logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Rocznice i niepoprawne skojarzenia

Andrzej ŻOR | 18 marca 2024
Gabriel Narutowicz, GetArchive, PICRYL

Bieżące wydarzenia polityczne związane ze zmianami ekipy rządzącej i koncepcji rządzenia państwem usunęły w cień wydarzenia z przeszłości. A tych przed stu laty i więcej było wiele.

Po uchwaleniu konstytucji marcowej 1921 r. i rezygnacji Piłsudskiego z ubiegania się o prezydencki fotel (za mało kompetencji jak na jego ego) doszło do przepychanki w walce o prezydenturę właśnie. Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie” – partia bardziej lewicująca spośród partii chłopskich i skupiająca biedniejszą część wiejskiej społeczności – wysunęło kandydaturę Gabriela Narutowicza. Poparły ją PPS i mniejszości narodowe. Te nie mogły głosować na konserwatywną prawicę, zwłaszcza endecję, bo hasło „bij Żyda!” dotyczyło nie tylko ich interesów, lecz także fizycznej egzystencji. Przeciwko Narutowiczowi była prawica skupiona w Związku Ludowo-Narodowym (endecja) oraz w ugrupowaniach chadeckich. One optowały za Maurycym Zamoyskim; przytoczenie nazwiska wystarczy, by nie tłumaczyć jego proweniencji ani zapatrywań ideowych.

O wyborze Narutowicza zadecydowały nie tyle mniejszości, ile partia Wincentego Witosa – PSL „Piast” (języczek u wagi) skupiająca bogatszych chłopów. Podobno wahała się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Tradycja nakazywałaby poparcie „prawdziwych” Polaków, ale na Zamoyskiego głosować nie mogła bez groźby utraty twarzy (ciemiężony chłop na obszarnika – odwiecznego gnębiciela, a fe!). Nie chciała jednak poprzeć kandydata, którego wspierały mniejszości narodowe. Paweł Brykczyński – autor książki Gotowi na przemoc – pisał: „«Piast» próbował zrzucić z siebie odium głosowania na tego samego kandydata, co mniejszości narodowe – implicite uznając tezę endeków, że w akcie było coś wstydliwego”[1]. W końcu się jednak zdecydowali, by poprzeć Narutowicza, choć z trudem.

Generał Józef Haller, który stał się niekoronowanym przywódcą protestujących przeciw niemu tłumów, wołał: „Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano!”. A przecież nowo wybrany prezydent to był poważny pan, profesor szwajcarskich uniwersytetów, z dobrej, polskiej i to jeszcze kresowej rodziny. Komu to przeszkadzało? Rej w tworzeniu nagonki na Narutowicza i jego wyborców wiodła „Gazeta Warszawska”, której antysemickie poglądy sięgały połowy XIX wieku. Dobrze zakonserwowane, jak widać. Nie o personalia zresztą chodziło, ale o kształt labilnej wciąż polskiej polityki. W jakim kierunku ona pójdzie? Kto weźmie górę?

Rzucane nienawistne hasła dały owoce. Kilka dni po uroczystej nominacji prawicowy fanatyk, malarz Eligiusz Niewiadomski zastrzelił Narutowicza w Zachęcie – 16 grudnia 1922 roku. Prawicowa część społeczeństwa okrzyknęła Niewiadomskiego narodowym bohaterem, w ekstremalnych podrygach uznawano go niemal za świętego. „Płomień do pochodni (Niewiadomskiego) wyszedł z tej atmosfery nienawiści i gwałtu, którą wytworzyły złe duchy Polski w dniach ostatnich” – tak pisał wtedy „Kurier Polski”. Endecja czerpała z zagranicznych wzorów, wszak w 1922 roku miał miejsce marsz Mussoliniego na Rzym, przejęcie przez niego władzy i zafundowanie Włochom ponad 20 lat faszystowskich rządów. Kryzys osiągnął punkt kulminacyjny (wydawało się, że potrwa długo), ale wkrótce go zażegnano, prezydentem został Stanisław Wojciechowski („Piast” też go poparł).

Jak widać, o wynikach obu wyborów zadecydowała postawa ludowców, a właściwie „Piasta” i Witosa, bo PSL „Wyzwolenie” już wcześniej określiło swoje preferencje – zawsze opowiadali się i za Narutowiczem, i za Wojciechowskim. „Po wyborze Narutowicza wszyscy Polacy zobaczyli, jak nadzwyczajną siłę ma antysemicki nacjonalizm. (…) Endecka elita nigdy nie wyrzekła się nienawistnych emocji ani retoryki, które doprowadziły do zabójstwa prezydenta. Nawet zabójca został przez narodowców szybko uznany za bohatera i męczennika. Jego proces i egzekucja (…) stworzyły endecji okazję do potwierdzenia jeszcze raz reguł ideologii, w imię której prezydent Narutowicz został zamordowany” – pisał cytowany wcześniej Paweł Brykczyński[2]. A że 101. rocznica śmierci Narutowicza zbiegła mi się z piątą rocznicą zamordowania Pawła Adamowicza, nie mogę opędzić się od skojarzenia, że niebezpieczna pora dla Polaków to nie tylko listopad, a może także i inne miesiące. Bo w ostatecznym rachunku o przyszłości Polaków zadecyduje zdolność do zrzucenia z siebie balastu nacjonalistycznej i wielkomocarstwowej retoryki, a tu kalendarz nie ma wielkiego znaczenia.

