logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Stary Prochazka

Andrzej ŻOR | 3 października 2024
Pier Celestino Gilardi, Hodie tibi, cras mihi (1884)

Rywalizacja dwóch „starszych panów” Joego Bidena i Donalda Trumpa skierowała uwagę opinii publicznej na kwestię granic wieku, w ramach których możliwe jest skuteczne rządzenie. Zwłaszcza w sytuacji, gdy chodzi o przywództwo najsilniejszego (wciąż jeszcze) światowego mocarstwa. Skłoniło także do zajrzenia w głąb dziejów; wydaje się bowiem, że obaj pretendenci znaleźliby się na czołowych miejscach wśród najstarszych wiekiem przywódców poszczególnych państw w historii. Obaj aspirowali do władzy, mając już w granicach osiemdziesiątki.

Trump jest nieco młodszy, ma „zaledwie” 78 lat (ur. w czerwcu 1946 r.), jego niedoszły rywal Biden w okresie listopadowych wyborów dobiłby do 82 lat. Często porównywano ich z długowiecznym Ronaldem Reaganem, ale Reagan został prezydentem w wieku 70 lat i sprawował tę funkcję dwie kadencje do 1989 r., kiedy skończyłby lat 79. Podobnie było z Jimmym Carterem, bo wprawdzie zmarł w wieku 99 lat, ale prezydenturę kończył, mając ich zaledwie 76. Ostro namawiająca Bidena do rezygnacji Nancy Pelosi ukończyła w br. 84 lata.

Na marginesie tych dyskusji pojawiło się inne spostrzeżenie: czy przypadkiem wiek polityków pretendujących do amerykańskiego przywództwa nie jest swoistym symbolem schyłkowej fazy zachodniej cywilizacji? Choć nie brak opinii przeciwnych. Oswald Spengler opublikował I tom swojego dzieła Der Untergang des Abendlandes w 1918 r., wieszcząc w nim kres naszej cywilizacji (być może udzielił mu się pesymistyczny nastrój po zakończeniu I wojny światowej), II tom powstał w 1922 r. Minęło więc już sporo ponad 100 lat, a nasza cywilizacja wciąż żyje!

Szczęśliwie, rezygnacja Bidena i nominowanie Kamali Harris zakończyły te dyskusje. Nowa pretendentka ma dopiero 59 lat!

Rekordzistą wśród polityków aspirujących do władzy jest były premier Malezji Mahathir bin Mohammad. Urodził się w 1925 r. i w przyszłym roku osiągnie setkę (gdyby korzystał z usług ZUS w Polsce, jego emerytura wzrosłaby dwukrotnie). Sam wiek to jedno, ale Mahathir był premierem Malezji w latach 1981–2003, przekazywał zatem urząd swemu następcy, mając 78 lat (co niczym zaskakującym nie jest), ale wrócił na posadę premiera w roku 2018 i był nim do roku 2020. Miał wówczas 95 lat. A i dziś jest jednym z rozgrywających na malezyjskiej scenie. Żyje też i ma się całkiem dobrze jego żona Siti Hasmah, młodsza zaledwie o rok, wiernie kibicująca nie tylko małżonkowi, ale też malezyjskim badmintonistom.

Mahathir objął ponownie stanowisko premiera, odgrywając rolę uzdrowiciela skażonej korupcją polityki malezyjskiej, po budzących oburzenie aferach premiera Najiba Tun Razaka. Udało mu się jako tako uporządkować scenę i przekazać władzę swojemu byłemu współpracownikowi, a potem rywalowi Anwarowi Ibrahimowi. Najpierw wsadził go co prawda do więzienia na kilka lat, oskarżył o sodomię (sic!), a potem go wypromował, ustępując z funkcji na jego rzecz. Polityka – jak widać – wciąż zaskakuje.

Z polityków azjatyckich niewiele ustępował mu wiekiem pierwszy premier Singapuru Lee Kuan Yew. Zmarł, mając 92 lata, a urząd premiera sprawował od 1959 do 1990 roku, „zaledwie” przez 31 lat. Ghandi (uważany za wiekowego) żył 79 lat, zmarł w wyniku zamachu w 1948 r.

Politycy komunistycznych i postkomunistycznych Chin także uchodzili za gerontokratów. Mao Zedong urodził się w grudniu 1893 r., a zmarł we wrześniu 1976 r. (prawie 83 lata). Rządził długo, najdłużej w najnowszej historii Chin, bo od 1949 r., a więc 27 lat.

