logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Lewica wobec przyszłości

Krzysztof JANIK | 1 marca 2023
Fot. archiwum "Res Humana"

Przyszłość jest nieunikniona – to wiemy na pewno. Cała reszta jest zagadką. Wiemy tylko tyle, że XIX-wieczne marzenia o bezkonfliktowym życiu, sprawiedliwych stosunkach społecznych, równości szans wszystkich obywateli i równomiernym rozłożeniu zasobności materialnej i duchowej nadal będą aktualne. To na tych marzeniach wyrosła współczesna lewica, próbując ideały – obecne wszak od wieków w myślach ludzi – przekuć w realia, zainstalować w rzeczywistości społecznej. Przetworzyć je w program polityczny. Była do tego potrzebna baza społeczna, którą stała się klasa robotnicza. Była potrzebna całościowa narracja – zainicjowali ją Marks z Engelsem (potem kolejni myśliciele). Była potrzebna zorganizowana siła polityczna – stała się nią lewica polityczna, obojętnie w którym wariancie: socjaldemokratycznym czy komunistycznym.

Odnosiła ona mniejsze lub większe sukcesy. Chyba największym jest fakt, że jej hasła ekonomiczne, społeczne i kulturowe stały się niejako własnością całego świata polityki. Liberałowie wprowadzający ośmiogodzinny dzień pracy, chadecja głosująca za małżeństwami jednopłciowymi, komercyjna kultura masowa śpiewająca o równości i sprawiedliwości – czyż nie jest sukces lewicy? Tak wielki, że nawet zrodziły się poglądy, że lewica jest już niepotrzebna, bo postulaty, które ją konstytuowały, zostały zrealizowane. Poglądy na tyle popularne, że wpłynęły na opinię publiczną, na zachowania wyborcze elektoratu. Lewica notuje regres polityczny – losy europejskich wielkich partii socjalistycznych mają być tego najlepszym dowodem. Nie liczą się francuscy socjaliści, w defensywie jest lewica włoska, nawet niemieccy socjaldemokraci – choć obecnie rządzą – mają dużo słabszą niż kiedyś legitymację społeczno-polityczną.

Warto zapytać, dlaczego tak się stało? Nie ma tu jednej odpowiedzi. Z możliwych – każda jest niepełna i może być częściowo sfalsyfikowana. Być może lewica – jak kiedyś inne nurty polityczne – źle odczytała rzeczywistość i jej perspektywę. Nie dostrzegła zmian społecznych, a zwłaszcza wzrostu aspiracji i potrzeb człowieka oraz całych grup społecznych. Nie zrozumiała zasadniczej redefinicji pojęcia klasy robotniczej. Zapewne nie bez winy jest tu eksperyment z realsocjalizmem, w którym trzymano się kurczowo i literalnie sugestii Marksa i jego epigonów, zapominając, że nawet wielkie narracje podlegają weryfikacji przez praktykę, a wdrożenie jednej propozycji często czyni inne już nieaktualnymi. Być może nie dostrzeżono dynamiki zmian struktury społecznej i umiejętności dostosowawczych kapitalizmu, którego zdolność do elastycznego reagowania na te zmiany lekceważono. To właśnie przypadek naszego kraju, gdzie przez lata rządziło jedno pokolenie, dla którego punktem odniesienia była traumatyczna pamięć o II Rzeczypospolitej.

Nawiasem mówiąc, to właśnie niezdolność do socjalizacji kolejnych pokoleń, lekceważenie postępu technologicznego i zmian kulturowych, które zawsze niesie kolejna generacja, była przyczyną upadku PRL. Obaliło ją pokolenie jej wychowanków i beneficjentów, zrodzone w latach powojennego wyżu demograficznego. Zaufanie i oczekiwania tego pokolenia zawiodła ekipa Edwarda Gierka, odreagowało ono zatem „Solidarnością” i rokiem 1989. Doszło właściwie do klasycznego konfliktu pokoleń. Z jednej strony – zastępy oddanych (przynajmniej deklaratywnie) członków PZPR, z dominującą częścią ludzi pamiętających biedę lat przed- i powojennych. Z drugiej strony młodzi, bywający na Zachodzie, a przynajmniej znający ten Zachód i mający o nim wyobrażenia (choćby z partyjnej telewizji). Bardziej wiarygodni dla rówieśników, patrzący bardziej do przodu niż ich rodzice. Zaowocowało to po 1989 roku znacznym odmłodzeniem politycznej lewicy, która znów stała się zdolną do wygrywania wyborów i odpowiedzialnego rządzenia państwem. To pokolenie lewicy zainstalowało Polskę na Zachodzie, wprowadziło do NATO i do Unii Europejskiej.

