Czy F-16 mogą zmienić losy wojny?
Zgodnie ze starożytną, grecką tradycją na czas trwania igrzysk olimpijskich powinny zostać przerwane wszelkie działania militarne. Niestety w 2024 roku tak nie jest i w mediach z wiadomościami z paryskich aren sąsiadują komunikaty wojenne. Wrze na Bliskim Wschodzie. Pesymiści mówią, iż może tam dojść do wojny zagrażającej nawet pokojowi całego świata. Nadal trwają starcia na terytorium Ukrainy.
Ostatnio pojawiły się wiadomości, iż do tego ostatniego kraju dotarły wreszcie obiecywane przez państwa zachodnie samoloty F-16. Zdaniem niektórych komentatorów mają one przechylić szalę zwycięstwa na stronę Ukrainy. Niestety, komentatorzy ci mogą się szybko rozczarować. F-16 nie są żadną mityczną, niosącą zwycięstwo bronią. Raczej nie zapewnią Ukrainie zwycięstwa. Poza tym lekceważeni i pogardzani przez wielu polskich komentatorów Rosjanie (nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika) dysponują samolotami oraz systemami obrony przeciwlotniczej zdolnymi pokonać F-16.
Czy Ukraina skazana jest na porażkę? Niekoniecznie. Rozwiązaniem mogą być umowy o bezpieczeństwie, jakie zawarła ona z europejskimi sojusznikami, m.in. z Wielką Brytanią, Francją, Niemcami i Polską. Nie bez znaczenia będzie dalsze polityczne wsparcie sprawy ukraińskiej na arenie międzynarodowej. Chodzi jednak przede wszystkim o pomoc finansową i dostawy uzbrojenia. Co się tyczy tej pierwszej, to jak na razie nie stanowi ona problemu. Europę na nią stać. Nieco gorzej przedstawia się sprawa dostaw uzbrojenia. Sytuacja międzynarodowa się komplikuje, tak że rządy państw europejskich mogą być zmuszone dozbroić własne armie. Trudniejsze mogą także okazać się zakupy broni od producentów z innych części świata. W mediach pojawiają się również sugestie, iż w ramach wspomnianych umów o bezpieczeństwie partnerzy zachodni mogliby wysłać swoje kontyngenty wojskowe do Ukrainy. Rozwiązanie to grozi jednak rozlaniem się wojny na całą Europę.
Historia pokazuje, iż w dwóch wielkich wojnach, które przetoczyły się w XX wieku przez nasz kontynent, europejskie demokracje odniosły zwycięstwo dzięki pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych. Pozostaje więc mieć nadzieję, iż w razie potrzeby nowo wybrany, w listopadzie, prezydent USA pójdzie śladem swoich poprzedników – Thomasa Woodrowa Wilsona oraz Franklina Delano Roosevelta – i okaże pomoc swym europejskim sojusznikom. Nadzieję tę mogą umacniać łączące oba regiony powiązania ekonomiczne. Presji środowisk biznesowych ulegnie każdy prezydent, nawet Trump. Szczególnie on. Nie należy też lekceważyć opinii publicznej za oceanem, której głosy nie raz miały spory wpływ na politykę Waszyngtonu.