wiadomość ta wywołała burzę medialną. W środkach masowego przekazu zaroiło się od różnych skrajnych wypowiedzi. Jedni przekonywali, iż dzięki tej decyzji Ukraina odniesie zwycięstwo. Inni straszyli eskalacją przemocy i groźbą rychłego wybuchu III wojny światowej.
Potwierdzeniem tych ostatnich proroctw miała być druga ze wspomnianych wiadomości: o podpisaniu przez prezydenta FR Władimira Putina nowej doktryny nuklearnej. Tylko nieliczni uznali obie te decyzje za element toczącej się między Rosją i USA gry politycznej, w której niestety Ukraina jest tylko pionkiem. Jest to gra bardzo ryzykowna. Szczególnie gdy weźmie się pod uwagę obecną napiętą sytuację międzynarodową. W przypadku, gdy jednej ze stron puszczą nerwy lub sytuacja wymknie się spod kontroli dojść może do niewyobrażalnej katastrofy – nuklearnej wojny, która przyniesie kres naszej cywilizacji.
Pocieszającym może być fakt, iż taka ryzykowna gra nie jest niczym nowym w historii wzajemnych stosunków wielkich mocarstw. Przykładem jest kryzys kubański, który miał miejsce równo 62 lata temu. Wówczas świat stanął w obliczu wojny nuklearnej. Do jej wybuchu nie doszło dzięki wzajemnym ustępstwom i rozsądkowi ówczesnego prezydenta USA Johna F. Kennedy’ego i przywódcy ZSRR Nikity Chruszczowa. Miejmy nadzieję, że nowo wybrany prezydent USA Donald Trump i W. Putin rozegrają tę ryzykowną grę w taki sposób, żeby nie doszła ona do punktu, z którego nie będzie już powrotu. Liczyć się jednak należy z tym, iż stratną w tej grze okaże się Ukraina.
Na zakończenie jeszcze kilka uwag. Po pierwsze system rakietowy MGM – 140 ATACMS nie jest żadną mityczną bronią zapewniającą jej posiadaczowi zwycięstwo. Jego zasięg wynosi 300 km. Tym samym wiele strategicznie ważnych obiektów na terenie Rosji jest poza jego zasięgiem. Zezwolenie dotyczy zresztą tylko celów wojskowych. Ukraina nie odniesie więc za jego pomocą zwycięstwa nad Rosją. Co gorsza, ataki na Rosję mogą wywołać u Rosjan chęć odwetu – co przysporzy Ukrainie więcej strat i szkód. Druga uwaga dotyczy podpisanej przez Putina doktryny nuklearnej Rosji. W pewnym sensie nie jest to dokument nowy. Cztery lata temu, w czerwcu 2020 roku, podpisał on już Rozporządzenie wykonawcze Prezydenta Federacji Rosyjskiej nr 355 z dnia 2 czerwca 2020 r. w sprawie podstawowych zasad polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w dziedzinie odstraszania nuklearnego. Obecną doktrynę można więc uznać za uaktualnienie tamtego dokumentu, chociaż zbieżność jej podpisania z decyzją J. Bidena nie wydaje się przypadkowa. Co się zaś tyczy decyzji politycznych, to nawet prezydenci wielkich mocarstw nie podejmują ich bez uprzednich konsultacji. Muszą też uwzględnić w nich m.in. szeroko rozumiane interesy narodowe i liczyć się z opinią różnych grup nacisku. Za podjęte decyzje ponoszą oni jednak odpowiedzialność nie tylko prawną, lecz także… przed historią. Chyba ani Putin, ani tym bardziej Biden (a nawet jego następca D. Trump) nie chcą, by zapamiętano ich jako tych, którzy wywołali wojnę atomową.