Prawne wątpliwości
Nie jestem bezstronnym obserwatorem działań rządu powołanego 13 grudnia. Jestem zdecydowanie stronniczy. Mało tego, twierdzę, że sytuacja wyklucza komfort bycia bezstronnym, jak każde starcie dobra ze złem. Jeżeli ktoś zarzuci mi moralną egzaltację, odpowiem chłodno: zbyt głęboko wgryzałem się w historię mojego – dwudziestego – wieku, żeby nie rozpoznać zła w polityce. To prawda, że dzisiaj nie ma ono oblicza zbrodni. Ale sam fakt, że jego duch może powracać, budzi grozę.
Nie dam sobie odebrać nadziei, że zdecydowana większość z tych, którzy stoją w po tamtej stronie, po prostu żyje w niewiedzy. Nie wie na przykład, że Dmowski był twórcą polskiego faszyzmu, a polscy faszyści, jak Michał Howorka, byli mordowani w Auschwitz przez faszystów niemieckich. Że bycie w Polsce po stronie czegoś, co chociaż trochę trąci faszyzmem, zakrawa na absurd.
W świątecznej „Gazecie Wyborczej” ukazały się dwie opinie dotyczące sposobu przejmowania kontroli nad zawłaszczonymi przez PiS instytucjami państwa. Pierwszą sformułowała Dominika Wielowieyska – pytając, czy PO wchodzi w buty PiS. Odpowiada, że cokolwiek nowa władza by zrobiła, będzie krytykowana albo za działanie na granicy prawa, albo za nieudolność. Opowiada się za ministrem Sienkiewiczem. Jak cała jej redakcja, która po zwycięstwie wyborczym PiS w 2015 roku przepowiadała, że demokracja w Polsce jest w niebezpieczeństwie.
Inaczej gość i felietonista „Gazety” Marcin Matczak. Martwi go, że w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nawet wielcy prawnicy chcą Konstytucję łamać, by ją sklejać. Kończąc esej, przytacza historię opowiadającą o tym, jak strategia altruistyczna służy przetrwaniu wspólnoty. Głos Marcina Matczaka odbieram jako element strategii kandydata najbliższych wyborów prezydenckich. Szczerze będę popierał go w tym dążeniu, ale dzisiaj z jego wnioskami się nie zgadzam.
Strategię altruistyczną zastosował Donald Tusk w 2007 roku, gdy na stanowisku szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego pozostawił Mariusza Kamińskiego. Nie zdawał sobie wówczas sprawy, dlaczego strategia altruistyczna wobec polityków PiS nie może mieć zastosowania. Istotą tej strategii jest dialog, a PiS jest tworem adialogicznym z założenia (pamiętamy, jak Kaczyński dialogował z Lepperem i Giertychem). Manifestacją adialogiczności Prawa i Sprawiedliwości jest instytucjonalizacja kłamstwa, dlatego odebranie im mediów publicznych ma kardynalne znaczenie. Dlaczego w tym momencie przypomina mi się zryw wyzwoleńczy Litwinów, którego kulminacyjnym momentem było opanowanie stacji telewizyjnej w Wilnie?
Problem, przed którym stoi dzisiaj Donald Tusk, ma charakter polityczny, a nie prawny. Charakter polityczny w najgłębszym sensie polityczności: musi ustanowić ład i musi przywrócić wolność jednostki. Że ład ustrojowy nie został skruszony do końca, a jednostka mogła jeszcze nie dostrzec realnego zagrożenia, nie zmienia faktu, iż demokracją już nie byliśmy, a upatrzone jednostki poddane były opresji.
Za głosami wzywającymi do przestrzegania legalizmu stoi troska o pojednanie rozdartego społeczeństwa. Pozwolę sobie wyrazić wątpliwość. Jak interpretować to rozdarcie mając przed oczami dwa obrazy: ten z Warszawy z 1 października i ten z PiS-owskiej manifestacji w obronie „wolnych mediów”? Moim zdaniem teza o głębokim rozdarciu polskiego społeczeństwa jest nieprawdziwa. To rozdarcie diabolicznie reżyserował PiS. Mimo istniejących podziałów i konfliktów jesteśmy społeczeństwem relatywnie homogenicznym.
I wiemy, czym jest solidarność.