Ale ta generacja zaczęła tracić swoje siły witalne po pierwszych piętnastu latach III RP. Popełniła błąd PZPR. Lewica tego okresu w zbyt małym stopniu dokonywała wymiany generacyjnej, zbyt słabo i późno otwierała się na nowe idee i środowiska. W obronie przed zarzutami o postkomunizm, nieustannie udowadniała, że taka nie jest – zarówno w sferze polityki gospodarczej, jak i konfrontacji ideowej. To zamknęło ją we własnej – intelektualnej i społecznej – skorupie. Przestała też dbać o bezpieczeństwo socjalne starszych pokoleń, przekonana, że jeśli ktoś obdarza sentymentem PRL, to politycznie nie ma wyboru – musi na nią głosować. Dowodem na to zamknięcie był rok 2011, kiedy po kolejnych przegranych wyborach do władzy w SLD powraca generacja, która rządziła tą partia na początku lat dziewięćdziesiątych.

Trzeba było dopiero wypadnięcia lewicy z parlamentu, aby zaczęto sobie uświadamiać, że „tak dalej już być nie może”. Że potrzebna jest zasadnicza zmiana: ideowa, programowa i pokoleniowa. Że pod szyldem Sojuszu Lewicy Demokratycznej zmiana ta – nawet jeśli ją przeprowadzimy – nie będzie wiarygodna. Stąd odważne decyzje z ostatnich lat: otwarcie się na nowy ruch społeczny zainicjowany przez Roberta Biedronia, alians z Razem, konsekwencja Włodzimierza Czarzastego w działaniu. Przy całym szacunku dla jego oponentów i z braku wystarczająco wnikliwej (długotrwałej) debaty, chyba jednak innej ścieżki nie było. To droga, której pokonanie potrwa długo, ale – jak mi się wydaje – punkt krytyczny został przekroczony, powrotu z niej już nie ma.

Oczywiście, istnieją koszty wyboru takiej drogi, przede wszystkim personalne. Spora część moich Koleżanek i Kolegów uznało, że to nie ich droga. Przypomnę, że na jednym z kongresów SLD przeprowadzono badania ankietowe delegatów pod kierunkiem prof. Anny Pacześniak z Uniwersytetu Wrocławskiego. Już wtedy zadziwił nas prawicowy ideowo profil wielu spośród nich. Nawet nie to, że deklarowali się jako wierzący (kult Jana Pawła II był w apogeum wyobraźni społecznej), ale ich niechęć do środowisk mniejszościowych, ślady nacjonalizmu, aprobata sojuszu państwa z Kościołem. Oni tej nowej lewicy już nie zaakceptują. Nie zainteresuje ona także „ludzi władzy”, których w lewicy i przy niej było sporo. Zmiany nie zainteresują także tych, którzy uważają, że ich przeszłe zasługi dla lewicy (często autentyczne), zwalniają ich z brania udziału w procesie kształtowania się nowej hierarchii wpływów wewnątrz partii. Stąd wiele zacnych Koleżanek i Kolegów stanęło z boku tych zmian, wyrażając w stosunku do nich – różnie przedstawianą publicznie – dezaprobatę.

Do końca tej drogi jest daleko. Ale zawrócić już nie można. Trzeba natomiast i należy zastanowić się nad tym co dalej, jak ta nowa lewica ma się określić wobec przeszłości, teraźniejszości i – co najważniejsze – przyszłości. Co do tradycji nie mam wątpliwości. Najbardziej kontrowersyjny jej fragment, dotyczący PRL, wymaga nowej narracji. Trzeba przestać mówić o kopalniach i hutach, które wtedy wybudowano, przestać opisywać industrializację, jakiej dokonano. To do niewielu ludzi już przemawia. Terenem naukowego rozpoznania i materiałem do budowania nowej narracji powinny stać się przemiany społeczne, edukacyjny i kulturowy awans najszerszych mas. To jest wielką zasługą polskiego socjalizmu i – prawem paradoksu – przyczyną porzucenia go przez te masy. Tej „świadomościowej roboty” zaniechano jeszcze w latach osiemdziesiątych i nigdy nie stała się ona osią politycznego sporu zainicjowanego przez lewicę. Własną opowieść narzuciła natomiast prawica, a myśmy się tylko nieudolnie bronili. Nawet rządy lewicowych prezesów mediów publicznych niewiele tu zmieniły.

