Koniec historii
Upadek komunizmu i ustanowienie w krajach Europy Wschodniej ustroju liberalno-demokratycznego należy widzieć jako potwierdzenie słuszności sformułowanej przez Hegla teorii końca historii – to jest teza opublikowanego w 1989 r. artykułu Francisa Fukuyamy Koniec historii?.
Teoria końca historii była wówczas wyjaśnieniem znaczenia francuskiej rewolucji 1789 r., którą Hegel uważał za przełomowe wydarzenie w dziejach (przekonuje mnie sąd, że cała filozofia heglowska jest interpretacją rewolucji francuskiej i komentarzem do tej interpretacji). Wartością, w imię której dokonano obalenia monarchii, była godność człowieka. Zdefiniowano tę godność w Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Deklaracja, uznając równość wszystkich ludzi, potwierdzała, że wolność jednostki jest najwyższą wartością i ostatecznym celem etycznym. Dalej pójść nie można i w tym sensie proces historyczny i opisująca go filozofia dobiegły końca: człowiek osiągnął poziom zrozumienia sensu historii, „dzieje powszechne to postęp w uświadomieniu wolności”. Postęp będący koniecznością, bo idei wolności nikt nie wymyślił, wolność jest po prostu istotą Człowieczeństwa, emanacją rozumności człowieka.
Koniec historii oznacza zarazem jej początek, nowej epoki, w której będziemy tworzyli swój świat w sposób rozumny. Upadek komunizmu potwierdza tę diagnozę. Projekt komunistyczny był niedostatecznie rozumny, wolnościowy i musiał ustąpić miejsca projektowi liberalno-demokratycznemu, który jest bezalternatywny jako polityczna forma organizująca życie wolnych jednostek.
2
Znaczenie artykułu Fukuyamy polega na odkryciu aktualności filozofii heglowskiej dla teorii polityki, tzn. takiej teorii, która porządkując myślenie o teraźniejszości, pozwala dostrzec w jej minionych i teraźniejszych wydarzeniach przejaw koniecznych procesów. Na tej podstawie można formułować racjonalne decyzje polityczne.
Nasuwają się dwa pytania. Pierwsze: dlaczego przez tak długi czas, niemal 200 lat, o Heglu właściwie nie pamiętano i dopiero musiał pojawić się Fukuyama, żeby o nim przypomnieć? I na to pytanie tutaj nie odpowiem. Odpowiem natomiast na drugie: czy po upływie 34 lat od publikacji teza, zawarta w artykule Koniec historii? o koniecznym triumfie liberalnej demokracji, broni się? To pytanie jest ważkie wobec wydarzeń, które miały miejsce w świecie po 1989 r., a które najogólniej można opisać jako defensywę liberalno-demokratycznego projektu pod naporem nacjonalistycznego i religijnego populizmu. Dzisiaj kulminacją tego zjawiska jest agresja Rosji na Ukrainę. Moja odpowiedź jest jednoznaczna: broni się. Dlatego w tytule mojego artykułu nie ma znaku zapytania, jaki widnieje w tytule artykułu Fukuyamy. Nie mam wątpliwości że „koniec historii” dzieje się na moich oczach, a wręcz przyspieszył.
Spróbuję naszkicować interpretację wojny w Ukrainie opartą na teoretycznych założeniach Hegla/Fukuyamy. Ta wojna jest absurdem, czyli czymś niewyjaśnialnym. Co ważne, absurdu nie należy wyjaśniać, bo to zafałszowuje jego istotę. W politologii (i nie tylko) wyjaśnić oznacza ujawnić racjonalność działania względem założonego celu, mniej więcej. W tej definicji kluczowy problem dotyczy nie tyle racjonalności działań, co racjonalności celów. Do absurdalnego celu można dążyć racjonalnymi działaniami (o tym pisze np. Zygmunt Bauman w Nowoczesności i Zagładzie). Jednak podejście „naukowe” zakłada, że nie możemy rozstrzygnąć, które cele, wartości są absurdalne, a które rozumne, bo aksjologia jest „nieudowadnialna”. Ten aksjomat obciąża całą humanistykę. Na gruncie filozofii Hegla można rozwiązać tę aporię. Ukazuje ona drogę do ontologizacji wartości.
