logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Jak nie stracić roku 2023/2024? Po wyborach szkoła będzie potrzebować spokoju. Czy szybkiej naprawy?

DYSKUSJA REDAKCJI „RES HUMANA” | 1 maja 2023
Tomasz HOŁUJ - technika mieszana na bibułce, wczesne lata 70-te

O tym, jak powinno wyglądać przywracanie jakości i wolności w polskiej oświacie po ewentualnym wyborczym zwycięstwie ugrupowań demokratycznych rozmawiają: Sławomir BRONIARZ – prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, Magdalena KASZULANIS – rzeczniczka prasowa ZNP, Alicja PACEWICZ – koordynatorka i współtwórczyni sieci organizacji pozarządowych SOS dla Edukacji, Olga SKOLIMOWSKA – nauczycielka, Jędrzej WITKOWSKI – prezes Centrum Edukacji Obywatelskiej, Urszula WOŹNIAK ze Związku Nauczycielstwa Polskiego, prof. Małgorzata ŻYTKO – Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego. Redakcję „Res Humana” reprezentują: Robert SMOLEŃ i Andrzej ŻOR.

Robert Smoleń: Wyobraźmy sobie, że jesienne wybory wygrywa opozycja i w połowie grudnia do gabinetu w alei Szucha wchodzi nowy minister edukacji. Co powinien zrobić, żeby nie był to kolejny zmarnowany rok dla uczniów, nauczycieli i rodziców, dla społeczeństwa? Czego by Pani, jako nauczycielka, oczekiwała?

Olga Skolimowska: Najkrócej rzecz ujmując – zmiany finansowania oświaty. Nauczyciele zarabiają za mało. Dziś prawie każdy pracuje na więcej niż jednym etacie, jest zmęczony i walczy o przetrwanie. Musi podejmować dodatkowe prace, co zmniejsza wydajność, pomysłowość, kreatywność. Podniesienie wynagrodzeń jest więc warunkiem poprawy jakości kształcenia. I chodzi o teraźniejszość i przyszłość, bo nie ma chętnych do pracy w szkole. Po drugie – obciążenie psychiczne nauczycieli jest ogromne. My jako grupa zawodowa nie mamy łatwego dostępu do psychologa. Nauczyciele mają jedynie wsparcie dyrektora (albo i nie mają) oraz koleżanek. To za mało.

Urszula Woźniak: Wiele organizacji niezależnie debatuje o przyszłości edukacji. Przyszły minister ma więc wsparcie w pracach nad nowym planem działania. Ważne, żeby była to ewolucja, nie rewolucja. Oświata ma dość rewolucji. Od kilku lat prawo oświatowe nieustannie się zmienia, co chwilę wprowadzane są nowe przepisy. Minister Czarnek zmienia to, co wprowadziła jego poprzedniczka, choć reprezentują tę samą opcję. Teraz wywołał temat Karty Nauczyciela. Związek Nauczycielstwa Polskiego, nauczyciele, opowiadają się za pozostawieniem Karty. Pragmatyka zawodu nauczycielskiego, prawa i obowiązki nauczycieli, muszą być prawnie określone. Tego nie da się załatwić poprzez wprowadzanie zmian do innych ustaw. Kolejna sprawa: braki kadrowe są przerażające, szczególnie w dużych miastach. Z powodu braku kadr nauczyciele pracują zbyt dużo, są obciążeni dodatkowymi zajęciami, mają coraz mniej czasu na indywidualizację kształcenia, są przemęczeni i wypaleni zawodowo. Klasy – z powodu kumulacji roczników po likwidacji gimnazjów – są zbyt liczne, nawet 38-osobowe! Skutkiem jest spadek jakości. Problemów jest bardzo wiele. Uważam jednak, że zmiany, które chcielibyśmy wprowadzić – te wypracowane podczas trwania „miasteczka edukacyjnego” i ujęte pod hasłem „Edukacja jest najważniejsza”– są możliwe dopiero w nowym roku szkolnym. Gdy będą odbywać się wybory, przesądzona już będzie organizacja roku szkolnego, znana podstawa programowa, a do Sejmu będzie wniesiona ustawa budżetowa.