Ponieważ w bieżącym roku obchodzono 150. rocznicę urodzin Witosa, demonstrując przy tym ponadstandardową estymę wobec dawnego polityka, a PSL uginał się pod stertą komplementów dla swego dawnego przywódcy, warto przyjrzeć się niektórym z jego politycznych decyzji. Zwłaszcza, gdy po przegranej w październikowych wyborach i zmianie układu sił politycznych we współczesnej Polsce, narasta atmosfera nawoływania do natychmiastowego rewanżu, odwrócenia za wszelką cenę niekorzystnego wyniku, gloryfikacji – przez najwyższego urzędnika w państwie – przestępców skazanych prawomocnymi wyrokami i czynieniu z nich męczenników jedynie słusznej sprawy. Niestosowne skojarzenia w atmosferze powyborczego sukcesu? A jednak. Stanowisko poszczególnych ugrupowań politycznych będzie mieć bowiem zasadnicze znaczenie dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Zadecyduje – nie po raz pierwszy – zdolność do wyrzeczenia się interesów partyjnych w imię realizacji wspólnego programu naprawy ustrojowej. Czy ugrupowania koalicyjne okażą się zdolne do takiego aktu? Składane deklaracje napawają optymizmem, choć pojawiły się już pierwsze rysy na ujednoliconym wizerunku międzypartyjnej koalicji, spojonej wolą zmiany. Czy uda się uniknąć tej degradującej gry? Podobne pytania można mnożyć. Warto więc jeszcze raz sięgnąć do opisywanych wydarzeń.

Zabójstwo Narutowicza, proces i egzekucję Niewiadomskiego Witos relacjonował ze sporą dozą obiektywizmu: „Niewiadomski przez tę zbrodnię, popełnioną z rozmysłem, wyrządził straszną krzywdę narodowi, a jednak bardzo wielu ludzi odnosiło się do niego z szacunkiem, a nawet z uwielbieniem, podziwiając jego odwagę i poświęcenie (…). Do tej pory odprawiają się przecież nabożeństwa za spokój jego duszy (…), tłumy owe składają się ze wszystkich sfer Warszawy. W jedną z tych rocznic udałem się z ciekawości [na miejsce – red.] (…) Po zachowaniu się ludzi widać, że oni go uważają co najmniej za świętego”[3]. Ale najbardziej kontrowersyjnym wydarzeniem (odnotowanym kilka miesięcy po zabójstwie Narutowicza) okazał się sojusz PSL z endecją i utworzenie wspólnej koalicji rządowej, zwanej Chjeno-Piastem, zbudowanej na podstawie tzw. paktu lanckorońskiego pomiędzy PSL „Piast”, Związkiem Ludowo-Narodowym i Chrześcijańskim Narodowym Stronnictwem Pracy. W podpisanym porozumieniu (wtedy też takie były modne) zadeklarowano, że państwo powinno mieć charakter narodowy, a rząd powinni tworzyć tylko Polacy. „Narodowy polski charakter powinien być utrzymany w ustroju państwa i samorządu. Podstawą większości parlamentarnej winna być większość polska, rząd tworzyć mają wyłącznie Polacy” – tak brzmiał pierwszy punkt podpisanego porozumienia, narzucony pozostałym sygnatariuszom przez endecję[4]. A przecież to ZLN i chrześcijańscy narodowcy wydatnie przyczynili się do wzrostu narodowego podniecenia, którego ofiarą padł Narutowicz. „Piast” przyjął ich retorykę. Nieboszczyk przewróciłby się w grobie, czytając w pakcie lanckorońskim (należał przecież do masonerii[5]) o zwiększeniu roli Kościoła katolickiego w rządzeniu państwem i o wprowadzeniu zasady numerus clausus w szkolnictwie, zwłaszcza wyższym.