3
Fundamentalnym pojęciem heglowskiej historiozofii jest wolność. Na użytek teorii Hegel uczynił wolność pojęciem aksjologicznie obojętnym i zdefiniował ją jako społeczne warunki umożliwiające człowiekowi urzeczywistnienie tkwiącego w nim potencjału, co człowiek czyni poprzez pracę. Istotę tego filozoficznego zabiegu obiektywizacji wolności zachwycająco sformułował Heidegger na potrzeby wykładów analizujących rozprawę o istocie ludzkiej wolności Schellinga: „Wolność to nie właściwość człowieka, lecz człowiek to właściwość wolności”. Praca wypełnia dzieje. Sprzyjająca jej efektywności wolność staje się tym samym narzędziem dziejów, warunkiem eksploatacji potencjału ludzkiej rozumności i w tym sensie służy nie jednostce, ale postępowi ducha, czyli szeroko pojętej kultury.
Przeżywane przez jednostkę doświadczenie wolności, mimo fundamentalnego znaczenia egzystencjalnego, z punktu widzenia historiozofii jest nieistotne. Postęp wolności jest procesem obiektywnym, niezależnym od woli jej urzeczywistniania. Społeczeństwa, które mają jej więcej, zdobywają przewagę nad tymi, w których wolności jest mniej, bo ich praca jest bardziej efektywna. Rosja jest państwem o kilkaset lat starszym niż Stany Zjednoczone i jest tam, gdzie jest. Tak zdefiniowaną wolność można operacjonalizować, tzn. objąć konkretnymi politykami: bezpieczeństwa, ochrony zdrowia, edukacji itp., i wydobyć ją z aksjologicznej nieokreśloności, pozostawiając jednocześnie jej egzystencjalne znaczenie.
Celem tego wywodu na temat pojmowania wolności w niemieckiej filozofii idealistycznej, zapewne niespecjalnie pasującego do formy eseju, jest wykazanie, że polityka to troska o wolność jednostki i że ta definicja, w świetle teorii końca historii, ma charakter absolutny, a nie postulatywny. Jeszcze niedawno uznawano ją za naiwną, ale czasy się zmieniają.
4
Teraz mogę przejść do Putina. Do jakiego wniosku może prowadzić analiza jego polityki w zestawieniu z (absolutną) definicją polityki? Tylko do tego, który już sformułowałem: ta wojna to absurd. Podobna ocena jest obecna, ale nie w „poważnych” analizach mówiących o geopolitycznych, wewnątrzpolitycznych, historycznych i temu podobnych przyczynach tej wojny. To są pseudonaukowe rozważania mącące jasność oglądu
sytuacji.
Pojęcie absurdu w politologii ma status teoretyczny. Pojawiło się jako odpowiedź na próby zrozumienia „Auschwitz”, czyli zagłady Żydów. Zagłada jest chyba najpełniej udokumentowanym wydarzeniem w historii, ale to nie sprawia, że można je zrozumieć. „Auschwitz” jest absurdem ekstremalnym. Ale było ich więcej. Wiek XX przejdzie do historii jako wiek politycznego absurdu, bo dopiero wtedy ludzkość „dojrzała” do absurdu i nie da się ukryć, że absurd ujawnił się w pełni po „końcu historii”, czyli w świecie świadomym wolności.
Mechanizm absurdu można opisać. To mariaż despocji i urojenia. Jego klasyczna postać wiąże się ze zjawiskiem psychologizacji polityki, pojawiającym się w sytuacji skrajnej centralizacji władzy, czyli sprawowania jej przez nieskrępowaną żadnymi ograniczeniami jednostkę. Takie jedynowładztwo tworzy niezwykle silną strukturę dzięki delegowaniu nieograniczonych uprawnień w stosunku do podwładnych ludziom władzy kolejnych szczebli, aż do poziomu dozorcy kamienicy. Psychologizacja polityki sprawia, że państwowe decyzje mogą być pozbawione jakiejkolwiek racjonalności, bo człowiek wolny może nie chcieć być racjonalny, może się kierować czym chce, urojeniem też i to jest świadectwo jego absolutnej wolności. U Dostojewskiego jest taki człowiek „spod podłogi”, który nie dawał sobie narzucić, że 2+2=4.