Robert Smoleń: To ja teraz wsadzę kij w mrowisko. Nie mówię o matematyce czy fizyce, ale np. jeśli chodzi o Historię i Teraźniejszość, to taki przedmiot zmieniłbym nawet w trakcie roku szkolnego. Nie stoimy przed alternatywą: HiT albo próżnia. Jest przecież podstawa programowa, są podręczniki, scenariusze lekcji z zakresu Wiedzy o Społeczeństwie i historii, których używano przed rokiem 2016. Są wreszcie nauczyciele, którzy potrafią przekazywać treści obiektywnie, opierając się na posiadanej wiedzy, nie na przesłankach ideologicznych. Oczywiście, powtórny zakup podręczników trzeba byłoby rodzicom zrefundować, ale rzecz jest tego warta. Nie? Pani Magda Kaszulanis kiwa głową, że nie…

Magdalena Kaszulanis: Zmiany podstawy programowej są praktycznie niemożliwe od zaraz.

Robert Smoleń: Jednak jakoś nie mogę wyobrazić sobie, by HiT nie został zlikwidowany…

Alicja Pacewicz: Głosy są podzielone – likwidować, zmienić podstawę czy traktować jako przedmiot do wyboru. Promowany przez ministerstwo podręcznik częściej można znaleźć w placówkach pocztowych niż w klasach szkolnych. HiT w obecnej postaci wygaśnie. Natomiast oczywiście – trzeba przywrócić WoS.

Magdalena Kaszulanis: Nauczyciele i uczniowie potrzebują od razu docenienia i dowartościowania. Przez ostatnie lata, właściwie od czasu strajku nauczycieli słyszymy, że nauczycieli można zastąpić np. leśnikami, a szkoła sobie bez nich poradzi. Że można ich dobić falą hejtu. Nauczyciele potrzebują więc dowartościowania werbalnego i finansowego. W sejmie są złożone dwa obywatelskie projekty ustaw i przyszły minister może po nie od razu sięgnąć. Dotyczą one finansowania oświaty i wynagrodzeń nauczycieli. To gotowe projekty z uzasadnieniami, które tylko czekają na dalsze procedowanie. Jedna z ustaw dotyczy powiązania nauczycielskich wynagrodzeń ze średnią krajową, bo dzisiaj płace zasadnicze nauczycieli rozpoczynają się od poziomu płacy minimalnej. Proponowane rozwiązanie systemowe pozwoli na uniezależnienie płac od decyzji politycznej – będą rosły wraz ze wzrostem średniego wynagrodzenia w gospodarce. Nowy minister powinien też zwrócić uwagę na kwestię zaufania do nauczycieli i ich autonomii. Szkoła jest samodzielna i niezależna, dyrektor wraz z gronem nauczycieli, rodziców i uczniów powinien móc podejmować decyzje bez strachu o to, że za chwilę skontroluje go ktoś z kuratorium. Nowy minister musi też w pierwszym dniu urzędowania powołać zespół pracujący nad nową podstawą programową. Dzisiejsza, autorstwa Anny Zalewskiej jest encyklopedyczna i przeładowana, każda lekcja to nowy temat, nie ma czasu na powtórki. Konieczne jest „odchudzenie”
podstawy programowej i powinien nad tym pracować zespół profesjonalistów: teoretyków i praktyków.

Sławomir Broniarz: Z ogłoszeniem zmian nie czekałbym do wyborów. Moim zdaniem trzeba ogłosić przedwyborczą zapowiedź programową. Dobrym terminem może być na przykład czerwiec. Już wtedy należałoby powiedzieć, co możemy zrobić szybko, nie narażając oświaty na kolejną destabilizację. Co możemy zrobić już od drugiego dnia urzędowania? Co zrobimy od stycznia 2024 roku, a co od kolejnego roku szkolnego? I czego na razie nie zrobimy? Na przykład że nie będzie większych zmian strukturalnych, bo nasz system nie przeżyje kolejnej „rewolucji”. Chciałbym natomiast wiedzieć, kto będzie firmował personalnie te zmiany, jaki zespół ekspertów nowy minister powoła i jakie ma zamiary. Czy jest tylko politykiem, czy znawcą tematu – fachowcem? Czy ma w sprawach edukacji coś konkretnego do powiedzenia? Jednak najważniejszą sprawą będzie uspokojenie emocji i odbudowanie statusu społecznego nauczycieli. Dzisiaj dramatycznie ich brakuje i nie mam na myśli tylko wakatów – w marcu było nadal osiem tysięcy ogłoszeń o pracy dla pedagogów! Chodzi o faktyczne braki kadrowe załatane przez dyrektorów w różny sposób po to, by lekcje mogły się w ogóle odbywać. Trzeba rozwiać też wątpliwości, co z emeryturami nauczycieli, bo tutaj mamy bardzo dużo wątpliwości. Chcielibyśmy to usłyszeć nie po wyborach, a już teraz.

