Upadek rządu widma
Pięćdziesiąt siedem dni, jakie upłynęły od dnia wyborów do odrzucenia wniosku o wotum zaufania dla nierealnego rządu Mateusza Morawieckiego, unaoczniły, że PiS jest partią antypaństwową. To, że jest antydemokratyczne i antyeuropejskie, wiedzieliśmy znacznie wcześniej. Ale doświadczenie ostatnich dziewięciu tygodni pokazuje obóz narodowo-katolickich populistów w nowym – jeszcze gorszym – świetle. I prowadzi do ważkich konkluzji.
Jarosław Kaczyński i jego polityczni towarzysze drogi mają usta pełne frazesów o silnym państwie i wielkiej Polsce. W konfrontacji z działaniami wypadały one blado. Można było jednak zakładać, że faktyczna degradacja instytucji państwowych i marginalizacja Rzeczypospolitej w Europie i na świecie były efektem całkowitej niekompetencji władzy, która właśnie odeszła. Fakt, że postawiona w sytuacji wyboru między interesem Polski a obroną własnych zdobyczy z minionych ośmiu lat (niematerialnych, ale i bardzo merkantylnych) w ogóle nie oglądała się na cel pierwszy, pokazał prawdziwą twarz tej formacji.
Proces przekazywania sterów zwycięskiemu ugrupowaniu w niejednym kraju demokratycznym trwa dłużej niż u nas. Rzadko kiedy odbywa się to jednak w tak złym stylu. Mało która siła polityczna pozwala sobie na tak uporczywe utrudnianie powstania nowego stabilnego rządu, podejmuje decyzje wiążące następcom ręce na wiele dekad do przodu, szerokim gestem wydaje publiczne pieniądze, podejmuje desperackie próby utrzymania wpływów wbrew woli wyborców. W Polsce, po prawej stronie sceny politycznej, tradycja „kulawej kaczki” się nie zakorzeniła.
Częścią tego środowiska niezmiennie jest Andrzej Duda. Z pełną świadomością uczestniczył w trwającym dwa miesiące procederze. Nie sprzeciwił się szkodliwym praktykom. A tego należałoby oczekiwać od prezydenta RP, jej najwyższego przedstawiciela, strażnika Konstytucji, gwaranta ciągłości władzy państwowej. Ustawę zasadniczą trzeba czytać w całości, nie tylko jej wyimki.
Czy taka partia ma rację bytu? Najbardziej obiektywnie na to patrząc – nie. Prawo i Sprawiedliwość naruszyło podstawy konstytucyjnego ładu demokratycznego. Właściwie wyprowadziło Polskę z Unii Europejskiej (gdyby kontynuowało rządy i zlekceważyło nieuchronne wyroki TSUE w sprawach podważających traktaty europejskie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, proces ten nabrałby wymiaru formalnego). Dzieląc ogół obywateli na różne „sorty”, zburzyło harmonię społeczną. A na koniec zwróciło się przeciw państwu.
Mam świadomość, że dziś nikt nie podniesie kwestii wykreślenia PiS z rejestru partii. Oddało nań głos 7,5 miliona osób. Polityce nie są też obce kunktatorstwo i bojaźń. Z czasem sprawa sama się rozwiąże – jeśli dawni zwolennicy tego ugrupowania dowiedzą się więcej o skrywanych przed nimi sprawkach (duża w tym rola komisji śledczych), Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej, Trybunał Stanu i odpolityczniona prokuratura sypną zarzutami, nowa większość parlamentarna pokaże, że można rządzić lepiej, lider tego obozu jeszcze bardziej straci nad nim kontrolę, a różne skłócone frakcje pogrążą go w powszechnej niechęci i później – zapomnieniu.