Partii Witosa nie zajęło wiele czasu, by przestawić zwrotnice. Rząd utrzymał się kilka miesięcy (do grudnia 1923 r.), co w międzywojniu nie było rzeczą dziwną, bo w okresie od 1918 do 1926 władzę sprawowało bodaj 14 rządów, co daje średnią 6 miesięcy na rząd. Można zżymać się na zamach majowy, że to przepadek demokracji, ale trudno rządzić krajem, w którym parlamentarne rządy zmieniają się co kilka miesięcy. Coś podobnego do rządzenia Francją z 300 gatunkami serów. Na konsekwencje partyjnego zamętu nie trzeba było długo czekać. Za rządów Witosa inflacja osiągnęła punkt kulminacyjny, a wartość marki polskiej spadła do humorystycznego poziomu, bo za 1 dolara płacono w apogeum 9,5 miliona marek polskich (sic!). Dopiero reforma Władysława Grabskiego (z początkiem 1924 r.) „wyprostowała” zawiłe ścieżki gospodarki ówczesnych rządów. Pierwszy rząd Chjeno-Piasta (choć sprawował władzę tylko około 6 miesięcy) wsławił się pacyfikacją strajku powszechnego (listopad 1923 r.) w czasie tzw. wydarzeń krakowskich. Zginęło w nich 18 cywilów i 14 wojskowych. Spore liczby, porównując z latami dawnymi i nowymi. Witos obwiniał głównie lewicę i Żydów, dostało się też wojewodzie Gałeckiemu. Późniejszą popularność zawdzięczał Witos aresztowaniu (wrzesień 1930 r.) na polecenie Piłsudskiego i procesowi brzeskiemu, w którym go skazano, wspieraniu tzw. Centrolewu, a także przymusowej emigracji. Mimo nacisków nie podjął w czasie II wojny współpracy z Niemcami. Odmówił też rozmów w sprawie utworzenia Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej w 1945 r. To jednak późniejsze czasy. Te fakty eksponowano przy rocznicowej celebracji. O Chjeno-Piaście mowy nie było.

Moją uwagę przekornie przyciągnęły wydarzenia z lat 1922–23 i dość szczególna rola partii „obrotowej”, jaką pełnił kierowany przez Witosa PSL „Piast”. A także wyjątkowy kult tego polityka, jaki panuje we współczesnym PSL. W dziejach partii chłopskich trudno znaleźć wielu wybitnych przywódców. Witos, Rataj – z pewnością tak, ale to trochę mało. Stapińskiego, ks. Okonia i Długosza trudno znaleźć w podręcznikach historii. O Kierniku prawie zapomniano. Mikołajczyk – nie, choć trzeba uwzględnić, że nie miał żadnej „zdolności manewrowej”. Przy ocenie Witosa trzeba jednak podkreślić, że zamiana współpracy z partiami wspierającymi Narutowicza na sojusz z partiami, których działalność przyczyniła się do jego zamordowania, wymagała nie lada politycznej ekwilibrystyki. I że trudno znaleźć racje, które by ten sojusz usprawiedliwiały. A jeszcze, by dokonać politycznej wolty w niespełna 5 miesięcy od zabójstwa Prezydenta…to wszystko nie wymaga komentarza. Czyżby Witos przeprowadził wówczas kalkulację i doszedł do wniosku, że partyjny i osobisty interes nakazuje, by dokonać takiego właśnie wyboru? Przenosząc analogie w czasy współczesne, trzeba wyraźnie podkreślić, że nie chodzi tylko o PSL, choć zdolność „obrotowa” tej partii od dawna budzi zainteresowanie. Takiego wyboru może dokonać każde z działających ugrupowań politycznych, również te, które wchodzą w skład większych struktur (vide: partia Razem). Na przykład, przy wyborach samorządowych i to nie tylko w Warszawie (choćby Jaros czy Sutryk we Wrocławiu?). Raczej o siłę integrujących argumentów, które pozwolą realizować wspólną ponadpartyjną koncepcję. Nadchodzą bowiem wydarzenia, które sprawdzą zdolność koalicji do sprostania najpoważniejszemu, bo mocno zakotwiczonemu w historii wyzwaniu dla Polaków. Zadaniu znalezienia wystarczającej siły do przeciwstawienia się partyjnym partykularyzmom, które ujawnią się wcześniej lub później. W którą skręcą stronę? – oto jest pytanie.

[1] P. Brykczyński, Gotowi na przemoc. Mord, antysemityzm i demokracja w międzywojennej Polsce, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017, s. 61.

[2] P. Brykczyński op. cit. s. 258.

[3] W. Witos, Moje wspomnienia, t. 2, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 220.

[4] Wincenty Witos, op. cit., s. 221

[5] Uważano Narutowicza za osobę areligijną. Interesującą informację zawierają jednak wspomnienia prof. Janusza Pajewskiego, który opisuje swoją rozmowę z kardynałem Kakowskim (b. członkiem Rady Regencyjnej w czasie I wojny światowej). Warto zacytować jej fragment: „Aleksandra Kakowskiego cechowała głęboka kultura i subtelność, świadectwem tego dzieje rozmowy z indyferentnym religijnie prezydentem Narutowiczem. 16 grudnia 1922 roku prezydent Narutowicz złożył wizytę kardynałowi. Rozmowa była szczera i interesująca (…). Wreszcie [prezydent] ukląkł i poprosił kardynała o błogosławieństwo. Głęboko wzruszony kardynał wśród cichej modlitwy uznał wyznanie prezydenta za spowiedź, przeżegnał go i udzielił mu rozgrzeszenia. W godzinę później Narutowicz już nie żył” [J. Pajewski, Przeszłość z bliska. Wspomnienia, PIW, Warszawa 1983, s. 110].

Tekst ukazał się w numerze 2/2024 „Res Humana”, marzec-kwiecień 2024 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.