logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Dlaczego feminatywy (dobre) są?

Anna SIKORSKA-MICHALAK | 13 lipca 2024
Rys. Jan STĘPIEŃ

Dyskusja na temat żeńskich form osobowych trwa w najlepsze. Toczy się w mediach głównego nurtu, w internecie i podczas spotkań rodzinnych, a także na uczelniach. Rozgrzewa fora i zajmuje naszą uwagę, zyskując (czy potrzebnie?) rangę tematu politycznego. Może dlatego, że wszyscy jesteśmy po trochu właścicielami języka ojczystego i – jak to właściciele – chcemy porządzić. Nic, tylko się cieszyć, bo przecież „pańskie oko konia tuczy”, a język od tego kwitnie i pięknieje. Czy jednak na pewno?

Warto zastanowić się, jak chcielibyśmy, by język polski brzmiał na co dzień, wyglądał na papierze, w jaki sposób moglibyśmy się nim nie tylko poprawnie, ale zrozumiale posługiwać – jednym słowem: porozumiewać. Oczywiście przy zachowaniu norm językowych i wspólnych zasad, ale także z szacunkiem dla tych, którzy chcą pewnych odstępstw, wychodząc z założenia, że język jest żywy i żywo reaguje na zmiany społeczne, gospodarcze, wszystkie inne.

Nowomowa. Czyżby?

„Modna nowomowa”, „sztuczne wyrażenia”, „niepotrzebne neologizmy”, „potworki językowe” – to często spotykane określenia, które mają zamknąć usta tym, którzy feminatywów używają i których wcale nie razi w rozmowie adwokatka, psycholożka albo ministra. Rozczaruję internetowych (głównie) specjalistów od języka: ani to nowomowa, ani neologizmy.

Nowomowa to – jak wiemy ­– wymyślony przez Orwella język władzy, który służył do manipulowania ludźmi i nastrojami społecznymi. Zmieniał rzeczywistość i był elementem opresji. Trudno jednak doszukać się jakichkolwiek działań unijnych eurokratów, naszego rządu lub (nie daj Boże!) prezydenta w sprawie feminatywów. Nasze władze mają zgoła inne, mniej lub bardziej ważne, sprawy na głowie. Na przykład kwestie języka śląskiego… Chyba, że podanie nazwy swojego stanowiska w formie żeńskiej przez nieżyjącą już ministrę Izabelę Jarugę-Nowacką lub ministrę Joannę Muchę uznać za przejawy opresji wobec kolegów. Dajmy spokój! Jedynym kłopotem jest to, że słowo to zostało utworzone nieprawidłowo, ale czy ministerka (poprawna forma) brzmiałaby mniej „feminatywnie”?

Neologizmy natomiast powstają po to, aby nazwać coś, co wcześniej nie istniało i co trzeba po prostu nazwać. A także aby zastąpić wyrazy obce w języku rodzimym albo nadać wyjątkowego stylu wypowiedziom artystów. Z żadną z takich sytuacji nie mamy tu do czynienia. Lepiej więc porzucić próby pokrycia pewnych luk we własnej wiedzy mądrymi (bo naukowymi) określeniami.

Co się zaś tyczy potworków i sztuczności – z tym dyskutować nie sposób, to kwestia gustu, a z nim się przecież nie dyskutuje.

Ekspertyzy vs poglądy

Jeśli chcemy podejść do sprawy fachowo i wyrobić sobie jakiś rozsądny pogląd, odwołajmy się do ekspertów w dziedzinie, na której sami się specjalnie nie znamy, ale interesujemy się nią, korzystamy z jej osiągnięć i uznajemy za ważną w życiu naszej wspólnoty.

Wielki słownik języka polskiego PAN podaje następującą definicję słowa „feminatyw”: wyraz nazywający kobietę wykonującą określony zawód lub pełniącą określoną funkcję, traktowany jako pochodny słowotwórczo od wyrazu mającego rodzaj gramatyczny męski, nazywającego mężczyznę lub w ogóle osobę pełniącą tę funkcję lub wykonującą ten zawód[1].