Po jego śmierci oraz po wydarzeniach na placu Tian’anmen (1989) następowały zmiany w polityce chińskiej na rzecz odejścia od modelu, w którym przywódca sprawuje władzę do śmierci lub do chwili udanego zamachu stanu na rzecz kadencyjności. Deng Xiaoping zmarł w wieku 93 lat i do końca swoich dni był uważany za przywódcę Państwa Środka. Ale to on był orędownikiem wprowadzenia kadencyjności na stanowiskach i dla pouczającego przykładu zrezygnował z zajmowanych stanowisk, z wyjątkiem… Przewodniczącego Komisji Wojskowej – jej członkami byli prezydent, premier i ministrowie.

Zarówno Jiang Zemin, jak Hu Jintao sprawowali władzę krótko. Jiang Zemin był gensekiem zaledwie trzy lata, a przewodniczącym ChRL – kilka miesięcy dłużej. Hu Jintao konsekwentnie przestrzegał zasady dwukadencyjności i ograniczeń wiekowych, pożegnał się ze stanowiskiem ukończywszy 70 lat. Wtedy politycznym kierownikom nawy państwowej wydawało się, że można administracyjnie zadekretować wiek odejścia ze służby. Obecny sekretarz generalny i przewodniczący ChRL Xi Jinping dąży jednak do przywrócenia zasady dożywotniego sprawowania urzędu, a nawet do systemu dynastycznego (?). Ma obecnie 71 lat i będzie rządził jeszcze co najmniej kilka.

Z polityków europejskich długowiecznością cieszył się Winston Churchill, przekraczając dziewięćdziesiątkę. Premierem był dwukrotnie, po raz pierwszy w latach 1940–45, a następnie w latach 1951–55. Jak twierdził, swoją długowieczność zawdzięczał temu, że wypalał co najmniej 10 cygar dziennie, wypijał co najmniej jedną butelkę whisky i nigdy w życiu nie uprawiał żadnego sportu. Ale to anegdota. Churchill skończył pracę czynnego polityka w wieku 81 lat, a więc plus minus w tym, w którym Joe Biden chciał zacząć swoją drugą kadencję. Mówiąc o politykach państw zachodnich, trzeba jednak pamiętać, że obowiązuje ich zasada kadencyjności, więc choć często żyją długo, to jednak pełnią urząd w wieku znacznie młodszym.

O gerontokracji w kręgach władzy radzieckiej mówiono wiele, nie zawsze zgodnie z prawdą. Lenin żył zaledwie 54 lata (1870–1924), Stalin znacznie dłużej, bo „aż” 74. Kilku innym przywódcom, jak Trocki czy Bucharin, skrócono nieco egzystencję. Ci, którzy zmarli naturalną śmiercią, choć w opinii społecznej uchodzili za starców, w rzeczywistości nimi nie byli. Jurij Andropow zmarł, mając 70 lat. Malenkow zmarł po przeżyciu 76 lat, ale gensekiem był krótko tuż po śmierci Stalina (tylko kilka miesięcy), a premierem nieco dłużej. Premierzy w rosyjskiej i radzieckiej tradycji nigdy jednak nie byli uważani za naprawdę rządzących. Odpowiednikiem cara był sekretarz generalny i tyle.

Za osobę wiekową, z trudem utrzymywaną na partyjnym tronie, uchodził Konstantin Czernienko. Był najkrócej rządzącym radzieckim przywódcą, bo panował 391 dni. Miałem okazję widzieć, jak go doprowadzano do stanu „używalności” podczas spotkania przywódców partii i państw socjalistycznych. Malowanego i pudrowanego wodza soc-stran wnieśli na rękach ochroniarze. Był zdolny do wystękania kilku pierwszych zdań swego przemówienia: „Ot imieni i po poruczeniu Centralnowo Komiteta Komunisticzeskoj Partii Sowieckowo Sojuza i Prawitelstwa SSSR priwietswuju wsjech…”, po czym tekst przemówienia odczytał wyznaczony funkcjonariusz. W Moskwie żartowano wówczas: Konstantin Ustinowicz Czernienko objął stanowisko sekretarza generalnego KPZR nie odzyskawszy świadomości[1]. Zmarł jako „młodzieniec” prawie, mając 74 lata.

