„Władca much” Williama Goldinga jako metafora narodzin zniewolenia
Według Słownika języka polskiego (PWN, 1992) „zniewalać” to po pierwsze: „zjednać, ująć sobie kogoś, pozyskać sympatię”, ale po drugie: „zmusić, skłonić kogoś do czegoś”. Jest to zatem słowo wieloznaczne, pojemne, szerokie i płynne – w tym drugim zwłaszcza znaczeniu, o jakim tu będzie mowa. Daleko bowiem wykraczające w prozie Goldinga poza zwyczajne słownikowo-konwencjonalne formy semantyczne. Poza nawet tak częste i pozornie „niewinne” przywoływanie owych pospolitych zależności interpersonalnych życia codziennego.
Samo bowiem słowo „zniewolenie” może obejmować w potocznym, jak i literackim sensie, wielkie obszary i terytoria rozmaitych dziedzin życia ludzkiego. Od całkowicie prywatnych i osobistych relacji po najbardziej złożone formy społecznych organizacji. Od zwykłych, potocznych form tzw. podległości (psychologicznej, rodzinnej, kulturowej, obyczajowej, w tym i seksualnej) po najbardziej opresyjne, ekstremalne często, przejawy panowania (przewagi) ekonomicznej i stricte politycznej, mające zawsze swoje korzenie i źródła w konkretnych przejawach organizacji życia zbiorowego. Także i w państwach nie zawsze tylko o mniej lub bardziej wyrazistych autokratycznych ustrojach…
Literackich sposobów powstawania i funkcjonowania rozmaitych odmian zniewolenia było i nadal rodzi się obecnie bardzo wiele. Składa się z nich znaczna część historii literatury powszechnej, zwanej „piękną”, nie tylko w tej odmianie nowożytnej powieści, jaka narodziła się w Anglii (choć nie tylko tam, bo i w innych rozwiniętych ekonomicznie i kulturowo krajach europejskich) w wieku XVIII.
Jednym ze znamiennych współczesnych przykładów może być dobrze znana, tłumaczona na wiele języków świata, XX-wieczna powieść Williama Goldinga Władca much, o której tutaj mowa. Zacząć jednak trzeba od krótkiej prezentacji sylwetki autora i jego doświadczeń życiowych, tak ważnych dla twórczości. Golding należy do elitarnego grona znanych i popularnych w świecie autorów, których twórczość przekracza granice stylów literackich. Zwanych niegdyś „wysokimi” i „niskimi”, czyli pisarstwa artystycznie i znaczeniowo wyrafinowanego i popularnych form opowiadania.
William Golding – prozaik i eseista angielski, absolwent uniwersytetu Oxford urodził się w 1911 r. w St. Columb Minor, zmarł w 1993 r. w Falmouth w Wlk. Brytanii. W latach drugiej wojny światowej służył w brytyjskiej marynarce królewskiej, uczestniczył w wielu konwojach morskich i słynnych bitwach na morzu, m. in. podczas lądowania wojsk alianckich na plażach Normandii w 1944 r. Po wojnie był nauczycielem w college’u Bishop Wordsworth School, nie uczestniczył przy tym bezpośrednio w życiu artystyczno-towarzyskim środowisk literackich w Anglii. Sławę i niezależność materialną przyniosła mu debiutancka powieść Władca much z 1954 (wyd. pol. 1967). Wydał ponadto m.in. powieści: Spadkobiercy (1955), Pincher Martin (1956), Chytrus (1956), Wieża (1964), Widzialna ciemność (1979), Papierowi ludzie (1984), Rytuały morza (1980) oraz opowiadania Bóg Skorpion z 1971 (wyd. pol. 1988) i zbiory szkiców literackich The Hot Gates (1965), A Moving Target (1992), Dwoisty język (1995). Tłumaczone w większości na język polski. W 1983 r. autor został laureatem literackiej Nagrody Nobla. Zapisał się w historii literatury jako twórca alegorycznych i gorzko ironicznych filozoficzno-symbolicznych przypowiastek prozą, poświęconych głównie problemom degradacji tradycyjnych wartości humanistycznych w warunkach współczesnej autorowi, dehumanizującej się, stechnicyzowanej cywilizacji.
