logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Wygnaniec a „kieszonka przynależności”. Dwie biografie Zygmunta Baumana

Jadwiga MIZIŃSKA | 24 sierpnia 2024
Tomasz HOŁUJ - technika mieszana na bibułce, wczesne lata 70-te

1.

Mentalność potoczna uwielbia myślenie dwubiegunowe, w zamian nie znosi wszelkich niuansów. Tam, gdzie napotyka jakąkolwiek wątpliwość, stosuje metodę miecza Damoklesa. Wątpliwości i ambiwalencja rozstrzygane są na zasadzie radykalnego albo, albo. Na jednym krańcu sytuuje się „to, co swoje”, na drugim – „to, co obce”. Ważną rolę pod tym względem pełnią tu zaimki dzierżawcze: moje – twoje, nasze – wasze, swoje – nieswoje (czyli cudze).

Relacja przynależności odpowiadająca na pytanie: „Czyje to jest?” dotyczy nie tylko przedmiotów fizycznych, ale również spraw umysłowych i intelektualnych, np. moja opinia, mój światopogląd, nasza wiara, nasza ojczyzna. Przynależność jest relacją między częścią i całością. To, co „swoje” – wyklucza „cudze”. Nie jest to jednak stosunek pozbawiony aksjologii, świadczy o tym stopniowanie doznań i poczucia bliskości danego obiektu, jak w powiedzeniu: „bliższa ciału koszula”.

Sam fakt istnienia relacji między „bliskim i dalekim” ma ważny wymiar dla orientacji czasoprzestrzennej, jednak nakłada się na niego również aspekt psychologiczny, społeczny i polityczny; wszystkie one decydują o głębokich różnicach międzyosobniczych. Relacja przynależności z jednej strony „przygarnia” swoich, z drugiej zaś „odrzuca” innych.

Warto zestawić określenia z tym związane. Zacznijmy od pojęć, które opisują „przygarnianie”. Są to słowa: bliźni, sąsiad, krewny, rodak, krajan czy gwarowy swojak. Te słowa włączają jednostkę do jakiejś bliskiej wspólnoty. Wyliczmy także określenia z drugiej serii: cudzoziemiec, uciekinier, emigrant, imigrant, zesłaniec, bieżeniec, uchodźca, banita czy wygnaniec. Na pograniczu tych dwóch serii znajduje się określenie przybysz – w jego treści kryje się rodzaj ciekawości pomieszanej z nadzieją, że dana osoba może zostać nawet naszym przyjacielem. Ktoś, kto przybywa – czy to na czas określony, czy na stałe – jest pełen zagadek, jednych odpycha, innych pociąga. Zwykle jednak niepokoi. Niekiedy przypisuje mu się miano dziwaka albo odmieńca.

2.

Do takich refleksji skłaniają mnie różne prace poświęcone Zygmuntowi Baumanowi szczególnie biografia Artura Domosławskiego Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana oraz Izabeli Wagner Bauman. Biografia. Ich lektura ułatwia kontaminację wszystkich powyższych określeń.

Domosławski wybrał na tytuł swojej książki ekspresyjne słowo wygnaniec, którego scharakteryzował w 21 scenach z życia bohatera swojego studium.

Rodzi się pytanie o to, co uzasadnia taki tytuł książki, by ponad dziewięćdziesięcioletni żywot (1925–2017) podsumować jednym słowem? Aby odpowiedzieć, sięgnijmy również do biografii Baumana napisanej przez Izabelę Wagner. Tu na 700 stronach znajdujemy szczegółowe kalendarium życia filozofa, zebrane w następujących rozdziałach:

Szczęśliwe dzieciństwo w trudnych „okolicznościach”,  Uczeń outsider,  Uchodźczy los,  Na radzieckiej ziemi,  Rosyjski exodus, Święta wojna,  Oficer Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego,  „Człowiek w społeczeństwie socjalistycznym”,  Życie młodego adepta nauki,  Lata nadziei,  Antyromans z bezpieką,  Rok 1968,  Erec Israel,  Brytyjski profesor,  Intelektualista przy pracy,  Globalny uczony.

