Etykieta
Pogrzeb doktora Zdzisława Góralczyka – byłego ambasadora RP w Chinach i długoletniego prezesa Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Chińskiej zgromadził kilkadziesiąt osób. To zrozumiałe, Zdzisław miał 88 lat. W tym wieku grono potencjalnych uczestników takich smutnych uroczystości maleje z każdym rokiem. Rodzina, kilku ambasadorów z dawnej „starej gwardii”, trochę nieznanych bliżej osób. Pogrzeb uświetnił swoją obecnością Ambasador Chin w Polsce, na czołowym miejscu postawiono okazały wieniec od chińskich władz, upamiętniający zasługi Zmarłego dla rozwoju współpracy polsko-chińskiej i szacunku dla pełnionych przez Niego funkcji. Nie zauważyłem, niestety, żadnej oznaki pamięci ze strony polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, w którym Zdzisław Góralczyk pracował prawie całe życie. W Chinach, jeśli dobrze zapamiętałem jego opowieści, spędził jako polski dyplomata 25 lat. Nie pojawił się najniższy nawet rangą przedstawiciel tego resortu, nikt nie przemawiał „w imieniu…”, nie dostrzegłem skromnej choćby wiązanki kwiatów. Rzadko zaglądam do gazet, mogłem więc nie zauważyć nekrologu od MSZ, choć zapewne go nie było. Nie pojawił się także reprezentant urzędu Prezydenta RP, który tak mocno dba o swoje prerogatywy przy mianowaniu ambasadorów.
Gdy obserwowałem ten zadziwiający brak szacunku ze strony urzędu mieniącego się być znawcą i strażnikiem protokołu dyplomatycznego, czyli po prostu dobrego wychowania, przypomniałem sobie znaczenie, jakie Chińczycy przywiązują do etykiety. A nauczyłem się tego od Zdzisława, wówczas skromnego sekretarza naszej Ambasady w Pekinie.
Było to pod koniec lat 70. ubiegłego wieku. Zostałem współprzewodniczącym mieszanej komisji polsko-chińskiej do spraw współpracy naukowo-technicznej i poleciałem ze swoją pierwszą wizytą do tego kraju. Chyba w 1979 r., bo z pewnością posiedzenie komisji odbywało się już po III Plenum KC KPCh, na którym Deng Xiaoping zainicjował nowy rozdział w dziejach Chin, mówiąc: „nieważne, czy kot biały, czy szary, ważne by łowił myszy”. Kończył się niesławnej pamięci okres rewolucji kulturalnej i Chiny wkraczały na ścieżkę, która zaprowadziła to państwo na medalowe podium światowej gospodarki. Pekin był jeszcze miastem hutungów, cudzoziemcy mogli mieszkać w jedynym wyznaczonym dla nich hotelu, ubóstwo było widoczne na każdym kroku.
W kwestiach nauki i techniki to my byliśmy nauczycielem, a oni tylko pilnymi uczniami. Współpraca ta była zresztą przez wiele lat uśpiona, ograniczała się do rytualnych gestów. Wyrazem stagnacji był fakt, że przez kilka lat wciąż odbywała się XIV sesja komisji, a w jej ramach kolejne posiedzenia. Po ceremonialnym rozpoczęciu przewodniczący delegacji chińskiej zapytał; czy kontynuujemy XIV sesję, a nasze posiedzenie jest tylko kolejnym spotkaniem, czy też będzie to sesja XV. W istocie pytano nas, czy jesteśmy za przyspieszeniem, czy za utrzymywaniem zamrożenia. Odpowiedź była jasna, bo byliśmy za rozwojem, ale Zdzisław szepnął: „Poproś o przerwę”. Podczas niej wyjaśnił, że dla Chińczyków zwlekanie z odpowiedzią jest oznaką szacunku, etykiety właśnie, widocznie zadali tak mądre pytanie, że musimy się nad nim zastanowić. Jeśli tak, to poprosiłem o przerwę do wieczora, a potem do rana. Rano powiedziałem: XV. Teraz ja zadałem pytanie: czy sporządzamy protokół w języku rosyjskim, jak dotychczas, czy w językach narodowych? Chińczyk poprosił o przerwę, potem o kolejną. Następnego dnia powiedział: w narodowych. Trochę to trwało, ale z dobrym skutkiem.
Funkcję współprzewodniczącego tej Komisji pełniłem dziesięć lat. Obserwowałem fenomenalny rozwój Chin i ich sukces w rywalizacji o czołowe miejsce w światowej polityce i gospodarce. Także w nauce i technice. Miałem wielu przyjaciół w Chinach, odwiedziłem ten kraj w sumie około 20 razy. Podczas jednej z bardziej bezpośrednich rozmów mój chiński przyjaciel, nieżyjący już niestety, Guo Zhenglin, powiedział: „Chińczycy cię lubią, bo znasz etykietę”. Znał ją przede wszystkim Zdzisław, ja tylko wykorzystałem jego sugestię.
Tę opowieść i te słowa chciałbym zadedykować śp. Ambasadorowi Góralczykowi, z którym potem przez wiele lat działaliśmy w TPP-Ch, a którego pożegnałem miesiąc temu na warszawskiej Wólce. Dobrze byłoby, gdyby jakiś wniosek wyciągnęli z tego też dygnitarze kreujący polską politykę, nie tylko zagraniczną. Etykieta, panowie, etykieta.
Fot. Parada tańca smoka podczas Chińskiego Nowego Roku. Autor: Scopio, Noun Project (CC BY-NC-ND 2.0)