Bardziej skomplikowana jest kwestia aktualnej strategii politycznej. Narzucają ją przede wszystkim okoliczności: rządy partii nieposiadającej żadnego szacunku do pisanych i niepisanych reguł demokracji, narastający bałagan instytucjonalny w zarządzaniu państwem, krach coraz bardziej prywatyzowanych usług publicznych, realnie grożący państwu kryzys finansów publicznych, a w perspektywie stagflacja. Piętnaście lat temu, podsumowując ówczesne rządy PiS, pisałem na łamach „Res Humana”, że bazują one na stereotypach z PRL: dobrej władzy, która daje ludziom pieniądze; woli politycznej, która jest ponad prawem i obyczajami; propagandzie, która objaśnia ludziom świat wykorzystując mity, uprzedzenia, traumy i stereotypy narodowe. Nic się zmieniło. Może tylko to, że poparcie rządzącej partii jest większe. PiS zgromadził pod swoją flagą wszystkich zawiedzionych Trzecią RP, beneficjentów świadczeń socjalnych i socjalnopodobnych. Ludzi wierzących, że istnieją jakieś siły (Bóg, państwo, władza), które mają wpływ na ich los i w obliczu wielkich zasług naszego narodu dla ludzkości zginąć im nie dadzą. Ten podział na PiS i „antypis” nie jest naturalny ani społecznie uzasadniony. Decydują o nim bardziej lęki niż nadzieje, bardziej traumy niż perspektywy wychodzenia w nich. Ale jemu właśnie ekipa rządząca podporządkowała wszystko: decyzje polityczne i politykę historyczną, utrwalając i rozszerzając go na coraz to nowe obszary.

Można przyjąć, że elektorat PiS jest bardziej jednorodny mentalnie niż elektorat „antypisu”, bardziej zdeterminowany i przekonany o bezalternatywności swojej postawy. Inaczej jest po przeciwnej stronie, w której lokuje się też lewica. Tam istotne są podziały polityczne, światopoglądowe i ideologiczne. Hasło „W jedności siła!” ma kiepskie podstawy programowe i światopoglądowe, wywołuje w istocie oczekiwanie społeczne, że rząd „antypisowski” będzie z natury lepszy od poprzednika. Jeśli tak się nie stanie, to za cztery lata zwycięstwo PiS będzie jeszcze większe, a okres rządzenia dłuższy.

Dlatego uważam, że lewica chce i musi jakoś wyróżniać się po stronie „antypisu”. Dobry przykład z ostatnich dni to kwestia polityki mieszkaniowej. Donald Tusk ogłosił program pomocy tym, których stać na kredyty mieszkaniowe, czyli i tak nie najgorzej sytuowanych. Lewica odpowiada programem szerokiego budownictwa publicznego, adresowanego do tych, którzy zdolności kredytowej nie mają. Trochę bym pomarudził, że nie ma w nim należytego miejsca dla spółdzielczości mieszkaniowej, która wszak jest dziełem lewicowego myślenia i działania. To – w pigułce – najlepszy dowód, że lewicy z liberałami może być owszem po drodze w odbudowie demokracji, ale w innych politykach publicznych już tak być nie musi. A jeszcze nie rozpoczęto dyskusji o polityce socjalnej, senioralnej, edukacyjnej, zdrowotnej, w których różnic będzie jeszcze więcej. Ten kurs na wyraziste podkreślanie lewicowego etosu powinien zostać utrzymany. Nowa Lewica powinna być alternatywą nie tylko dla Prawa i Sprawiedliwości, ale także dla innych partii obecnych na polskiej scenie politycznej. Marzy mi się sytuacja, w której ta scena – po kilku latach – wraca do naturalnego podziału, w którym lewica odnajduje swoje miejsce, co odzwierciedlałoby nie tylko wybory ideowe, ale i polityczne, społeczeństwa polskiego. Marzenie to, ma – moim zdaniem – realne podstawy, by się spełnić.

Mam zarazem świadomość, że nie będzie to łatwe. Aby zaprojektować i zrealizować ten projekt, niezbędna jest próba zarysowania odpowiedzi na pytanie, jak będzie wyglądać przyszłość Polski, Europy i świata. Zależne to jest od wielu czynników zlokalizowanych poza granicami naszego kraju, niezależnych od kolejnych ekip przywódczych lewicowych partii. Tych zewnętrznych, politycznych czynników jest kilka, poczynając od nowego układu geopolitycznego i związanych z nim konfliktów, poprzez przyszłość instytucji ładu międzynarodowego, na procesach integracji europejskiej kończąc. W tym zakresie, lewica musi być siłą propaństwową, opowiadającą się jednoznacznie za pogłębianiem powiązań w ramach Wspólnoty i rozszerzaniem granic Unii na nowe kraje. Słowem, powinna być najbardziej prointegracyjną siłą polityczną w Polsce, opowiadać się za budowaniem etosu europejskiego, od kultury poprzez edukację, na gospodarce kończąc. W niczym nie narusza to przecież tożsamości i identyfikacji narodowej, stanowiąc inne porządki intelektualne i polityczne.

