Hannibal ante portas
Nauczeni tragicznym doświadczeniem dwóch wojen światowych Europejczycy zbudowali system, w którym wojna jest wykluczona jako sposób rozwiązywania konfliktów. Chroniąc się za amerykańską tarczą, Europie udało się w ciągu siedmiu dziesięcioleci przekształcić połowę kontynentu w strefę pokoju i dobrobytu. Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie rozwiała marzenia o stopniowym, pokojowym rozszerzeniu tej strefy o kolejne kraje, których społeczeństwa rozbudziły w sobie aspiracje do lepszego życia. Polityczne władze Rosji, niezdolne do przedstawienia równie atrakcyjnej oferty, spychają Europę do brutalnej, neorealistycznej geopolityki, w której decyduje siła i przemoc, a nie atrakcyjność modelu rozwoju.
Wojskowi i politycy w Europie biją na alarm przed nieuchronną, ich zdaniem, inwazją Rosjan na Europę. Minister obrony RFN Boris Pistorius ostrzegł, że Rosja może zaatakować NATO w ciągu najbliższych pięciu-ośmiu lat. Admirał Rob Bauer, przewodniczący komitetu wojskowego NATO, uważa, że Europę czeka totalna konfrontacja z Rosją w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Generał Sanders wezwał Anglików do przygotowań do wojny, a Holendrzy i Duńczycy zaczynają robić zapasy…
Jakkolwiek te apele mogą wydać się przesadnie alarmistyczne, to nie są bezpodstawne. Rosja jest zbyt słaba gospodarczo i demograficznie, aby obecnie zagrozić realnie Europie, a wstrząsów, wywołanych przez wojnę przeciwko Ukrainie, reżim putinowski w perspektywie owych pięciu-ośmiu lat najpewniej nie przetrwa. Nie możemy jednak zapominać, że jesienią 2021 roku nikt nie przewidywał pełnoskalowej wojny Rosji przeciwko Ukrainie.
Konfrontacja militarna nie jest wyborem Europy, gdyż kłóci się z samą istotą wytrwale budowanej Wspólnoty. Jednakże Unia Europejska, wraz ze stowarzyszonymi z nią państwami, może być do niej zmuszona, jeśli zagrożona będzie integralność terytorialna któregoś z państw członkowskich, jego bezpieczeństwo czy bezpieczeństwo obywateli UE. Artykuł 42 Traktatu o Unii Europejskiej zobowiązuje państwa-strony do nie mniejszej solidarności w obronie niż artykuł 5 traktatu północnoatlantyckiego.
W odróżnieniu od NATO Unia Europejska nie wypracowała mechanizmów realizacji swojego casus foederis, pozostawiając sprawy bezpieczeństwa w kompetencji państw członkowskich. Wypowiedź Donalda Trumpa o tym, że pozostawi na pastwę Rosjan te kraje Europy, które nie ponoszą odpowiednio wysokich wydatków na obronę, jest oczywiście, jak to dosadnie określił były dowódca wojsk USA w Europie gen. Ben Hodges, „wypowiedzią strategicznego analfabety, średnio wykształconego Amerykanina”. I oceny tej nie zmienią nieudolne próby, podejmowane także w naszym kraju, usprawiedliwienia czy zracjonalizowania opinii Trumpa. Niemniej, odzwierciedla ona sposób myślenia bardzo wielu Amerykanów, święcie przekonanych, że Europa bogaci się kosztem USA, ponoszących gros wydatków obronnych. Słowa Trumpa można też odebrać jako zapowiedź nieuchronnego zwrotu w amerykańskiej strategii.
Naturalnie USA nie wystąpią jutro czy pojutrze ze struktur NATO, nawet przy prezydenturze D. Trumpa. USA nie będą jednak wiecznie ochraniały Europy, chociażby z powodu fundamentalnego dla ich interesów wyzwania, jakim jest współzawodnictwo na Pacyfiku i próba utrzymania światowej hegemonii przy relatywnie kurczących się zasobach własnych. Gdy Steve Bannon, były doradca Trumpa, nazywa kraje NATO „protektoratem, a nie sojuszem”, to nie jest daleki od prawdy.
Budowa samodzielnej siły militarnej Europy, dzisiaj jako uzupełnienie potęgi USA, jako „drugiej nogi NATO”, a w przyszłości, w razie konieczności – jako prawdziwej autonomii strategicznej, jest nakazem dnia. Polsce, jako krajowi frontowemu, nieporównanie bardziej narażonemu na zagrożenia ze strony Rosji niż leżące na drugim końcu kontynentu Hiszpania czy Francja, w szczególności powinno zależeć na tym, aby Unia Europejska stała się ściśle zjednoczoną potęgą wojskową.
Zdolność obronna Europy oznacza nie tylko posiadanie potencjału odstraszającego potencjalnego przeciwnika, lecz również możliwość jego projekcji, jeśli nie na odległe teatry, to na najbliższe otoczenie tak, aby za naszymi deklaracjami o wysokich wartościach stała siła nie tylko gospodarcza.
Solidarność obronna Europy wymaga, obok rozwoju komponentu przemysłowego, wojskowego i logistycznego, również pogłębienia integracji politycznej – aby usprawnić proces decyzyjny. A także budowania poczucia przynależności do wspólnej przestrzeni cywilizacyjnej i kulturowej, tak, aby żołnierzom z Grecji czy Portugalii, jeśli — nie daj Bóg — przyjdzie im umierać za Suwałki czy Wilno, miejsca te nie były anonimowymi punktami na mapie dalekiej Barbarii, lecz miastami równie im drogimi, jak Saloniki czy Porto.