O zagładzie Żydów w Europie rozstrzygnęła nawet nie decyzja, ale wola, którą wyraził Führer des Deutschen Volkes i który sam z siebie opisał własny światopogląd i jego źródła. Decyzję o kolektywizacji (Hołodomor) podjął Stalin osobiście, późniejszy samozwańczy językoznawca, a po nim inni wschodni psychopaci – Mao, Kim, Pol Pot…. Decyzję o agresji na Ukrainę Putin podjął też sam, posłużył się umysłem, jaki ma i angażowanie nauki, by za tym umysłem nadążyć, nie ma wielkiego sensu.
5
Jak może zaistnieć absurd polityczny? To jest pytanie o źródła totalitaryzmu, a odpowiedzi tworzą bibliotekę. Dla potrzeb tego eseju wydobędę jeden tylko wątek: populizm, który prowadzi z powrotem do Fukuyamy. Filozofia Hegla jest „ideopłodna”, inspiruje. Marks uznał, że jej centralnym pojęciem jest „praca”, Kojève, że „uznanie”, a autor właśnie wydanej książki o politycznej filozofii Hegla, Bartosz Wójcik, że „sprzeczność”. Ja upieram się przy „wolności”. Fukuyama dotarł do Hegla przez Kojèva i – jak on – oparł swoją koncepcję na „uznaniu”, argumentując: natura wyposażyła człowieka w thymos, trzecią część duszy niezależną od dwóch pozostałych, od pożądliwości i rozumności (Platon). Thymos to duma, poczucie godności i potrzeba uznania. To nieusuwalna cecha człowieczeństwa i jeżeli teoria polityczna ma opierać się na teoriach ludzkich zachowań, nie można jej pominąć. Dlatego Fukuyama na niej oparł swoją teorię końca historii, na potrzebie uznania jako naczelnej kategorii. Uznał, że głębiej niż marksowski ekonomizm sięga do ludzkich motywacji. Hegel też napisał, że potrzeba uznania jest motorem dziejów.
Jestem przekonany co do przewagi „wolności” nad „uznaniem”, jako budulcem teorii polityki. Uważam, że wybór Fukuyamy owocuje teorią węższego zasięgu. Jednak w ostatnim czasie „polityka tożsamościowa” tak daje nam się we znaki, że bazująca na „uznaniu” teoria Fukuyamy jest dzisiaj doskonałym tłem dla dyskusji o polityce współczesnej. Fenomen dzisiejszej „polityki tożsamościowej” ujawnia – moim zdaniem – potrzebę powrotu do heglowskiego źródła celem modyfikacji teorii Fukuyamy.
Pomoże w tym krótki wywód na temat: „koniec historii” a „sprawa polska”.
Od kilku lat żyję w państwie poddanym polityce tożsamościowej. Rok po roku coraz pełniej ujawnia się jej absurdalność, czyli heglowska „negacja abstrakcyjna”, czysta anihilacja negująca tylko pusty, pozbawiony treści punkt absolutnie wolnej jaźni. Tu Heglowi chodzi o politykę opartą na urojeniach, na „pustym znaczącym”, jak ktoś opisał pojęcie „Żyda” w ideologii nazizmu.
6
Tym, co umożliwia niosącą absurd politykę tożsamościową jest populizm, polityka wyborczej mobilizacji eksploatująca potrzebę uznania, odwołująca się do godności elektoratu. To sposób na przejęcie władzy w społeczeństwie powszechnego prawa wyborczego. Istotą polityki populistycznej jest pobudzenie emocji, czemu służy mobilizacja w obliczu wroga, który niesie egzystencjalne zagrożenie. Jeżeli taki nie istnieje, trzeba go wymyślić (w „Rozmowach przy stole” jest zastanawiające zdanie wypowiedziane przez Hitlera, że gdyby nie było Żyda, trzeba by było go wymyślić). Partia PiS musiała wrogów „wymyślić” – piszę w cudzysłowie, bo ci wrogowie „zrekonstruowani” też są w istocie wymyśleni. Polityczne „wymyślanie” posługuje się kłamstwem. Gdybym miał jednym słowem opisać przytłaczającą mnie coraz bardziej rzeczywistość polityczną, byłoby to KŁAMSTWO. Jak trujący gaz, jest wszędzie. U nas populizm świadomie rozrąbuje społeczeństwo na nienawistne sobie plemiona. Wykreował wrogów legion, żeby każda grupa wspierająca partię u władzy mogła być w swojej „godności” usatysfakcjonowana.
