logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Świat bez Putina

Roman Kuźniar | 18 kwietnia 2022
Fot. archiwum "Res Humana"

Znany i ceniony w Europie bułgarski komentator, Ivan Krastev, który niekiedy dla efektu poświęca zdrowy rozsądek, napisał wkrótce po agresji Rosji na Ukrainę, że „wszyscy żyjemy teraz w świecie Putina”. Chodziło oczywiście o różnorakie konsekwencje tej wojny dla reszty świata, zwłaszcza dla Zachodu. W moim przekonaniu dzieje się całkiem odwrotnie. To, co w zamierzeniu władcy z Kremla miało być „światem według Putina”, staje się światem bez Putina. Rosyjski przywódca chciał w ostatnich latach doprowadzić do takiej zmiany w porządku międzynarodowym, w którym Moskwa byłaby jedną z trzech lub czterech stolic mogących decydować o losach świata. Otóż, przebieg wywołanej przez Rosję wojny oraz reakcja Zachodu na nią może ją doprowadzić do upadłości jako mocarstwa i świat będzie musiał nauczyć się żyć bez mocarstwowej Rosji. Owszem, Rosja będzie, nawet jako mocarstwo nuklearne, bo przecież nie da się jej po tej wojnie – także jeśli jej nie wygra – zdemilitaryzować, ale będzie mocarstwem bez nawet regionalnych wpływów, mocarstwem, z którym nie trzeba się będzie liczyć. Tak, nadal będzie szczerzyć kły i straszyć, ale nikt się nie będzie tym przejmować. Problem Moskwy w tym, że ona nie ma dla nikogo żadnego pozytywnego programu, poza właśnie straszeniem. Lecz z tego nie wynika, że będzie mogła napaść na Turcję, Finlandię czy bodaj Kazachstan. Aby odgrywać jakąś rolę w świecie, trzeba mieć coś światu do zaoferowania, pewną soft power oraz jakieś wpływy; ktoś musi chcieć słuchać takiego mocarstwa. Patentowanego szkodnika w życiu międzynarodowym nikt nie zechce słuchać, nikt nie zechce z nim wiązać swoich potrzeb i aspiracji.

I

A miało być tak „pięknie”. Chodzi oczywiście o świat według Putina, jego soldateski oraz armii propagandystów i uczonych spin doktorów, którzy przez wiele ostatnich lat formułowali swoje roszczenia wobec otoczenia i świata, którzy niczym Chruszczow w ONZ, waląc butem o mównicę, uzasadniali specjalne prawa Rosji do strefy wpływów i współrządzenia światem. Rewizja istniejącego porządku międzynarodowego była stałym leitmotivem rosyjskiej narracji. Co Moskwie nie podobało w liberalnej wersji (tej, po 1989 roku) wersji porządku międzynarodowego? Przewrotnie można odpowiedzieć, że nie podobało się jej to, że Rosja coraz bardziej odstaje od tendencji rozwojowych świata. Rosja od Putina stawała się krajem coraz bardziej autorytarnym, a pod pewnymi względami wręcz totalitarnym, a coraz więcej krajów na świecie wybierało demokrację. Organizacje międzynarodowe, międzyrządowe i pozarządowe, zwracały na przestrzeganie standardów demokratycznych i poszanowanie praw człowieka coraz większą uwagę. Putina to uwierało. Od Putina Rosja przestawała być także krajem o otwartej gospodarce rynkowej. Stawała się krajem państwowego kapitalizmu, a „kapitaliści” czyli oligarchowie byli licencjonowani przez Kreml. Tego rodzaju kontrola hamowała modernizację gospodarczą Rosji, której gospodarka stawała się coraz mniej innowacyjna i w coraz większym stopniu zależała od importu bardziej zaawansowanych technologii z Zachodu. To także władcy Rosji się nie podobało. Ale najbardziej nie podobało mu się to, że „żandarmem” świata pozostawały w jego wyobraźni Stany Zjednoczone, od 1945 roku rywal Rosji. Jak wiemy, Putin był miłośnikiem ZSRR, a to właśnie rywalizacja z USA doprowadziła do upadku Związku Sowieckiego oraz pojawienia się liberalnego porządku międzynarodowego z przywódczą rolą USA. To było dla Putina nie do zniesienia. Nie szkodzi, że PKB Rosji było ponad dziesięciokrotnie niższe niż Stanów Zjednoczonych. Od chwili dojścia do władzy Putin zapowiadał zmianę tego stanu rzeczy. Chciał by Rosja, z poniżej 2% udziałem w światowym PKB (mniej niż Kanada czy Hiszpania), miała tyle samo do powiedzenia w polityce międzynarodowej co USA. Dotyczyło to w szczególności zdolności do posługiwania się siłą militarną. Putin wielokrotnie dawał do zrozumienia, że zazdrości amerykańskim prezydentom możliwości do interweniowania w innych krajach. Ze swoją tożsamością, której istotą było samodzierżawie (militarny autorytaryzm) oraz pragnienie ekspansji terytorialnej (według logiki geopolityki z pierwszej połowy XX w.) Rosja przestawała się mieścić w liberalnym porządku międzynarodowym. Stąd pragnienie jego rewizji.

