W sprawie rzecznika

Na kaca, jak wiadomo, niezbędne są elektrolity albo woda po ogórkach. Na kaca wyborczego nikt niczego podobnego i równie skutecznego nie wymyślił, ale poszukiwania trwają, ostatnio w formule „no to zafundujmy sobie rzecznika rządu”. Naród tylko na to czeka, szczególnie jego połowa bardziej sfrustrowana dokonanym przez Polaków wyborem. Jest to tzw. skok do przodu, czyli mniej więcej w przepaść, bo być rzecznikiem w obecnym stanie rzeczy to jednak także dla samego zainteresowanego byłoby samobójstwo. Widzimy oto obecnie koalicję poobijaną, jakby stawała w jakiejś leśnej ustawce, a przypominam, że prezydenta mamy co prawda wybranego, ale nie zaprzysiężonego, o nokaucie z jego strony mowy być więc nie może. Niewątpliwie jest to w arsenale jego możliwości, ale żeby zaraz wymierzać sobie ciosy na zapas? To nie prezydent-elekt dokonuje destrukcji koalicji, ale ona sama, i trwają wytężone spory, czy aby jednak nie wyręczając go w tym przedwcześnie.
Tak czy siak, rzecznik ma być antidotum, tylko na razie nie wiadomo, na co bądź na kogo. Utarło się przekonanie graniczące z pewnością, że najlepszym rzecznikiem premiera Tuska jest premier Tusk i nawet minister Graś nie jest w stanie niczego tu zmienić. Tusk ma opanowane media elektroniczne i lubi ich używać, co jest najlepszym dowodem, że w sprawie rzecznika sam sobie jest sterem i zarazem okrętem. Rzecznik koalicji? Wątpię, skoro mamy złotoustego marszałka Hołownię, którego naród szalenie docenia m.in. za to, że ma gadane. I często zdarza mu się mówić coś w czyimś imieniu, co później nie znajduje sprostowania i staje się tzw. faktem autentycznym. Dosłownie jak znalazł na obecne koalicyjne trudne czasy — etat więc zajęty. Pozostaje zatem rząd, którego dokonania w sferze informacyjnej śledzę dość systematycznie, bowiem każde ministerstwo ma stronę internetową, która narodowi komunikuje o sukcesach i osiągnięciach, podobnie jak sam premier i jego Kancelaria. Mamy więc to jakoś poustawiane, paru resortowych rzeczników jest zresztą całkiem do rzeczy, nie ma co narzekać.
Skoro więc mamy pewne nasycenie w tym zakresie, to może przydałby się taki rzecznik, jak nie wypominając Jerzy Urban — analizujący, komentujący i projektujący zarazem wydarzenia polityczne, niebojący się starcia, naciągania faktów lub kłamania w żywe oczy? Nie byłoby to głupie w czasach Donalda Trumpa i Donalda Tuska, ludzie przecież Urbana nienawidzili i kochali zarazem, nie zawsze okazując mu tylko chęć mordu. Znalezienie dziś odpowiedniej osoby graniczy z cudem, co jak wiadomo, w kraju nad Wisłą zawsze jest możliwe, i tu padają już nawet pewne nazwiska. Mamy bowiem całkiem pokaźną kategorię osobowości, które mogłyby skupiać uwagę na sobie, zamiast na rządzie i jego bieżących dokonaniach. Tyle że z moich przecieków wynika niezbicie, iż wyżej wymienieni się do tego raczej nie palą. I to jest, niestety, w czasach malejącego bezrobocia bardzo duży problem.
Sięgnąć by można było np. do znanych radiowców z mojej ulubionej anteny, dzierżących poranne godziny mikrofonowe pod koniec każdego tygodnia. Albo odkurzyć niektórych gwiazdorów telewizyjnych. Sięgnąć do zasobów kadrowych najbardziej opiniotwórczych tygodników. Może znalazłby się ktoś z korespondentów zagranicznych TVP (są pierwsi faworyci i faworytki). I w efekcie wyłonić kogoś, kto podjąłby się misji bycia opluwanym, wyzywanym, szydzonym i lżonym — po to jedynie, aby rządowi zapewnić w miarę komfortowe warunki pracy. Czekamy więc spokojnie na rozwój wypadków, przypominając na marginesie, że w XXI wieku jakoś rzecznicy się nie utrwalali w społecznej pamięci; ani rzecznicy rządu, ani prezydenta. Naród jak chce, to się ostatecznie może sam dowiedzieć, oglądając orędzie, a to premiera, a to marszałka, a to prezydenta zstępującego i wstępującego — o ministrach nie wspominając, bo właściwie nie wychodzą ze studiów telewizji informacyjnych. Jest to więc fucha ryzykowna, niekomfortowa, obarczona przy tej koalicji ryzykiem politycznym, jednak nie tak dobrze płatna, jak ludzie myślą, a co gorsza anonimowa. Nawet wiceminister kultury Maciej Wróbel, osoba doskonale wydawałoby się do tego zadania przygotowana, nie tyle miga się, ile dyplomatycznie zastanawia; uprzedzając, że nikt mu takiej propozycji jeszcze nie składał.