Alicja Pacewicz: No właśnie, czekamy na wspólny głos polityków. Reprezentuję SOS dla Edukacji, sieć organizacji, którą utworzyliśmy dwa i pół roku temu, zmęczeni koniecznością reaktywnego działania wobec absurdalnych i niszczących polską szkołę pomysłów MEiN. Oczywiście musimy czasem reagować na bieżąco na to, co robią władze oświatowe. W kampanii Wolna Szkoła wspólnie ze związkami zawodowymi, samorządami lokalnymi i środowiskami szkolnymi, zaprotestowaliśmy przeciwko Lex Czarnek i dwukrotnie udało się tę złą ustawę zablokować. Ale głównie pracujemy nad rozwiązaniami konstruktywnymi. Dlatego stworzyliśmy Obywatelski Pakt dla Edukacji – 10 kierunków zmian systemowych w polskiej szkole. To naprawdę unikalny dokument, podpisały się pod nim wszystkie strony, które wymieniłam. Zapraszamy „Res Humana” i inne instytucje, które jeszcze tego nie zrobiły do wsparcia Paktu! W kilku ważnych kwestiach dyskusja jest nadal otwarta, ale mamy też wstępnie uzgodnione wspólne „pole zgody”. Na przykład w sprawie finansowania oświaty, którego dotyczy postulat drugi Paktu – „szkoła dobrze i racjonalnie finansowana”. W kwestiach ograniczenia i przebudowy podstawy programowej – to postulat piąty – „szkoła kompetencji kluczowych, a nie szczegółowych wiadomości”. Pokazaliśmy 10 obszarów zmian systemowych prodemokratycznym ugrupowaniom i one je także wspierają. Jest więc punkt, z którego można startować w myśleniu o naprawie szkoły. Wprowadzenie zmian jest w dużym stopniu powiązane z finansami, dlatego w ślad za głosem samorządów proponujemy, by na subwencję oświatową szło 3% PKB. Nie jest to wygórowane oczekiwanie – jeszcze kilka lat temu było to 2,5%, a dziś spadło do 1,94%. Chodzi nam też o racjonalne wydatkowanie. Stale np. brakuje środków na zajęcia dodatkowe. A gdyby przeznaczyć na ten cel pieniądze z „Willa plus” i podobnych programów, wystarczyłoby na tysiące godzin ciekawych zajęć rozwojowych, w tym dla dzieci ze specjalnymi potrzebami.

Kluczowe jest dziś pilne podniesienie nauczycielskich płac oraz powiązanie ich ze średnią krajową – to bardzo dobry pomysł ZNP. Trzeba już teraz zacząć otwarcie rozmawiać o pragmatyce zawodu nauczycielskiego, o systemowym wsparciu rozwoju profesjonalnego i przeciwdziałaniu wypaleniu zawodowemu. Należy też usunąć lub zmodyfikować niepotrzebne lub dysfunkcyjne przepisy, np. te dotyczące oceniania pracy pedagogów. Problemem do rozwiązania jest też dysfunkcyjny nadzór pedagogiczny: nominacje personalne nie powinny być warunkowane politycznie, lecz przygotowane przez instytucje typu assesment center. Następna kwestia – deregulacja. Ileż papieru produkują dziś dyrektorzy i każą produkować swoim nauczycielom! Zachęcamy do wprowadzenia „gilotyny regulacyjnej” – to MEiN powinno zbierać w tej sprawie propozycje od dyrektorów. Na pewno trzeba pozostawić dyrektorom swobodę w sprawie wyboru organizacji pozarządowych, z którymi szkoła będzie współpracować. Udało się zablokować Lex Czarnek, ale wiele szkół nadal boi się narazić kuratorom. Są też bardziej fundamentalne sprawy, w tym powołanie kolegialnej, apolitycznej Komisji Edukacji Narodowej, która zajmowałaby się kluczowymi kwestiami – w tym podstawą programową. To wymaga dłuższych prac, bo opinia publiczna jest w tej sprawie podzielona, ale tu decydujący głos powinni mieć specjaliści, w tym nauczyciele.

