logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Sztuki piękne

Andrzej ŻOR
12 marca 2023

Wiesław Łuka jest znanym i cenionym reportażystą, w przeszłości dziennikarzem poczytnych czasopism takich jak Prawo i Życie czy Sztandar Młodych. Najbardziej znany z jego dorobku był reportaż Nie oświadczam się – relacja dotycząca zbrodni w Połańcu, gdzie całą wieś dotknęła zmowa milczenia. Na jej podstawie Janusz Petelski nakręcił film dokumentalny, nagrodzony przez TVP. Kiedy wiek nie pozwalał już autorowi czynnie pełnić powinności reporterskich, zajął się pisaniem nie tylko o sztuce reportażu, ale także o innych gatunkach artystycznych. Wydał w sumie blisko 20 książek. W większości z ostatnio publikowanych ujawnia swoje artystyczne sympatie. Należą do nich: poezja, a spośród poetyckich luminarzy Norwid, muzyka – tu przede wszystkim Chopin i Beethoven, malarstwo (Brandt, Kossak, Boznańska), film (sam był scenarzystą filmowym). Wykłada dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, a jego zajęcia cieszą się dużą popularnością. Różnym gatunkom sztuk pięknych poświęcił swoją ostatnią książkę: Ku pokrzepieniu – sztuki piękne, wydaną przez oficynę wydawniczą Res Humana. Choć nie biega już z mikrofonem i aparatem fotograficznym (lata robią swoje), i nie pisze reportaży z bieżących obserwacji, to jednak wykorzystuje techniki tego gatunku. W omawianej książce niewiele można znaleźć z odautorskiego wykładu, prawdy o różnych dziedzinach sztuki wkłada w usta swoich bohaterów, a są nimi wybitni przedstawiciele tych dziedzin, z którymi przeprowadza wywiady, albo wykorzystuje fragmenty ich wypowiedzi. A są to między innymi: polonista, wybitny znawca twórczości Norwida – profesor Wiesław Rzońca z UW (ale nie zapomina również o odkrywcach Norwida – Wiktorze i Juliuszu Wiktorze Gomulickich, którzy obok Miriama – Zenona Przesmyckiego udostępnili krajowej i zagranicznej publiczności dorobek twórczy Wieszcza), profesorowie Akademii Sztuk Pięknych – Błażej Ostoja Lniński i Adam Myjak, profesorowie Akademii Muzycznej w Warszawie – Stanisław Moryto, Klaudiusz Baran i Piotr Paleczny, wiedzy o teatrze – tu Paweł Płoski i Wojciech Malajkat. Ale we wspomnieniach pojawiają się także osoby twórców Akademii Teatralnej w Warszawie, przede wszystkim Aleksander Zelwerowicz. Rozmawia też ze swoimi kolegami i przyjaciółmi, w tym filmowcem Maciejem Kowalewskim i wieloma innymi. Nie zapomina o swoich nauczycielach i wychowawcach, a jego szczególną estymą cieszy się polonistka z liceum w Siedlcach, które ukończył – Natalia Zbucka, wspomina ją w wielu swoich książkach, choć nie szczędziła mu uszczypliwych uwag. I tak ciągnie swoją opowieść o własnych fascynacjach i sympatiach, a wśród tych, których wspomina często, pojawiają się też postacie nowe, jak choćby Marek Wawrzkiewicz – poeta i prezes Związku Literatów Polskich, którego Autor jest członkiem, czy przyjaciele z lat młodości, których wspomina, jak Nina Osiakówna czy Maria Krasowska. Można podziwiać interdyscyplinarną wiedzę autora i biegłość, z jaką porusza się po wielu różnych dziedzinach sztuki oraz sprawność w operowaniu słowem.