Do tej kalendarzowej „ściągawki” można byłoby także załączyć mapę podróży Zygmunta Baumana, która obejmuje kilkanaście krajów. Poczynając od Polski, przez Związek Radziecki, Izrael, Wielką Brytanię, nie licząc wielu wyjazdów profesora na światowe i krajowe konferencje. W innych krajach Bauman przebywał w coraz to innym charakterze: przybysza, uchodźcy, migranta, wygnańca, osoby „wyklętej” czy też podziwianego przez wielu celebryty.

We fragmencie recenzji tej publikacji profesor Joanna Tazbir-Bakir pisze:

„Doskonała biografia Zygmunta Baumana pióra Izabeli Wagner to historia intelektualna naszych czasów opowiedziana na przykładzie perypetii człowieka, którego krajowa scena wypchnęła, bo do niego nie dorosła”.

Do listy powyżej wymienionych określeń dochodzi więc jeszcze jedno słowo: wypchnięty. Podczas gdy wygnaniec kojarzy się z jednoznacznym gestem przemocy, to wypchnięty sugeruje rodzaj zmowy prześladowców o nieczystych sumieniach. W każdym z tych pojęć, pełnych złych emocji, pobrzmiewa echo przemocy czy wręcz gwałtu.

Gdy śledzimy koleje życia Baumana, zarówno sytuacje przyjemne, jak i niesłychanie dramatyczne, opisane w monumentalnych biografiach Domosławskiego i Wagner, mamy wrażenie, iż był on człowiekiem mocno poturbowanym przez swój los wygnańca i banity. Tymczasem jedna z recenzentek, profesor Sheila Fitzpatrick widzi to zgoła inaczej:

„Uderzyło mnie jeszcze coś; to, że po wszystkich tych trudnościach i wygnaniach, Bauman nie tylko uparcie odrzucał rolę ofiary, lecz także udało mu się osiągnąć rzadki status – przynajmniej w przypadku interesujących biografii – człowieka szczęśliwego”.

Wedle Władysława Tatarkiewicza, autora klasycznego traktatu O szczęściu, to kluczowe pojęcie ma niezliczoną liczbę aspektów i wymiarów. Ostatecznie o jego sensie decyduje osobiście wypracowana postawa. Można bowiem być jedynie biernie „zdanym na los szczęścia”. Albo też aktywnie przeciwstawiać się nieszczęściu, a nawet wliczyć nieszczęście do końcowego bilansu własnego życia. Tak, jak to uczynił Tatarkiewicz w swoich Wspomnieniach, pisząc, że wszystkie złe przygody w ostatecznym rachunku „wyszły mu na dobre”. Zatem o wszystkim przesądza chęć rozumienia sensu własnego życiowego doświadczenia, jakie zyskujemy dzięki retrospekcji. Nie wystarczy bowiem po prostu przeżyć życie, trzeba je ponadto przemyśleć.

Maria Janion zasłynęła sentencją: „Żyjąc – tracimy życie”. Ten błyskotliwy paradoks daje się rozwiązać wtedy, gdy nie odróżniamy życia jako zwykłego trwania biologicznego od życia duchowego. Innymi słowy – od istnienia w popperowskim trzecim świecie, gdzie kumuluje się esencja czyjejś osobowości. Andrzej Nowicki, polski filozof i twórca inkontrologii (teorii spotkań) twierdzi, że po śmierci istniejemy w kulturze w postaci „wdziełowstąpienia”. Innymi słowy – istniejemy w utrwalonych dziełach kultury, w nauce, sztuce czy w wynalazkach technologicznych przesiąkniętych twórczą myślą.

3.

Dorobek naukowy Zygmunta Baumana oceniany jest często przez wielu jako wkład do teorii postmodernizmu, a szczególnie jego wariantu nazywanego często przez autora „płynną nowoczesnością”. Zwykle na drugi plan schodzi jego „socjologia rozumiejąca”. Tymczasem ów moment rozumienia, tego, co sam Bauman jako człowiek doświadczył, pozwoliło mu na dystans do własnych dramatów osobistych czy politycznych. Postawa rozumiejąca nie oznacza po prostu jednorazowego aktu z r o z u m i e n i a, ale również spojrzenie z boku i przyjrzenie się niejako z góry, z perspektywy długiego trwania. Krótko mówiąc, oznacza długotrwały proces, pełen pomyłek i sprostowań. Bywa tak, że człowiek w pewnym momencie orientuje się, iż sam sobie nieświadomie narzucił fałszywy obraz jak w znanym wierszu Juliana Tuwima Erratum.