Od mniej więcej połowy drugiej dekady XXI wieku rozwój sytuacji na świecie zdawał się sprzyjać dążeniom Putina. Po pierwsze, wraz z nastaniem ery Xi Jingpinga Chiny zaczęły otwarcie głosić aspiracje przywódcze, których realizacja mogła się odbyć tylko kosztem pozycji Zachodu. To się zbiegło z powrotem Putina na stanowisko prezydenta FR (lata 2010-13). Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że to był już inny Putin. Pierwsza prezydentura (podwójna kadencja), to próby układania się z Zachodem. Druga od początku stała pod znakiem konfrontacji z Zachodem. Rosnąca potęga także otwarcie antyzachodnich Chin „lewarowała” pozycję Rosji, ponieważ Moskwa i Pekin szybko się porozumiały co do wspólnego przymierza przeciwko liberalnemu porządkowi międzynarodowemu. Po drugie, naprzeciw Putinowi wyszedł Donald Trump, który okazał się nie tylko bardzo nieamerykańskim prezydentem (w sensie systemu wartości i wpisywania się w tradycję polityki USA), ale też bardzo antyzachodnim; podważał sens istnienia NATO, otwarcie życzył UE rozpadu, miał pozytywny stosunek do przywódców autorytarnych z różnych części świata, a w szczególności nie krył swojego uwielbienia dla Putina. To wydaje się nieprawdopodobne, ale tak właśnie było. Ponadto, wojna z Ukrainą i zabór części jej terytorium (2014) oraz rosyjska interwencja w Syrii od 2015 r. (pierwsza operacja „out of area” Moskwy po zimnej wojnie) nie spotkały się z jakimś wielkim potępieniem ze strony Zachodu, który nieporuszony tymi aktami kontynuował wobec Rosji politykę business as usual (podpisanie Nord Stream II w 2015 r.). Dało to Putinowi przekonanie, że może spróbować pójść dalej.

Wreszcie, od pewnego czasu były widoczne przejawy zmęczenia liberalnego porządku międzynarodowego samym sobą. Błędne interwencje generowały rozległe koszty (np. kryzys uchodźczo-migracyjny 2015, fala terroryzmu). Notabene, te nierozważne i tragiczne w skutkach interwencje dawały Putinowi argument do ręki: „wy możecie, dlaczego ja nie mógłbym”. W licznych krajach zachodnich pojawiły się poważne siły antyliberalne, w UE antyunijne (koalicja sił z udziałem dużych lub wręcz rządzących partii z Polski, Węgier, Francji, Włoch, Hiszpanii), czego emblematycznym przejawem było wystąpienie Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty. Putin miał wszelkie powody, aby uważać, że już nie musi się ograniczać, że ubezpieczany przez Pekin może rzucić otwarte wyzwanie Zachodowi. Wprawdzie Trump przegrał walkę o reelekcję, ale 76-letni zwycięzca nie robił na Putinie wrażenia „twardego faceta” (jak on sam, który wiedział o sobie że ma temperament chuligana z Leningradu).

I w tym momencie przydarzyły się Putinowi dwa błędy w percepcji (przypadek mispercepcji). Putin przelicytował, ponieważ nie docenił siły oporu Ukrainy. Jego skłonność do zaniżonej oceny ryzyka była znana już z czasów jego pracy w KGB. I drugi „błąd”, to nieoczekiwanie sam Joe Biden – „tough guy”, a nie „sleepy Joe” (to drugie określenie pochodziło od Trumpa). Dalszy ciąg znamy.

II

I pojawia się zasadne pytanie, co dalej. Jeśli nie będzie to „świat według Putina”, to jaki to będzie świat. Przypomnijmy, że chodzi o drugie mocarstwo nuklearne, stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, największy terytorialnie kraj świata, od 1815 roku uznane mocarstwo europejskie, od 1945 jedno z dwóch światowych supermocarstw. Także jako dziedzic ZSRR, Rosja po 1991 roku grała powyżej swej wagi i była ponad miarę respektowanym mocarstwem, traktowanym jako niezbędny stabilizator globalnego porządku międzynarodowego (zwłaszcza w wymiarze układu sił). Przypomnijmy, oprócz celów związanych z samą Ukrainą, Putin tą wojną chciał wywrócić europejską architekturę bezpieczeństwa (odzyskać dla Moskwy strefę wpływów w Europie Wschodniej) oraz zrobić ostatni krok w kierunku kilkubiegunowego układu sił (USA, Chiny, Rosja, może Indie). Chodziło o powrót do suflowanego od pewnego czasu przez moskiewskich spin doktorów koncertu mocarstw, w Europie i w skali globalnej. Czy z Rosją, która przeistoczyła się z chuligana w bandytę, a przy tym takiego, którego ostatnia jego akcja potężnie go osłabi i odbierze mu jakiekolwiek uznanie w środowisku międzynarodowym jest możliwe zrealizowanie zbliżonego scenariusza?