Sławomir Broniarz: Rozumiem, że dyskutujemy o rozwiązaniach, które można wprowadzić szybko po wyborach parlamentarnych. Z całą pewnością temat celowości istnienia w ogóle urzędu ministra edukacji do nich nie należy. Wiązałoby się to ze zmianą szeregu przepisów ustawowych i absorbowałoby czas potrzebny na inne działania.

Robert Smoleń: Proszę wziąć pod uwagę, że obecnie mamy szkołę w stanie destrukcji: przez osiem lat ktoś przy systemie edukacji nieustająco majstrował, po pierwsze, w sposób chaotyczny, a po drugie, wszystko dezorganizując. W takiej sytuacji potrzebny będzie ktoś z autorytetem, kto nie będzie bał się odpowiedzialności i wskaże drogę. I komu opinia publiczna, nauczyciele, rodzice, zaufają. Bez tego wszystko nam się może rozejść w szwach, możemy ugrzęznąć w marazmie. Uważam natomiast, że należałoby zlikwidować instytucję kuratora i jego urzędu. Rozumiem, że jest potrzebny pewien nadzór programowy, ale nie musi on być wykonywany na sposób dziewiętnastowieczny. Szybko bym te kuratoria zlikwidował, a jeszcze szybciej ogłosiłbym, jak zostaną zastąpione.

Sławomir Broniarz: Tylko żebyśmy nie wprowadzili chaosu. Edukacja nie jest tego rodzaju działalnością, że można ją szybko przestawiać na inne tory. Mamy 700 tysięcy nauczycieli i 4,5 miliona uczniów. Powinniśmy pracować nad zmianami, które możliwe są jak najszybciej, ale i tak większość z nich będzie realnie do wprowadzenia od 1 września 2024 roku.

Jędrzej Witkowski: Na pewno potrzebujemy eksperckiej dyskusji już teraz, a nie dopiero od listopada. Rzeczywistość zmienia się coraz szybciej. Oczywiście – ewolucja, nie rewolucja. Ale w systemie edukacji jest stosunkowo duża siła inercji, więc zmiany musi firmować minister o silnej osobowości, cieszący się zaufaniem i gotów wziąć odpowiedzialność za wprowadzane rozwiązania. Z pewnością można zacząć, nawet zaraz, od odbudowy prestiżu nauczycieli, od przywrócenia ich docenienia. To nie tylko pieniądze, ważne są deklaracje polityczne, bo przywrócenie prestiżu to również kwestia symboliczna. Minister powinien pokazać długofalowy kierunek zmian. Konkretne propozycje zmian powinny wskazywać, że idziemy w kierunku podmiotowości, a nie wzmacniania kontroli, nastawiamy się na wspomaganie, a nie na dekretowanie zmian. Długofalowo, jak sądzę, powinny one koncentrować się na trzech sprawach. Pierwsza, to przedstawić wizję szkoły w perspektywie 10–12 lat. Z tym są związane zmiany w podstawie programowej, które muszą wynikać z tej długofalowej perspektywy, a więc dotyczyć nie tylko treści nauczania, lecz uwzględniać przygotowanie nowoczesnych podręczników i modyfikacje w systemie kształcenia oraz doskonalenia nauczycieli. Druga, to zaproponować nową umowę w sprawie pragmatyki zawodowej. Trzecia – określić, na czym ma polegać wspólna odpowiedzialność rządu i samorządu za edukację. Trudno w tej sprawie będzie osiągnąć pełen konsensus, ale częściowy – na pewno jest możliwy. Nie jestem zwolennikiem powołania ciała typu KEN. Edukacja to usługi publiczne o tak szerokim zakresie, że trudno powierzyć ją jednej „agencji” i ograniczyć sprawowanie nad nią kontroli przez wybierane demokratycznie organy, ale zgadzam się, że kwestia edukacji powinna znajdować się poza bieżącym sporem politycznym.

