Wykluczone mocarstwo
Rosja, pod nazwą ZSRR, była sportowym mocarstwem. Do Paryża sportowcy z tego kraju zdobyli na letnich olimpiadach łącznie 1624 medali. Więcej nagród (2 629) wywalczyli tylko atleci z USA. Ale Stany Zjednoczone uczestniczyły w dwudziestu ośmiu olimpiadach, nieprzerwanie od 1896 roku (za wyjątkiem igrzysk 1980 w Moskwie), natomiast Rosja/ZSRR – tylko w dwudziestu, gdyż Moskwa wysłała ekipę dopiero do Helsinek w 1952, po czterdziestoletniej przerwie. Od 1952 r. aż do rozpadu ZSRR zawodniczki i zawodnicy „sbornej” na każdej olimpiadzie przodowali w liczbie medali.
Współczesny wysokowyczynowy sport olimpijski jest nie tylko bardzo dochodowym produktem komercyjnym. Wbrew wzniośle głoszonym ideom współzawodnictwo ekip pod flagami narodowymi wyzwala gigantyczne pokłady nacjonalizmu i stało się czymś w rodzaju bezpardonowych starć gladiatorów. Areną utwierdzenia dominacji jednych państw, rekompensatą niezrealizowanej na innych polach wielkości – dla innych. Dla władz w Moskwie Olimpiady były nieporównanie czymś jeszcze bardziej znaczącym. W ZSRR sukcesy „sbornej” miały świadczyć o przewadze najpierw idei komunistycznej, później, w czasach Rosji, o niezłomności rosyjskiego narodu, wyższości rosyjskiej duchowości nad rozmemłanym i grzęznącym w moralnym relatywizmie Zachodem.
Wykluczenie reprezentacji kraju-agresora z udziału w letnich Igrzyskach 2024 było dla władz Rosji dotkliwym upokorzeniem. Decyzją MKOl w Olimpiadzie w Paryżu mogli wziąć udział sportowcy z Rosji, ale jako AIN (Athlètes Individuels Neutres), bez jakichkolwiek narodowych insygniów – nazw, barw, strojów, flagi i hymnu. Podobne restrykcje dotknęły Białoruski Komitet Olimpijski. Ostatecznie w Paryżu pojawiło się 15 sportowców z Rosji, wywalczyli jeden srebrny medal (tenisistki Diana Sznajder i Mirra Andriejewa w grze podwójnej).
Decyzja MKOl wzbudziła w Rosji gniew i oburzenie. Agresja rosyjskiej propagandy zwróciła się przeciwko organizatorom igrzysk w Paryżu – władzom MKOl z jego szefem Thomasem Bachem, przeciwko Francji i osobiście prezydentowi Macronowi. Rosyjska telewizja, jako bodajże jedyna na świecie nie transmitowała Igrzysk, ale za to nieustannie próbowała je dyskredytować i obrzydzać. Rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa, gdy już opowiedziała o narkotykach, gwałtach, i innych niegodziwościach, jakie miały zdominować atmosferę Igrzysk w Paryżu, weszła w buty średniowiecznej obrończyni chrześcijaństwa i zarzuciła organizatorom promowanie satanizmu. Otumaniona zmasowaną propagandą większość Rosjan (78 proc.) uważała, że Rosja nie powinna wysyłać do Paryża ani jednego zawodnika.
W najgorszej sytuacji znaleźli się sami sportowcy, dla których nieobecność na Olimpiadzie oznaczała zmarnotrawienie wieloletnich morderczych przygotowań. Nie wszyscy popierali Putina i wojnę przeciwko Ukrainie. Niektórzy zdecydowali się zmienić barwy narodowe. To stąd, przykładowo, urosła nagle potęga tenisowa Kazachstanu. Pod flagami innych państw wzięło udział kilkudziesięciu sportowców z Rosji, szesnastu z nich zdobyło medale dla nowych ojczyzn.
Hurra-patrioci zażądali sankcji dla takich sportowców. Deputowany do Dumy niejaki Tieruszkow zaproponował, aby zmianę barw sportowych uznawać za zdradę ojczyzny, winnych pozbawiać obywatelstwa i karać. Wybitna trenerka łyżwiarstwa figurowego Tatiana Tarasowa w odpowiedzi nazwała parlamentarzystę „idiotą w kawałku”.
Gdy już zgasł ogień olimpijski w Paryżu, komentatorzy rosyjscy z gorzkim zdziwieniem spostrzegli, że właściwie nikt nieobecności Rosji na Igrzyskach nie zauważył. „Olimpiada po raz kolejny dowiodła, że świat i bez nas miewa się dobrze. I jeśli nadal chcemy pozostawać częścią rodziny olimpijskiej, musimy podjąć ogromny wysiłek, aby jak wcześniej być wielką sportową potęgą” – stwierdził komentator sportowy Dmitrij Gubiernijew.
O tym, że pierwszym krokiem w tym kierunku musi być zaprzestanie agresji przeciwko sąsiedniemu państwu, Gubiernijew nie mógł powiedzieć. We współczesnej Rosji byłoby to uznane za wsparcie dla Ukrainy, a to oznaczałoby bezwzględną karę więzienia.