Wykluczone. Zacznijmy od tego, że Putin agresją na Ukrainę wypchnął ostatecznie Rosję z Europy, czego symbolicznym przejawem było wyjście Rosji z Rady Europy na moment przed jej wyrzuceniem. Ponieważ wojna Putina miała być sygnałem dla Europy i całego Zachodu, to w reakcji przyszła odpowiedź w postaci zerwania wszelkich związków UE i NATO z Rosją. W sensie geopolitycznym Rosja wróciła do sytuacji z czasów księstwa moskiewskiego i zaraz potem carstwa rosyjskiego z początku XVIII wieku (Białoruś nie może być łącznikiem Rosji z Europą). Piotr I Wielki postanowił zbliżyć Rosję do Europy i nawet w tym celu przeniósł stolicę do Petersburga (1712), co było początkiem wielkiej kariery Rosji jako europejskiego, a potem globalnego mocarstwa. Putin zrobił ruch odwrotny. I odwrotnie niż zamierzał – zwinął Rosję jako mocarstwo, zwłaszcza europejskie.

Czy bez Europy Rosja może być wielkim mocarstwem? Nie. Z Europy Rosja ciągnęła soki rozwojowe, modernizacyjne. Ale też jej ścisłe związki z Europą, wpływy i kontakty były ważnym atutem jej międzynarodowej pozycji (podobnie jest w przypadku związków USA z Europą). To się skończyło. Będzie się musiała zwrócić ku Chinom, już to zaczęła robić. Ale w tym tandemie, to Chiny będą ciągnąć soki z Rosji, a ściślej eksploatować Rosję i to na sposób neokolonialny. Relacja jaka czeka Moskwę w tym tandemie, to klientelizm. Moskwa nie chciała być partnerem Zachodu, będzie wasalem Chin. Dla Chin to bez wątpienia pożytek ekonomiczny, ale w planie globalnym – poważny problem. Z perspektywy Pekinu Rosja miała być ważnym sprzymierzeńcem w procesie usuwania Zachodu z centrum sceny stosunków międzynarodowych, w procesie eliminowania zasad i standardów liberalnego porządku międzynarodowego. W tej chwili, to jednak siły liberalnego porządku rzucają Rosję na kolana. Moskwa bandycka, bo z takim wizerunkiem pozostanie ona na lata, będzie dla Pekinu raczej obciążeniem niż atutem. Chiny jej nie porzucą, ale Rosja pozostanie dla nich państwem na wpół trędowatym. Niby mocarstwem, czy też raczej mocarstwem na niby, które trzeba będzie subsydiować politycznie, choć eksploatować ekonomicznie (surowce).

Brutalna agresja Rosji, a przy tym niesłychanie prymitywne i bezczelne, przede wszystkim skrajnie zakłamane uzasadnianie tej napaści pozbawia Moskwę jakiekolwiek wiarygodności. Rosja, która zerwała związki z Europą oraz zawiodła Chiny tworzy geopolityczne limbo o niewiadomych jeszcze konsekwencjach dla porządku światowego. Chodzi o jego przechodzenie od fazy liberalnego porządku ku power politics, bo tak to wyglądało od kilku lat. Wiele oczywiście zależy od tego, jak ta wojna się skończy i czym się skończy dla Rosji. Należałoby oczekiwać, że warunkiem powrotu Rosji do społeczności „narodów cywilizowanych” (zwrot z Paktu Ligi Narodów) powinna być zmiana przywództwa państwa, ukaranie zbrodniarzy wojennych oraz należyte reparacje dla Ukrainy. Tego się zapewne nie da wyegzekwować od Moskwy, ponieważ wymagałoby kapitulacji Rosji, do czego nie dojdzie. Nie będzie wewnętrznej odnowy Rosji. Ale to jedynie utrudni jej powrót do międzynarodowej gry. Konsolidacja Zachodu, jaka się dokonała przy tej okazji tchnie zapewne trochę witalnej energii w liberalny porządek międzynarodowy. Ale nie starczy tego na długo. Tendencje sekularne nie są sprzymierzeńcem Zachodu. Warto przy tym zauważyć, że wiele znaczących krajów, np. Indie czy Brazylia, oraz cały szereg mniejszych państw bynajmniej nie popierają Zachodu w jego wsparciu dla Ukrainy. A przecież Zachód broni zasad standardowego porządku międzynarodowego w interesie wszystkich państw świata. To pokazuje, że ze względu na przeszłe grzechy „elektorat” Zachodu się kurczy. Jednocześnie, strategiczna i wizerunkowa klęska Rosji (nawet jeśli przejściowo zatrzyma część zajętego terytorium Ukrainy) to ostrzeżenie dla autokratów w różnych częściach świata, to osłabienie ich legitymizacji i to punkt dla adwokatów liberalnego porządku.