Nie mówiliśmy dziś jeszcze o sprawie uchodźców, a to jedna ze spraw trudnych, z którą przyjdzie nam się zmierzyć. Ponad połowa dzieci uchodźców pozostaje poza polskim systemem edukacji – teoretycznie korzysta z edukacji zdalnej w Ukrainie, ale w wielu przypadkach to tylko teoria. O tej grupie dzieci i młodzieży oraz ich potrzebach prawie nic nie wiemy. Można szacować, że nawet do 200 tys. dzieci pozostaje teraz poza polskim systemem, a w dłuższej perspektywie może w ogóle wypaść z systemu szkolnictwa. Musimy jako społeczeństwo wziąć za te dzieci odpowiedzialność, także do tego celu potrzeba nam zwiększenia kadry specjalistów pedagogicznych.

Małgorzata Żytko: Bardzo wiele ważnych rzeczy tutaj zostało już powiedzianych. Mamy też dokumenty będące efektem porozumienia różnych środowisk (mówiła o tym Alicja, prezentując obywatelski Pakt dla Edukacji), miałam okazję uczestniczyć w tych dyskusjach. Czy możliwe jest odpolitycznienie edukacji? Moje doświadczenia z przeszłości nie były optymistyczne. Wydaje się jednak, że dziś środowisko nauczycielskie jest zmobilizowane do tego, by podejmować decyzje ponad bieżącymi podziałami politycznymi. Potrzebny jest minister (jednak minister), który emocjonalnie uspokoi środowisko i zachęci do współpracy różne instytucje: rządowe, samorządowe, organizacje pozarządowe i ekspertów. W Warszawie dużo w tej mierze zrobiliśmy. Budujemy też swego rodzaju sojusz między światem akademickim i praktykami. Przykładem był Mazowiecki Kongres Edukacji, który zorganizowaliśmy w kwietniu 2023 na UW. Mam nadzieję, że stanie się on początkiem trwałych kontaktów wymienionych środowisk. Wiem z własnych doświadczeń, jak bardzo jest to potrzebne właśnie teraz, w sytuacji tak trudnej dla nauczycieli, która wiąże się nie tylko ze sprawami finansowymi. Oczywiście, słuszne jest powiązanie płac nauczycieli ze średnią krajową, trzeba to przeforsować. Ale nam chodzi o jeszcze jedną sprawę: o odbudowanie zaufania społecznego do tego zawodu przy wykorzystaniu wyników prowadzonych badań. Wzajemna relacja nauczycieli i rodziców jest trudna (vide: burzliwa dyskusja w ramach Warszawskiej Rady Edukacyjnej). Chodzi nie tylko o dobrostan psychofizyczny uczniów, także o dobrostan nauczycieli; ta sprawa powinna być podejmowana w kooperacji z samorządami. Nie chodzi o wybranie – jak było dotąd – jakiejś grupy rodziców i wypełnienie jej postulatów. Ale o zrozumienie faktu, że potrzebna jest partycypacja w pracach nad przyszłością edukacji: uczniów, rodziców i nauczycieli (wszystkim w gruncie rzeczy chodzi o przyszłość naszych dzieci). Partycypacja może stać się także sposobem na odpolitycznienie edukacji. Potrzebne jest zróżnicowanie odpowiedzialności każdej z tych grup i to powinno schodzić w dół, na szczebel praktyki edukacyjnej. Wiele badań na ten temat zostało już przeprowadzonych w ciągu ostatnich 10 lat, jednak niewiele wdrożono w praktyce. Może potrzebny byłby zespół, który pozwoliłby na wykorzystanie tego intelektualnego kapitału? Nie powinna powtórzyć się sytuacja, w której za każdym razem zaczynamy od nowa, rezygnując świadomie z wykorzystania poprzednich doświadczeń. Chodzi przede wszystkim o zachowanie ciągłości w podejściu do edukacji. Likwidacja kuratoriów: zgadzam się z tym, że przede wszystkim powinna być zmieniona ich funkcja z kontrolnej na wspomagającą. Zapomnieliśmy już o takim pojęciu, jak „ewaluacja”, rozumianym jako wspieranie pracy szkoły, jako efekt dyskusji i zaangażowania w proces zmian różnych podmiotów i wypracowywanie wspólnych działań.