Gorbaczow, Jelcyn i Putin byli młodzikami w chwilach obejmowania najwyższych stanowisk. Dziś Putin i Xi Jinping mają po 71 lat, zachowują więc przewagę młodości nad – do niedawna – kandydatami na fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. To nic nie znaczy i niczego nie przesądza, ale porównać warto.

Spojrzenie za kurtynę dziejów przynosi ciekawe obserwacje. Z polskich królów bodaj do najpóźniejszego wieku sprawował władzę Władysław Jagiełło. Jeśli prawdą jest, że był trzykrotnie starszy od poślubionej mu Jadwigi Andegaweńskiej (miał zatem w dniu ślubu 35–36 lat), to w chwili śmierci przekroczył znacznie osiemdziesiąt kilka lat. Oznaczałoby to, że dowodził bitwą po Grunwaldem (uważaną od wieków za największe osiągnięcie oręża polskiego w historii) w dość podeszłym – jak na ówczesne czasy – wieku, blisko 60 lat. A podejrzenia, że nie był ojcem Władysława, zwanego później Warneńczykiem, oraz Kazimierza Jagiellończyka, urodzonych w związku z Zofią (Sońką) Holszańską (urodzonych w latach 1424 i 1427), wydają się całkiem uzasadnione. W dniu przyjścia na świat Kazimierza Jagiełło miałby ponad 75 lat. Ale kto tam wie? Może ożywił się na starość?

Z królów elekcyjnych najkrócej (niespełna rok od elekcji, a cztery miesiące od koronacji) panował Henryk Walezy. Mimo tak krótkiego okresu narozrabiał znacznie, bo przyjęte przez niego tzw. artykuły henrykowskie ubezwłasnowolniły królów, a wzmocniły władzę szlachecką, w gruncie rzeczy magnacką, co źle wpłynęło na przyszłe losy państwa. Opuścił potajemnie Polskę na wieść o śmierci króla Francji, „wdrapał się” zresztą potem na tron tego państwa. Złośliwi mówią jednak, że zwiał, ponieważ czekało go małżeństwo z bardzo brzydką Anną Jagiellonką, a że był homoseksualistą, to taka sytuacja przekraczała jego zdolność akceptacji i poświęcenia dla sprawy. Z Jagiellonką ożenił się jego następca, Stefan Batory. Zarówno Batory, jak i Michał Korybut Wiśniowiecki panowali równie krótko – Batory 10 lat, a Michał zaledwie cztery z okładem. Historycy i sensaci podejrzewają, że Batorego otruto. Wiśniowiecki (syn słynnego Jaremy) zmarł wskutek skrętu kiszek, choć prześmiewcy twierdzą, że z przejedzenia. A był bodaj najlepiej wykształconym królem Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Nauki pobierał na Uniwersytecie w Pradze, władał ośmioma, a być może nawet dziesięcioma językami. Stanisław August natomiast posługiwał się siedmioma. Talenty językowe nie na wiele się im przydały, widać wiedza nie zawsze idzie w parze ze zdolnością do rządzenia. Obaj są obecnie uważani za królów raczej lichych, Michał na pewno, a Stanisław różnie, ale krytyków jego panowania nie brakuje.