Te wszystkie pomyłki i samozakłamania oraz ich korygowanie składają się na pełną panoramę naszej psychiki i na głębię nie tylko świadomości, ale również podświadomości. Całość naszego istnienia ujęta z poziomu meta przypomina przeczytaną księgę, do której dodano liczne aneksy i uzupełnienia, księgę wymagającą nieustannej egzegezy.

W tym kontekście pojawia się często forma wypowiedzi nazywana wyznaniami, przykładem mogą być rozważania świętego Augustyna. Są one dla autora formą spowiedzi, przyznawania się do przewinień i różnych grzechów. Głównym celem takich wyznań bywa chęć samozrozumienia, polegającego na refleksji nad własnymi czynami. Sensem czynienia wyznań jest także ich wysłuchanie przez innych, empatycznych ludzi. W końcu nawet ci, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia, też popełniają grzech – grzech pychy. Fiodor Dostojewski nawołuje do pokory i współczucia: „Wszyscy jesteśmy biedni, wszyscy jesteśmy winni”.

4.

Autorzy obydwu biografii Zygmunta Baumana przedstawiają nie tylko chronologiczny zapis jego działań i zaniechań, ale podają też informacje o kontekście, w jakim miały one miejsce. Cenną dokumentacją okazały się w tym względzie materiały autobiograficzne, wykorzystane przez Izabelę Wagner, a zwłaszcza jej wywiady „na żywo” oraz tzw. manuskrypt, spisany i przekazany przez profesora córkom. W tym osobistym dokumencie opisał on różnorakie – miłe i przykre – przeżycia z młodości oraz traumatyczne wypadki w rodzinie. Jednym z takich wydarzeń była nieudana próba samobójcza ojca Zygmunta, Maurycego Baumana.

W osobie ojca Baumana poznajemy młodego, utalentowanego człowieka, który marzył o spokojnej kontemplacji i rozmyślaniu o sensie życia, jednak z przyczyn materialnych musiał zadowolić się posadą kupca. Urodzony jako polski Żyd, Maurycy utożsamiał się ze swoim narodem, był Izrealitą mieszkającym w Polsce, ale kochającym polską kulturę, zafascynowanym polskim językiem i myślącym po polsku. Gdy rodzinie Baumanów przyszło uciekać przed hitlerowskimi najeźdźcami do Związku Radzieckiego (do miasta Gorki), Maurycy wręczył Zygmuntowi na drogę list, który skłonił syna do nieustającej refleksji:

„To był list pełen miłości. Rozstawałem się teraz z rodzicami, zaczynałem inne, samodzielne życie – Ojciec pragnął, bym wiedział, co czuł do mnie przez wszystkie te lata, jaką rolę odgrywałem w jego życiu i jakiego wymarzył sobie mnie w przyszłości. Nie zabrakło też w liście ojcowskiej rady, mądrości życiowej, którą Ojciec chciał się podzielić z synem. To był jedyny kapitał, jaki mógł zostawić w spadku. Jego jedyny podarunek. «Pamiętaj – pisał – twój naród i tylko twój naród może docenić ciebie i twoją pracę. Pamiętaj: jesteś Żydem, należysz do żydowskiego narodu»”.

To jedno jedyne zdanie na zawsze utkwiło w pamięci Zygmunta jako „przykazanie” dane mu przez ojca, z którym potem zmagał się próbując zaakceptować jego treść:

„Mój naród? Kto to jest mój naród? I dlaczego mój? Dlaczego po prostu, że do niego należę? A czy muszę należeć? I czy naprawdę chcę należeć? A jeżeli chcę gdzieś należeć, dlaczego musi to być naród – coś, dokąd zostałem przypisany bez własnego udziału, wskutek selekcji dokonanej przez innych ludzi? I po co ta selekcja? Selekcja to odrzucenie, podział, antagonizm – dokładnie to, co przysparzało mi cierpień i budziło we mnie odrazę. Nie mogłem wiedzieć, czy Żydzi byli pod tym względem inni niż inne «narody». Żydów deptano i pogardzano nimi, lżono ich, prześladowano, a przecież byli nieugięci, nie poddawali się i pozostawali wierni sobie, nigdy nie ulegli pokusie wyparcia się swojej tożsamości, nawet gdy ich do tego zachęcano, obiecując nagrodę w postaci lepszego życia. Z tych przyczyn zasługiwali na głęboki szacunek. Jednakże przez co najmniej półtora wieku to samo odnosiło się do Polaków – a przecież z chwilą, gdy odzyskali niepodległość i znów poczuli się w domu, zaczęli pogardzać i traktować z pogardą, lżyć i prześladować Ukraińców, Białorusinów, Żydów – każdego, kto był pod ręką, na tyle blisko, by otrzymać przydział cierpienia.

A może Żydzi robiliby dokładnie to samo, gdyby dano im szanse? Nie życzyłbym sobie do nich «należeć», kiedy – przekonani o swojej świeżo uzyskanej sile, sile pięści i miecza raczej niż idei albo czystości sumienia – zaczną raptownie zapominać o tym, czego ich naucza ich własny Talmud, ta księga mądrości dla pokornych i cierpiących. Kiedy zapomną, że człowiek «powinien zawsze do tropionych, a nie tropiących» i że lepiej jest «być przeklętym niż tym, co przeklina». Kiedy przestaną słuchać starego mądrego Raby? Kiedyś przyszedł do Raby i powiedział: «Władca mojego miasta rozkazał mi zabić pewnego człowieka, jeśli odmówię – zginę». Raba odpowiedział: «Daj się zabić, a nie zabijaj. Czy sądzisz, że twoja krew jest czerwieńsza niż jego? Możliwe, że jego krew jest czerwieńsza niż twoja»”[1].

5.

Nieodparcie nasuwa się tu porównanie Maurycego, ojca Zygmunta, do postaci Ojca Jakuba, którego syn Bruno Schulz przedstawił jako Mistagoga zamieszkującego Regiony Wielkiej Herezji. Tak jeden, jak i drugi, wyrastają ponad pospolitość. Ojciec Zygmunta dał mu na drogę życiową pewne przykazanie, nad którym się bez przerwy zastanawiał. Mimo całej synowskiej miłości, młody Bauman nie był w stanie pozbyć się zwątpienia w ojcowską radę. Była ona bowiem swojego rodzaju dogmatem. Dogmatem przynależności do jednego tylko narodu. Taki stosunek przynależności zakłada bezalternatywność i zarazem jednoznaczną tożsamość. A tym samym ograniczenie wolności wyboru, która przecież jest jedną z najwyższych ludzkich wartości, podkreślającą autonomię i potrzebę samostanowienia.

Kto wie, czy Zygmunt Bauman – socjolog rozumiejący – swojej koncepcji płynnej rzeczywistości nie stworzył przeciwko dogmatowi bezwzględnej przynależności do jakiegoś jednego „wybranego narodu” albo „wybranego systemu”? Wprawdzie płynność ma wiele wad, ale w zamian znosi wszelkie sztywne ramy i nieprzekraczalne granice. Ponadto pomniejsza wszelkie zgrubienia na węzłach, pozwala na elastyczność relacji między „swoimi” i „obcymi”. Łagodzi „nieprzejednane” spory i animozje. Zapobiega wrogości, otwiera na różnice, a przez to sprzyja tolerancji. W epoce globalizacji, chcąc nie chcąc musimy przyjmować jednakowe standardy, choćby tylko ekonomiczne i administracyjne. Między Scyllą unifikacji a Charybdą indywidualizacji rozciąga się wszakże obszar różnorodności, przynajmniej prywatnej. Tym bardziej, iż tendencja mulitikulturowości przyciąga współczesną młodzież, obiecując jej uczestnictwo we wspólnocie kulturowej i obyczajowej.