Obecnie obserwujemy zmniejszanie liczby kandydatów na studia nauczycielskie, to jest – oczywiście – pochodną politycznej, społecznej i ekonomicznej deprecjacji tego zawodu, braku uznania u części rodziców i całego społeczeństwa, co skutkuje demotywująco na kandydatów na nauczycieli i już pracujących młodych pedagogów. Narasta napięcie między nauczycielami i rodzicami, niechęć do podejmowania przez pedagogów dodatkowych obowiązków. Konieczne jest stworzenie płaszczyzny współpracy, na poziomie centralnym i samorządowym, bo status i uznanie dla zawodu nauczyciela wiążą się ściśle z wymaganiami dla kandydatów na studia. Istnieje potrzeba, by kandydaci do tego zawodu byli przygotowani poprzez system praktyk, żeby była możliwość stworzenia instytucji mentorów, odpowiednio wynagradzanych i współpracujących ściśle z uniwersytetami kształcącymi nauczycieli…

Podstawa programowa. Z doświadczeń Walii czy krajów skandynawskich wynika, że na ten cel poświęca się minimum kilka lat i monitoruje proces wprowadzania zmian. Ale podstawa przewidziana na wiele lat musi mieć charakter syntezy, a nie drobiazgowej wyliczanki tematów i efektów kształcenia, co pozbawia nauczyciela autonomii w nauczaniu.

Andrzej Żor: Oczekują Państwo, bym – bazując na swoich urzędniczych doświadczeniach – powiedział, co jest możliwe od zaraz. Nie zrobię tego, bo te doświadczenia sięgają czasów zbyt odległych. Proszę jednak uruchomić wyobraźnię. Mamy 1. września, urzęduje obecny minister, w Sejmie mamy projekt ustawy budżetowej. Nie znamy realnej sytuacji gospodarczej Polski, bo oficjalne dane są, delikatnie mówiąc, mało wiarygodne. Nie wiemy, kiedy i jaki będzie budżet na rok przyszły. Nie wiemy zatem, na co nas stać. Punktem wyjścia, który stanowi podstawę naszych rozważań, byłyby wynagrodzenia nauczycieli, bo od nich zależy prestiż i pozycja społeczna tego zawodu. Dziś stosunki między rodzicami a nauczycielami są często nacechowane wrogością. Dużo w tej sprawie mogą zmienić deklaracje rządzących na temat pozycji zawodu i jego wagi w społeczeństwie. Ale decydujące znaczenie będzie mieć wiarygodność tych deklaracji. Rolnicy (a to dziś temat numer jeden) mówią dziś: „Przestańcie nam wciskać kit! Chcemy konkretów”. To samo można odnieść do nauczycieli. Deklaracje nowej władzy muszą być wiarygodne i oparte na rzetelnych wyliczeniach, a te poznamy dopiero po wyborach. Co dalej np. z inflacją, bo każde zwiększenie wynagrodzeń opóźni z niej wychodzenie, a pustego pieniądza nie chcemy drukować? Nic tak źle nie zrobi nowej władzy, jak deklaracje bez pokrycia, tych nasłuchaliśmy się już dostatecznie dużo. Trzeba oczywiście mówić o intencjach, ale nie szafować obietnicami. Nie wiemy przecież, jak szybko uda się te intencje wcielić w życie.

Z pewnością jest natomiast potrzebna dyskusja o kierunku polityki edukacyjnej. I o ścieżce ewolucyjnej, a nie o wszystko-uzdrawiającej-reformie, bo w tej kwestii ostatnie rządy zrobiły dostatecznie wiele szkody. Czy minister jest potrzebny? Jako były biurokrata uważam, że niekoniecznie, ale nie wydaje mi się, by z pokusy prób sterowania umysłami obywateli zrezygnowała jakakolwiek ekipa rządząca. Co do podstawy programowej, do niedawna wydawało mi się, że stosunkowo szybka zmiana jest możliwa (tak uważa też ekspertka Iga Kazimierczyk), ale po dzisiejszej dyskusji nie jestem już tego pewien. Faktycznie, powinna mieć charakter syntezy, wymieniać kompetencje kluczowe, a nie być wyliczanką tematów. Natomiast na ile się da, warto odbiurokratyzować szkołę, zlikwidować nadmiar planów, sprawozdań, instrukcji, wytycznych i czego tam jeszcze. W dyskusji padało wiele przykładów. Wszystkim wyjdzie na zdrowie.