Skoro tak, to nic prostszego – nazywajmy kobietę wykonującą zawód lekarza lekarką (jeśli o specjalności z chirurgii, to nawet chirurżką), zawód piekarza – piekarką, a zawód montera – monterką. Możemy nawet nazwać kogoś pilotką (pilotem możemy nazwać także coś, a nie tylko osobę). Wiemy już, jak to robić! Osoby hołdujące bardziej tradycyjnemu podejściu powinny się tu ucieszyć  – słownik pozwala taki wyraz utworzyć od rodzaju gramatycznego męskiego, czyniąc w ten sposób zadość uznaniu, że znów „panowie przodem”.

Bliższe naszej polskiej tradycji jest podejście: lubię, bo znam, przyzwyczaiłem się i czuję się z tym dobrze. Naukowiec i prezes – to jest gość! A naukowczyni i prezeska… jakoś nam nie brzmią! Tu dotykamy istotnej kwestii ­–  zwyczajów językowych, z których rezygnacja budzi niepokój. Faktycznie, użycie określenia naukowczyni lub gościni dla niektórych jest trudne, niekiedy bolesne, czasem wręcz nieakceptowalne. Czy zatem feminatywy to kłopotliwa nowość? I tak, i nie.

Maciej Makselon – językoznawca, redaktor i popularyzator wiedzy o języku polskim mówi podczas swojego wystąpienia na TEDx w Koszalinie: „To, że jesteśmy przyzwyczajeni do czegoś, nie stanowi problemu. Problem zaczyna się wtedy, kiedy zaczynamy traktować, jakby świat narodził się razem z nami, jakby przed nami nie było niczego. A to, co znamy, było punktem odniesienia dla wszystkich i wszystkiego”. I przytacza przykład słowa gościni, obecnego już w tzw. słowniku warszawskim z 1927 roku, a także wielu innych używanych wówczas form, podawanych przez słowniki w latach 1807–1927, co skrupulatnie prześledził: preferansistka, wajdelotka, delegatka, prezydentka, doktorka, bankierka lub kojarzycielka[2].

Bądźmy jednak obiektywni – nie zawsze można mówić o tym, że mamy do czynienia z powrotem popularnych dawniej form. „Ich istnienie w słownikach nie musi oznaczać tego, że były one powszechnie używane – zauważa z kolei Marek Łoziński z Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. – Gościni była formą sztuczną w okresie międzywojennym. Nie znaczy to, że mamy jej nie używać; to bardzo dobrze utworzony wyraz. Natomiast nie mówmy, że do niego wracamy, bo to nieprawda” – zaznacza[3].

Czyli możemy mieć różne oceny, ale gościni już u nas gościła – to pewne!

O historię warto pytać rodzinne autorytety, nasze babcie i dziadków, najlepiej tych z przedwojennych roczników. Jak zauważyła jedna z internautek „chodziło się wtedy do doktora lub doktorki, uczyły profesorki, była też prezeska…”. Możemy również poszukać wyjaśnień w literaturze – w końcu większość Polaków i Polek pochodzi nie tylko od „Chłopów” Władysława Reymonta, ale w równym stopniu od „Chłopek” Joanny Kuciel-Frydryszak. Może w tym tkwi cząstka odpowiedzi na pytanie, dlaczego jedni przyjmują formy żeńskie ze spokojem, a inni traktują je jak wymysł „lewaków”. Boimy się tego, co nowe…

Ekonomia w języku

Feminatywy są dobre tak samo, jak maskulatywy i formy neutralne. Ani lepsze, ani gorsze. Pozwalają od razu rozpoznać, że mówimy o niej, a nie o nim. Są najkrótszym i najprostszym, a więc najbardziej ekonomicznym sposobem przedstawienia osoby rodzaju żeńskiego. A język dąży do prostoty i ekonomiczności wypowiedzi. Pani doktor w stosunku do krótszej doktorki nie broni się, tak samo jak pani chemik albo pani prezydent. Krótsze formy trafiają w sedno, a dłuższe mogą nawet wprowadzać zamieszanie. Jak w tekście nieodżałowanej Stefanii Grodzieńskiej, wspaniałej pisarki, aktorki i satyryczki zatytułowanym Dałam listonosz, opublikowanym w Przekroju w 1960 roku[4]. Mistrzyni satyry wyraziła w nim dowcipnie i dobitnie swoją niezgodę na kojarzenie męskich nazw zawodów z profesjonalizmem, a żeńskich nie. Dzisiaj, po sześćdziesięciu latach większość społeczeństwa tym bardziej nie chce takich skojarzeń i posługuje się bez oporów słowami: astronomka, matematyczka, redaktorka, informatyczka czy piłkarka. A nawet – prezeska i burmistrzyni!