Ale przyszłość niesie także wyzwania, na które nie jest tak łatwo odpowiedzieć. Ludzkość zaczyna się pasjonować postępem technologicznym, sztuczną inteligencją i jej wpływem na życie społeczne. Rodzi się pytanie, jaki to będzie miało wpływ na strukturę klasową (aby pozostać przy tradycyjnej nomenklaturze) polskiego – i nie tylko – społeczeństwa? Jakie będą osie podziału społecznego?

Niewątpliwie, największą grupą społeczną pozostaną pracownicy najemni, spośród których dominować będą zatrudnieni w sferze usług publicznych, bezpośrednio i pośrednio zależni od państwa. Polityka socjalna i płacowa wobec tej grupy wpływać będzie na pracodawców, bez względu na rodzaj własności i jej formalno-finansowy kształt. Może zatem lewica powinna się orientować na tę grupę społeczną, nie odmawiając oczywiście wsparcia dla pozostałych grup ludzi pracy najemnej, zachowując prawo do interwencji w przypadkach łamania praw pracowniczych? Istotą zagadnienia jest nie tylko propozycja czterodniowego tygodnia pracy, ale – obok respektowania praw pracowniczych – także zapewnienie dostępu do kultury, nieustannej edukacji, beztroskich warunków życia rodziny. A więc jakość i poziom usług publicznych jako centralny punkt lewicowego programu.

Postęp przyniesie jednak także nowe osie podziału. Wyostrzy rozziew pomiędzy konserwatystami a postępowcami, zepchnie masy ludzi w obszar cywilizacyjnego zapóźnienia. Po której stronie więc stanąć: młodych, otwartych na zmiany i posiadających łatwość dostosowania się czy starych, wykluczonych technologicznie z tego nowego życia? Lewica zawsze była za postępem w każdym obszarze życia społecznego, ale w polskim przypadku miliony zostaną wypchnięte z tego procesu. Widać to już dziś. Wykluczenie cyfrowe ma wpływ na poglądy i wybory polityczne. Ten proces będzie jeszcze bardziej widoczny na przestrzeni najbliższych dekad. Jak zatem określić proporcje pomiędzy postępem a przyzwyczajeniami milionów, w sferze ideowej, programowej i politycznej?

Przyszłość przyniesie również wyzwania o charakterze etycznym i w zakresie praw człowieka. Co lewica zrobi z systemem powszechnej inwigilacji obywateli, który już dziś jest budowany na naszych oczach? Którą wartość wybierze: prawo do prywatności czy prawo do bezpiecznego życia? I jak ten wybór uzasadni? To bliska perspektywa. Dalsza ma już charakter bardziej moralny. Co z eutanazją? Co z postępem w medycynie, zwłaszcza transplantologii? Zgodzimy się na daleko idące praktyki przeszczepowe, przymusowy pobór narządów, w tym może i mózgu? Technicznie jest to wyobrażalne. A politycznie i etycznie? Trzeba o tym rozmawiać.

Wreszcie, problem istotny na dziś i na jutro, to imigranci, których będziemy potrzebować w liczbie kilka milionów na przestrzeni najbliższych kilkunastu lat, bo braknie nam rąk do pracy, w tym w sferze usług publicznych. Jeśli w najbliższych latach odejdzie nam z pracy kilka milionów ludzi, to tyle samo będziemy potrzebować. Część z nich zastąpią roboty i sztuczna inteligencja, ale emerytami też ktoś będzie się musiał zająć. Fachowcy oceniają, że za 8–10 lat będziemy potrzebować w Polsce ok. 4–5 milionów imigrantów. Tu właśnie widzę wielkie pole do popisu dla działania lewicy. To łagodzenie konfliktów kulturowo-religijnych, walka o ich prawa pracownicze, zapewnienie im pakietu praw politycznych, określenie drogi do obywatelstwa. Być może to „najwydajniejszy” program polityczny dla lewicy na najbliższe lata.

W tym krótkim tekście nie da się zaprezentować wszystkich problemów, przed którymi już stoi i zostanie postawiona w przyszłości polska lewica. Ale samo hasło, że „lewica jest Polsce potrzebna” nie rozwiązuje żadnego z nich. Potrzebna nam jest przede wszystkim rozmowa, a nawet kłótnia, o stosunek do tych problemów, o ich pełną listę i sposoby ich rozwiązywania. Bez tego lewica będzie zamierać.

Autor, były sekretarz generalny i przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, jest profesorem krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

Artykuł ukazał się w numerze 2/2023 „Res Humana”, luty-marzec 2023 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.