Przekleństwo jednorodności ulega zawieszeniu dzięki zdobyczom New Age, które dopuszczają wszelkie mieszaniny religijne, wyznaniowe, językowe czy stylistyczne. Oczywiście, nawet w całkowicie upłynnionej rzeczywistości pojawia się potrzeba znalezienia sobie jakiegoś azylu trwałości. Niszy, gdzie dana osoba czuje się bezpieczna i kochana.

6.

Janina Bauman, pierwsza żona Zygmunta, kiedyś w rozmowie ze mną użyła określenia „kieszonka przynależności”. Miała przy tym na myśli grono naszych wspólnych przyjaciół m.in. z Lublina, gdzie spotkaliśmy się podczas konferencji i z okazji spotkania z czytelnikami jej opowiadań. W wymianie korespondencji często wspominała Lublin jako „miasto serdeczne”, przyjazne dla przybyszów. „Kieszonka przynależności” – tak właśnie nazwana przez autorkę Zimy o poranku, wspomnień z dzieciństwa w cieniu Holokaustu, w moich oczach stanowi rozwiązanie dylematu: „wygnaniec na obczyznę” kontra „przybysz do lokalnej ojczyzny”.

Bezsprzecznie, każdy człowiek potrzebuje przynależności do jakiejś wspólnoty, czy to rodzinnej, czy narodowej, ale nie może ona nikogo determinować w sposób ostateczny. W pewnym momencie dorosły już człowiek powinien przerwać pępowinę i rozpocząć życie na własny rachunek. Witold Gombrowicz nieco ironicznie domagał się, by zastąpić Ojczyznę – Synczyzną.

Cyprian Kamil Norwid pisał: „Ojczyzna to zbiorowy obowiązek”. To prawda, jednak każdy podmiot zbiorowy składa się z jednostek, którym przysługuje prawo posiadania indywidualnych rysów, odrębnych charakterów, a nade wszystko – swoboda wyboru. Bez tego bylibyśmy tylko manekinami w teatrze kukiełkowym. Sfera uczuć, przytłumiona przez instynkt zbiorowy, wyrodnieje i ulega patologii.

Ojcowskie przykazanie: „Pamiętaj, jesteś Żydem, należysz do żydowskiego narodu!”, dla Zygmunta Baumana oznaczało brak wyboru, zamknięcie perspektywy, zatrzaśnięcie bramy. Tymczasem tożsamość człowieka nie musi być ciasną klatką. Nie jest bowiem substancjalna, winna podlegać procesom rozwoju, w którym jest miejsce na wielość jej postaci. Tożsamość nie musi też być „takożsamością”, powieleniem standardu. Ma w sobie potencjał do wielorakości. Tego się właśnie domagał Julian Tuwim, protestując przeciwko antysemitom: „O tym, kim jestem – Żydem czy Polakiem, decyduję sam!”.

Dlatego też przynależność jest również kwestią własnej woli. Sami wybieramy swoją „kieszonkę przynależności” tak jak Janina Bauman. Odrzucając przynależność narzuconą przez innych, zwłaszcza nietolerancyjnych i wrogich.

Z takiej wspólnoty wybranych przyjaciół, wypróbowanych przez życie, nie sposób uczynić „wygnańców”. Zarówno Zygmunt, jak i jego żona Janina, mówiąc słowami Adama Michnika „dorośli do swojej biografii”. Osiągnęli status człowieka szczęśliwego.

Przypomnijmy raz jeszcze uwagę Tatarkiewicza o bilansie życiowym. Nawet do czyjejś dramatycznej biografii wystarczy wnieść erratę i zamiast „rozpaczy” wstawić „miłość”.

Korzystałam m.in. z następujących pozycji:

Artur Domosławski, Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana, Wielka Litera, Warszawa 2021, 906 stron.

Izabela Wagner, Bauman. Biografia, Czarna Owca, Warszawa 2021, 837 stron.

[1] I. Wagner, Bauman, Warszawa 2021, s. 102–103.

Jadwiga Mizińska – prof. zw. dr hab., obecnie emerytowana, UMCS w Lublinie. Wykładała m.in. filozofię, antropologię kulturową, aksjologię, etykę w Zakładzie Ontologii i Teorii Poznania kierowanym przez prof. Z. Cackowskiego.

Artykuł ukazał się w numerze 4/2024 „Res Humana”, lipiec-sierpień 2024 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.