Za najdłużej panującego monarchę europejskiego uchodzi Franciszek Józef I. Urodzony w 1830 r. objął tron w czasie Wiosny Ludów (1848) i rządził mocarstwem Habsburgów przez 68 lat. Zmarł w 1916 r. podczas I wojny światowej, szczęśliwie nie doczekawszy rozpadu monarchii. Miał wtedy 86 lat. Z Wiosną Ludów i powstaniem węgierskim (opisanym m.in. przez Prusa w Lalce) jakoś się uporał, choć nie bez pomocy Mikołaja I – cara Rosji, który zyskał wówczas miano „żandarma Europy”. Potem szło Franciszkowi Józefowi coraz gorzej. Przegrał wojnę z Prusami o hegemonię w Związku Niemieckim po klęsce pod Sadową (1866). Musiał też zgodzić się z roszczeniami Węgrów do utworzenia monarchii dualistycznej (Austro-Węgry). Monarchia Habsburgów traciła na znaczeniu, jednak mimo silnych tendencji odśrodkowych zdołała utrzymać swoją mocarstwową pozycję. Franciszek Józef był jedynym gwarantem integralności państwa. Prowadził dość ascetyczny tryb życia: wstawał o trzeciej nad ranem i zasiadał do pracy, w której ściśle trzymał się biurokratycznych reguł, jadł marnie, przeważnie rosół i sztukę mięsa. Nic dziwnego, że nie wiodło mu się w życiu rodzinnym, małżonka Elżbieta Bawarska, znana jako Sisi, miała inne preferencje polityczne i inne upodobania. Podobno to ona znalazła Franciszkowi kochankę – aktorkę Katarzynę Schratt, by się pocieszył, bo życie miał smutne. Romans trwał długo, cesarz był stały w uczuciach. Pod koniec życia ich spotkania ograniczały się do rozgrywania karcianej partyjki. Przeżył także osobistą tragedię. Sisi zginęła w zamachu dokonanym nie z powodów romansowych, lecz politycznych. Syn Rudolf, następca tronu, popełnił samobójstwo wraz ze swoją kochanką. Z roku na rok monarcha stawał się przedmiotem coraz bardziej licznych żartów i anegdot. Suchej nitki nie zostawił na nim Jaroslaw Hašek, który w Przygodach dobrego wojaka Szwejka, ale też w innych utworach, wykpiwał nie tylko postać kajzera, ale całą wiekową austriacką biurokrację. Cesarza nazywał „starym Prochazką” i te drwiny były nie tylko świadectwem słabnięcia osobistej pozycji panującego, lecz także kruszenia się, a wkrótce rozpadu całej, z mozołem budowanej, struktury państwa. Do klasyki literatury przeszła scena, w której komisja lekarska badająca stan umysłowy Józefa Szwejka zgodnie orzekła, że nie jest on zdrowy psychicznie, czego dowodem miał być wzniesiony przez niego na powitanie okrzyk: „Niech żyje cesarz Franciszek Józef I!”. W końcu nikt zdrowy na umyśle nie zdobyłby się na takie „dzień dobry”. Monarchia zmurszała, mimo przekonania jej dostojników o wielkości. To Austria wypowiedziała wojnę Serbii[2], doprowadzając do pierwszego ogólnoświatowego konfliktu zbrojnego, który przyniósł Europie kilkanaście milionów ofiar oraz przepadek powiedeńskiego porządku politycznego i ustrojowego. Po śmierci Franciszka Józefa nic już nie mogło zahamować upadku cesarsko-królewskich rządów.

Długowieczna w sensie fizycznym i politycznym była również brytyjska królowa Wiktoria. Urodziła się 24 maja 1819 r., zmarła 22 stycznia 1901 r., przeżywszy 82 lata. Rządziła Wielką Brytanią przez 63 lata; na tronie zasiadła w czerwcu 1837 r. jako osiemnastolatka. Jej rządy nie zapowiadały ani nie przyniosły większej zmiany pozycji brytyjskiego mocarstwa na europejskiej mapie, ale wnikliwi obserwatorzy mogli już wtedy zauważyć pewne symptomy jego osłabienia. Na bardziej radykalną zmianę trzeba było poczekać jeszcze pół wieku.

I cóż tu porównywać? Obecni przywódcy państw rządzą znacznie krócej, w większości ogranicza ich konstytucyjny limit kadencji. W państwach nazywanych autorytarnymi, korzystając z przyzwolenia rzekomo demokratycznych parlamentów (a więc niby-woli wyborców) stosują różne zabiegi. Wydłużają czas kadencji, ogłaszają referenda (które potem wygrywają) albo stosują manewry w postaci zmiany konstytucji bądź fikcyjnej zamiany stołków (prezydenta i premiera), jak miało to miejsce w przypadku Putina i Miedwiediewa.

Do władzy dochodzą politycy coraz młodsi, dysponujący innymi umiejętnościami i narzędziami poznawania oraz przeobrażania świata. Czy mogą temu zadaniu sprostać nadal ci, których atutem jest wiek i doświadczenie?

Możemy obserwować procesy zmiany pokoleń, nie mając wpływu na ich przebieg. Przebiegają często z oporami, a trwałej tendencji nie sposób na razie dostrzec. Co z nich wyniknie? Może coś dobrego, a może wręcz przeciwnie. Pożyjemy, zobaczymy.

A ja – z nadzieją – stawiam na Kamalę Harris.

 

[1] Anna von Bremzen, Szarlotka Lenina i inne sekrety kuchni radzieckiej, Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2016, s. 200.

[2] Ultimatum Austrii zawierało 13 warunków, 12 z nich Serbia spełniła, trzynastego nie mogła bez utraty godności państwa, mimo to wojna wybuchła.

Tekst został opublikowany w numerze 5/2024 „Res Humana”, wrzesień-październik 2024 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.