Istoty kłamstwa można nie dostrzec w bezpośrednim z nim zetknięciu. Sposób używania kłamstwa przez właściwie wszystkich, którzy występują jako reprezentanci władzy, ujawnia stojący za tą praktyką świadomy zamysł. Celem „ich” kłamstwa jest unicestwienie rozmowy, usunięcie z dialogu tego „drugiego”, żeby zostało tylko jedno słowo, jako jedyna „prawda”. Kłamstwo służy niedopuszczeniu wątpliwości do wiernych i jest to tak ważne, że kłamstwu nadaje się obudowę instytucjonalną poprzez tworzenie kanałów informacyjnych i regulacje prawne penalizujące podważanie kłamstwa. Kłamstwo jest najważniejszym narzędziem politycznym stosowanym i udoskonalanym przez PiS. Jego celem jest mobilizacja „swoich” poprzez dehumanizację przeciwnika. To jest ich sposób na pozostanie u władzy w warunkach głosowania powszechnego. To dlatego jakakolwiek reakcja zawierająca wątki „symetrystyczne”, zakładająca rozmowę, polega na niezrozumieniu fenomenu kłamstwa.
7
Zaczęło się jak u Hitchcocka – od Polski w ruinie i milczenia o tym, jak z tych ruin wydobyto 500+. Poszło łatwo po sukcesie próby generalnej, czyli zamachu smoleńskim. Było jasne, że lud kupi i nie zapyta. Władza, naciskając z powodzeniem guzik populizmu, szybko zdegenerowała się do postaci grupy przestępczej i dziś kradnie już bez opamiętania, w gorączkowym pośpiechu wypełniając szalupę, w której chce przetrwać po katastrofie. A ostatnie sondaże pokazują, że partia Prawo i Sprawiedliwość wciąż może zdobyć największą liczbę głosów. Oto jest pytanie!
Wzbiera we mnie kaznodziejskie pobudzenie, nie z poczucia wyższości, ale z potrzeby wykrzyczenia prawd podstawowych w czasie, gdy życie społeczne cofane jest do form prymitywnych, do kłamstwa tu i kłamstwa przerastającego w zbrodnię dalej na wschód. Gwałcenie prostych prawd jest dzisiaj absurdem nie do zniesienia, bo narzuconym przez glinianych tyranów, po których pozostanie tu wstyd, a tam trauma. Dzisiaj tkwię w smucie. Ulżyłem sobie, ale teraz już wracam na racjonalny tor.
Rządy PiS pozwalają dostrzec problemy niechętnie dotąd podejmowane. Przyjmując stanowisko heglowskiej historiozofii, zrozumiemy, że polskie społeczeństwo doświadczyło „szarpnięcia historycznego”. Wyprzedziliśmy czas, liberalno-demokratyczna modernizacja pojawiła się przedwcześnie, biorąc pod uwagę narodowo-religijną świadomość dominującej części społeczeństwa. To – mutatis mutandis – miał na myśli Andrzej Leder, pisząc o „prześnionej rewolucji”.
Krytyka Okrągłego Stołu wskazująca jego niereprezentatywność nie jest bezzasadna, tyle że krytycy poszukują zastrzyku trucizny dla kłamstwa, a nie prawdy. Pozostaje faktem, że nurt narodowo-katolicki był tam praktycznie nieobecny. Pozostaje faktem, że Jan Paweł II tłumił katolicki radykalizm przeciwny akcesji do Unii. Biorąc to pod uwagę, nasza obecność w elicie świata, czyli w Unii Europejskiej, zdaje się być nieoczekiwanym cudem. To, co mam na myśli, powiem słowami Hegla, którego duch nieustannie czuwa nad tym esejem: „Ustrój, który Napoleon dał Hiszpanom, był rozumniejszy niż ten, który mieli oni przedtem, a mimo to odrzucili go jako coś im obcego, gdyż kultura ich nie doszła jeszcze do tego”. Elita chce modernizacji, ale by chciały jej masy, musi upłynąć czas na przebudowę tożsamości.