W odpowiedzi na tę narastającą tendencję, obserwowaną u nas od lat, w 2019 roku ukazał się stosowny komunikat Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Zawiera on  poniekąd replikę wobec opinii tych, którzy uważają, że symetria rodzajowa w języku to „nagła, rewolucyjna ingerencja w funkcjonujący od wieków system językowy, ingerencja uzasadniona jedynie kryteriami ideologicznym”.

„Rada (…) uznaje, że w polszczyźnie potrzebna jest większa, możliwie pełna symetria nazw osobowych męskich i żeńskich w zasobie słownictwa. Stosowanie feminatywów w wypowiedziach, na przykład przemienne powtarzanie rzeczowników żeńskich i męskich (Polki i Polacy) jest znakiem tego, że mówiący czują potrzebę zwiększenia widoczności kobiet w języku i tekstach. Nie ma jednak potrzeby używania konstrukcji typu Polki i Polacy, studenci i studentki w każdym tekście i zdaniu, ponieważ formy męskie mogą odnosić się do obu płci”.

Znak tego, że mówiący czują potrzebę… Jeśli dobrze to rozumiem – można uznać, że język to nie misterna budowla, z której nie wolno nam wyjąć choćby cegły, ale żywy i pulsujący organizm, zmieniający się w czasie i przestrzeni. A jego kodyfikatorzy (językoznawcy) mogą jedynie badać go, obserwować życzliwie i uwzględniać zmiany, jakie w nim zachodzą. Pilnować wzorców i bronić zasad – tak, ale raczej jak troskliwi rodzice, a nie żandarm i sędzia.

Językowe łamańce

Na koniec argument ostatniej linii, często używany przez przeciwników niektórych form żeńskich: „Kto to słyszał – chirurżka, adiunktka albo architektka? Nie da się tego wymówić!”. Trzeba przyznać  – faktycznie łatwo nie jest. Ale można być raczej spokojnym o to, że ci, którzy potrafią wypowiedzieć (z mniejszym lub większym trudem) polskie słowa: źdźbło, zmarzlina, garść, zmarszczka i krztusić – poradzą sobie zapewne ze wszystkimi innymi, nawet bardzo trudnymi, wyrazami.

Szczególnie, gdyby miały one dotyczyć bliskich im osób, czyli dziewczyn i kobiet, z których każda może sama zdecydować, jak nazywać jej stanowisko w pracy lub zawód, który wykonuje. I jak się do niej zwracać w tym kontekście. Jeśli chce być panią adiunkt lub panią doktor – proszę bardzo! Ale jeśli marzy o tym, żeby zostać astronautką, psycholożką lub prezydentką, pozwólmy jej na to.

Zapytajcie kobiety o zdanie, one wiedzą, czego chcą!

 

[1] Wielki słownik języka polskiego, praca zbiorowa, red. nauk. P. Żmigrodzki, PAN, Warszawa 2022, dostępny online: https://wsjp.pl/.

[2] Feminatywy. O genderowej nowomowie słów kilka, M. Makselon, TEDx Koszalin, styczeń 2023, https://www.youtube.com/watch?v=MYH2qGScEVk.

[3] Feminatywy – nowy wymysł czy wiekowy środek językowy?, https://trojka.polskieradio.pl/artykul/3375508,feminatywy-nowy-wymysl-czy-wiekowy-srodek-jezykowy.

[4] S. Grodzieńska, Dałam listonosz, „Przekrój” 1960, nr 05; https://przekroj.pl/archiwum/artykuly/5657.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.