Autor kończy swoją książkę uwagami na temat reportażu jako gatunku literackiego, cytując mistrzów literatury faktu. Są to cytaty z wywiadów, jakie przeprowadził z nimi: „Im więcej człowiek wie o świecie, tym bardziej powinien się dziwić” (Remigiusz Grzela); „Nie potrafię pisać z czapy, muszę najpierw coś zobaczyć, usłyszeć, obwąchać, by o tym napisać” (Hugo Bader); „Żyję życiem moich bohaterów” (Hanna Krall); „Nie warto okładać cepami swoich rozmówców” (Konrad Piasecki); „Mam pociąg do tematów o patologiach – często tak zwana gra wstępna trwa dłużej niż sama dokumentacja tematu i pisanie tekstu” (Barbara Pietkiewicz); „Warto odróżniać prawdę od prawdy zmyślonej” (Wojciech Tochman); „Nie nudzić, nie krzywdzić, nie kłamać” (Mariusz Szczygieł). Święte słowa! A skoro autor je przytacza, oznacza to, że potwierdza ich znaczenie” swojej twórczości i swojego pisarskiego credo. Że uznaje za swoje.

Skoro nachwaliłem się książki „po kokardę”, muszę dołożyć trochę dziegciu do tej beczki miodu. Łuka sięga bowiem do historii i tu jego wybory skłaniają trochę do zastanawiającej refleksji. Przypomnienie polskich kronikarzy, Galla Anonima, Kadłubka czy Długosza nie budzi wątpliwości, bo ich zasługi dla literatury i historii są bezsporne, natomiast obdarzenie Adama Jerzego Czartoryskiego mianem jednego z najwybitniejszych Polaków w historii budzi mój sprzeciw. Łuka pisze: „W opiniach chyba wszystkich biografów Adam Jerzy Czartoryski uchodzi do dziś za najbardziej znaną, docenioną polską osobistość nie tylko ostatnich dwóch wieków, ale nawet ponad tysiącletniej historii. Tak uważam. Tak wygląda na jednym z ostatnich obrazów w towarzystwie dwóch dorodnych synów. Odważę się jednak zauważyć, że w ostatnich dziesięcioleciach „dobili” do niego jako wielcy: Jan Paweł II i Lech Wałęsa” (s. 107). A sprzeciw budzi nie dlatego, że był synem Mikołaja Repnina – ambasadora Katarzyny II w Polsce i pogromcy konfederacji barskiej. To, że Izabela z Flemmingów była romansową damą i że prawdopodobnie żadne z jej dzieci nie pochodziło z legalnego związku z Adamem Kazimierzem Czartoryskim, to sprawy rodziny i nie trzeba w nie wnikać. Takie to były czasy. Związki małżeńskie służyły powiększeniu majątku i wzmocnieniu pozycji rodu, a nie miłosnym igraszkom. Jego wybory polityczne trzeba w większości uznać za wątpliwe, choć można je usprawiedliwiać okolicznościami, w jakich znalazła się Rzeczpospolita, a potem Królestwo Polskie za czasów Aleksandra I. Ale ideologii obozu konserwatywnego, znanego jako Hotel Lambert na paryskiej emigracji cenić nie jestem już skłonny. A nade wszystko hasło Czartoryskiego dotyczące odrodzenia państwa: „Najpierw być, a potem jak być” narobiło sporo zamieszania w polskich głowach. Do tego stopnia, że nawet Słowacki napisał złośliwy wiersz, z którego pochodzi cytowany fragment: „Szli krzycząc: Polska! Polska! – wtem jednego razu/Chcąc krzyczeć zapomnieli na ustach wyrazu/Pewni jednak, że Pan Bóg do synów się przyzna/Szli dalej krzycząc: Boże! Ojczyzna! Ojczyzna!/Wtem Bóg z Mojżeszowego pokazał się krzaka/Spojrzał na te krzyczące i zapytał: Jaka?”. Brak określenia cech konstytutywnych państwa, co więcej – uznanie, że określać ich nie potrzeba, bo „jakoś to będzie”, stał się zapewne jedną z przyczyn ideologicznego i moralnego zamętu, jaki towarzyszy polskim dziejom przez blisko 200 już lat. Że Adam Jerzy był ważnym politykiem tamtego czasu, to prawda, ale przypisywanie mu cech męża opatrznościowego, nie – dalibóg, nie wypada. I tak przeszłość znów namieszała w naszych głowach, a szkoda.

Recenzja ukazała się w numerze 2/2023 „Res Humana”, marzec-kwiecień 2023 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.