Na koniec, musimy stale mieć na uwadze, że Putin, w którego osobowości widoczne jest połączenie zimnej racjonalności łotra z obsesyjną, wręcz paranoidalną nienawiścią do Ukrainy i Zachodu, może wywołać nuklearny kataklizm. Jego prawdopodobieństwo nie jest duże, ale jest stale obecne od początku tej wojny.

*

Na horyzoncie mamy zatem „świat bez Putina” (to znaczy bez Rosji w gronie kilku wielkich mocarstw), ale jest za wcześnie, aby mówić jaki to będzie świat. Bez wątpienia, pozimnowojenna ewolucja Rosji od próby budowania demokracji po powrót do twardej autokracji z wielkoruskim szowinizmem jako ideologią klasy politycznej i większości społeczeństwa można uznać za porażkę szkoły liberalnej. Przypomnijmy, że przedstawiciele tego sposobu myślenia stawiali na rozwój Rosji jako kraju demokratycznego i europejskiego, który awansem powinien być tak traktowany, aby umożliwić mu posuwanie się w tym kierunku. Stąd brały się liczne przywileje, którymi obdarzano Rosję, łącznie z członkostwem w Radzie Europy czy G-7, która do 2014 była Grupą Ośmiu. Te rachuby okazały się iluzją.

Równie spektakularną porażką, w tym przypadku także moralną, była interpretacja polityki Rosji w logice szkoły realistycznej, która roszczenia i agresywne kroki Moskwy usprawiedliwiała potrzebą bezpieczeństwa Rosji. Nic bardziej błędnego. Rosja jako mocarstwo nuklearne, stały członek Rady Bezpieczeństwa, z którym Sojusz Atlantycki chciał pozostawać w partnerskiej współpracy (liczne inicjatywy na bazie Aktu Stanowiącego z 1997 r.) posiadała wysoki, niezagrożony z zewnątrz standard bezpieczeństwa. Członkostwo Ukrainy w NATO nie stało na porządku na dnia, czego Moskwa była świadoma. Uznani przedstawiciele tej szkoły, w USA prof. John Mearsheimer, w Polsce m.in. prof. Stanisław Bieleń, w swoich ostatnich publikacjach uparcie usprawiedliwiali jej akty agresji i ekspansji terytorialnej oraz żądania wycofania się NATO z Europy Środkowej naruszonymi rzekomo przez Sojusz interesami bezpieczeństwa Rosji. Tymczasem to, czego chciała Rosja, to pozbawienie swego sąsiedztwa poczucia bezpieczeństwa wobec ekspansjonistycznej, wielkomocarstwowej polityki Moskwy. Żądała bezbronności swego otoczenia. „Realiści” zupełnie ignorowali ewolucję Rosji w kierunku faszyzmu oraz antyukraińską obsesję Putina, która nie miała żadnego związku z bezpieczeństwem, a była częścią ideologii „ruskiego miru” (rosyjskiego świata) rządzonego z Moskwy. Warto nadmienić, że polscy „realiści” są zarazem nierzadko neomarksistami i ich sympatia dla Rosji, niezależnie od tego, jaki jest jej ustrój i polityka jest pochodną ich „antyimperialistycznego”, a bardziej konkretnie antyamerykańskiego stanowiska. Całkowite odrzucanie pierwiastka moralnego w polityce (a przecież jego znaczenie doceniał twórca szkoły realistycznej H. Morgenthau) idzie tu w parze ze swoistym pojmowaniem lewicowości. W danym przypadku (okazywania zrozumienia dla agresora) można mówić raczej o patolewicy niż o lewicy. Porażki obu głównych szkół myślenia o polityce międzynarodowej podkreślają znacznie rzetelnej diagnozy, wolnej od ograniczeń teoretycznych czy ideologicznych. To także jedna z lekcji tej wojny.

 

Profesor Roman Kuźniar jest kierownikiem Katedry Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa Międzynarodowego Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. W przeszłości był także dyplomatą, dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych oraz Akademii Dyplomatycznej i doradcą do spraw międzynarodowych prezydenta RP Bronisława Komorowskiego.

Artykuł ukazał się w numerze 4/2022 „Res Humana”, lipiec-sierpień 2022 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.