Sławomir Broniarz: Proszę wziąć też pod uwagę pewien konserwatyzm środowiska. Nauczyciele wolą mieć określone wytyczne, instrukcje, bo tego wymaga od nich biurokracja obecna na każdym kroku i brak zaufania do tego, co i w jaki sposób robią.

Alicja Pacewicz: Mentalność nie jest wykuta w kamieniu, jest odpowiedzią na warunki, które tworzy system.

Robert Smoleń: Idealnie by było, gdybyśmy mogli powiedzieć nauczycielom: „Od dziś uczcie tak, jak waszym zdaniem będzie optymalnie! Nie musicie już bać się kontroli, z powodu waszej pracy nikt nie będzie was wzywał przed sądy dyscyplinarne, ministerialne papiery traktujcie jako pomocne wskazówki, a nie dyrektywy”. Tylko czy nauczyciele tego chcą? Czy są na to gotowi?

Olga Skolimowska: Część pewnie tak, ale na pewno będzie to proces. Dzisiaj, jeśli pracuje się 50 godzin tygodniowo, to trudno kreatywnie myśleć nad metazmianami.

Alicja Pacewicz: Sytuacja jest dynamiczna, zwłaszcza, że nowe regulacje prawne pojawiają się co chwilę. W wielu miejscach panuje pewna inercja, ale jeśli nauczycielom da się większą swobodę działania, to zaczną pracować inaczej i sami zrezygnują z absurdalnych ruchów, wynikających zwykle z lęku przed kontrolą. Minister powinien rozpocząć urzędowanie od słów: „Szkoła jest Wasza! Uczniów, nauczycieli i rodziców. To nie jest moja szkoła. To Wy w niej pracujecie i uczycie się, nie ja”. Taka deklaracja byłaby na wagę złota. Uruchomiłaby energię i kreatywność.

Sławomir Broniarz: Efektywność pracy szkoły zawsze zostaje zweryfikowana przez wynik egzaminu na studia. Ilu uczniów z danej szkoły dostało się na uczelnie? Zmiany trzeba wprowadzać, mając na uwadze także ten czynnik weryfikacyjny.

Robert Smoleń: I już ostatnia kwestia. Trochę mnie zaskoczyło, że dotąd nikt z Państwa nie odniósł się do wygłoszonej przez ministra Czarnka zapowiedzi likwidacji Karty Nauczyciela.

Alicja Pacewicz: Chyba wszyscy mamy pewien opór przed reagowaniem na takie zapowiedzi ministra. Jesteśmy za utrzymaniem wielu zapisów Karty Nauczyciela, bo ustawowe uregulowanie pragmatyki zawodowej jest potrzebne. Trzeba otwarcie dyskutować na temat rozwiązań szczegółowych, ale nie na temat celowości regulacji jako takiej.

Andrzej Żor: Taką deklarację trzeba byłoby jednak złożyć w czasie zapowiedzi programowej, choćby w dniu 4 czerwca 2023 r., jeśli będzie to przewidziane w scenariuszu.

Alicja Pacewicz: Ugrupowania prodemokratyczne piszą przecież teraz programy wyborcze, i tam powinny się znaleźć ich scenariusze na lepszą szkołę, a nie tylko proste pomysły. Takie jak ciepłe posiłki w szkole czy więcej lekcji angielskiego. Do dopracowania i skonkretyzowania po wyborach – jeśli je oczywiście wygramy.

Olga Skolimowska: Dobrze byłoby, gdyby wszyscy przedstawiciele partii demokratycznych wspólnie pokazali kilka zamierzeń dotyczących edukacji w ramach deklaracji ogólnej. W sprawach edukacji jest zresztą duża zgodność poglądów wszystkich stron i nie powinno być problemu z ich wspólnym zaprezentowaniem.

Alicja Pacewicz: Chodzi o to, by stanąć razem, podać sobie ręce i powiedzieć: „Tak zrobimy, gdy zaczniemy rządzić!”. I to byłby przełom – nie tylko w edukacji.

Robert Smoleń: Świetna pointa naszej dyskusji! Bardzo Państwu dziękujemy.

Opr. AŻ

Artykuł ukazał się w numerze 3/2023 „Res Humana”, maj-czerwiec 2023 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.