8
Dochodzę do pierwszego optymistycznego wniosku: PiS przyspieszyło proces przeobrażania świadomości społecznej ku „obywatelskości” proporcjonalnie do skali kłamstwa użytego do kreacji tożsamości narodowo-katolickiej. Przyspieszył więc ten proces radykalnie. Zrozumienie, czym jest w swojej istocie konstytucja i rządy prawa, samorząd, służba cywilna, świeckie państwo… jest już masowe. Wiem, że nie wszyscy podzielają ten pogląd, jednak mój optymizm opiera się na poważnym autorytecie, na heglowskiej historiozofii. Wiemy, że „tożsamość” ma w sobie potencjał wykluczania, ale jako uczestnicy społeczeństwa jakiejś tożsamości szukamy. My akurat mamy unikalną szansę na budowanie takiej „historiozoficznie adekwatnej” tożsamości tworzącej wspólnotę na fundamencie solidarności wolnych ludzi. Prawo i Sprawiedliwość wkłada olbrzymi wysiłek, żeby ten fundament skruszyć: przywódca „Solidarności” – agent, Okrągły Stół – spisek nomenklatury i fałszywych patriotów, akcesja do Unii – oddanie suwerenności Brukseli, Unia Europejska – sposób Niemiec na dominację i wreszcie żołnierze wyklęci przeciwko powstańcom warszawskim – to już po bandzie. Najgroźniejszy jest atak wymierzony w wartości liberalne, bo otwiera drogę faszyzacji państwa. Ten łańcuch kłamstw jest nieocenionym wzmocnieniem fundamentu rzeczywistego (rozumnego) nowoczesnego światopoglądu. Niedługo stanie się oczywiste, że kalendarzowym dniem tożsamości jest dla nas 4 czerwca. Freedom Day. Po latach eksploatacji przez PiS narodowo-katolickiego paliwa tożsamościowego można zdać sobie sprawę, przed jaką szansą historyczną stał jego przywódca. W tym czasie bez żadnych skandali mógł zdobyć konstytucyjną większość, opanować sądownictwo i upartyjnić państwo w sposób „aksamitny”. Ograniczoność horyzontów intelektualnych przywódcy politycznego okazała się w tym przypadku zbawienna. Wszelako zdumiewa brak wsparcia intelektualnego z bliskiego mu otoczenia. Dlaczego go brakowało? Ludzie kompetentni bez trudu stworzyliby plan „20 lat u steru państwa”, a zobaczyliśmy „ułaskawienie”, „niepublikowanie” i „miłość do konia arabskiego”. „Miałeś chamie złoty róg…”.
Historyczny sens polityki tożsamościowej (u Fukuyamy – politics of resentment) polegał na wydobywaniu jednostki ku wolności politycznej. Heglizm leży u źródeł dwóch najintensywniej przeżywanych ideologii współczesności: socjalizmu i nacjonalizmu. Idea narodu nadawała jednostce status obywatela równego w prawach z innymi (My, naród), Marks powiedział proletariuszom, że mają godność ludzką i muszą żądać równych szans (wyklęty powstań ludu…). Wtedy wehikuł tożsamości przynosił nowoczesną świadomość wolności. Polityka tożsamości dzisiaj truje. Jako narzędzie w rękach Trumpa, Putina, Orbana czy Kaczyńskiego jest dążeniem do spętania rozumu za pomocą emocji, aby w ten sposób ułatwić zadanie kłamstwu. A wolność człowieka ufundowana może być tylko na rozumie – tako rzecze Hegel.
Ku Francisowi Fukuyamie kieruję następującą wątpliwość. „Koniec historii” to teoria adekwatna, ale ograniczona swoim „sufitem”. Ograniczenie wynika z oparcia jej na „uznaniu” i konsekwencje tego wyboru pokazują, że np. w konfrontacji z takim fenomenem jak polityka tożsamościowa traci moc zawartą w heglowskim źródle. Wiem, Profesorze, że wiesz, iż tożsamość musi być uniwersalna w historycznej perspektywie, ale w historycznej perspektywie ona w ogóle znika. Pozostanie tylko wolność, z którą, być może, nie bardzo będziemy wiedzieli co zrobić. Już zaczynamy się bać…
Dr Piotr Stefaniuk jest politologiem, wydawcą książek związanych z problematyką zagłady Żydów – m.in. Zagłady Żydów Europejskich Raula Hilberga (3 tomy) oraz Behemota Franza Neumanna. Założyciel i pierwszy rektor uczelni Via Moda, biznesmen, obywatel Unii Europejskiej.
Esej ukazał się w dwóch częściach w numerach 3/2023 (maj-czerwiec 2023 r.) i 5/2023 „Res Humana” (wrzesień-październik 2023 r.).