Golding umieszczał akcję swych utworów na ogół w czasie i miejscach pozornie odległych od otaczających go realiów życia. We Władcy much (Lord of the Flies, tłum. pol. Władysław Niepokólczycki) – pierwszym i jednym z najbardziej znanych utworów, pisarz wykorzystał formy narracyjne młodzieżowej powieści przygodowej (jego powieść jest swoistą trawestacją znanej XIX-wiecznej młodzieżowej opowieści R.M. Ballantyne’a The Coral Island), dając w efekcie powieść z gatunku quasi-fantastyki naukowej. Pisarz odwołując się do właściwych temu gatunkowi, mówi całkiem serio o niezwykle ważnych sprawach jak choćby bankructwo ideałów wychowawczych współczesnej cywilizacji. Utwór jest bowiem poczęty niejako z ducha nowoczesnej antyutopii; braku wiary w uszlachetniające człowieka postęp nauki i społeczny rozwój. Autor dokonuje symbolicznej analizy mechanizmów powstawania zła (wszak nieprzypadkowo tytuł pochodzi od angielskiego imienia diabła nad diabłami – Belzebuba!). Robi to na przykładzie burzliwych przygód grupy młodych chłopców, a więc pokolenia mającego przecież wkrótce stać się podporą angielskiego społeczeństwa.
Akcja utworu koncentruje się wokół dramatycznej historii z życia uczniów ewakuowanych z ojczystego kraju podczas wojny nuklearnej. W wyniku awarii samolotu lądują oni na bezludnej wyspie, odciętej od cywilizacji. Zmuszeni do zorganizowania sobie życia, sięgają po wzory znane im ze społeczeństwa dorosłych. Tworzą małą wspólnotę, podzieloną od początku na dwa obozy: dobrych i szlachetnych oraz złych i podłych. Jak w świecie dorosłych pojawia się tendencja do dominacji jednostek silniejszych nad słabszymi, co prowadzi w końcu wśród nich do wielkich konfliktów, a nawet dramatów.
Golding nie wierzył już w możliwość utopii pozytywnej jak np. Francis Bacon w Nowej Atlantydzie, Thomas Morus w Utopii, Daniel Defoe w Robinsonie Crusoe czy nawet Jonathan Swift w niektórych partiach Podróży Guliwera. Jak Aldous Huxley nie wierzył też w istnienie wysp szczęśliwych, gdzie można budować „nowe wspaniałe światy”.
Powieść ma pesymistyczną wymowę. Sam autor, który przeżył piekło drugiej wojny światowej, zdaje się nie mieć już złudzeń co do przyszłości człowieka i jego „dobrej” natury (choć chłopcy zostaną ocaleni). Po wielu dramatycznych przeżyciach i wydarzeniach na wyspie, bohaterów odnajduje i zabiera brytyjski krążownik. Jeden z chłopców, Ralf, patrzy na koniec ze smutkiem na oficera okrętu z refleksją: „Na chwilę stanął mu przed oczami przelotny obraz dziwnego czaru, który kiedyś opromieniał plażę. Ale teraz wyspa jest spalona, martwa… Simon nie żyje, a Jack… Z oczu płynęły mu łzy. Po raz pierwszy na tej wyspie rozpłakał się, a wielkie spazmy żalu aż go skręcały. Na płonących gruzach wyspy, pod czarną chmurą dymu, rozlegało się jego buczenie; zarażeni tym uczuciem inni malcy zaczęli też się trząść i łkać. A pośród nich brudny, ze skołtunioną głową i zasmarkanym nosem Ralf płakał nad kresem niewinności, ciemnotą ludzkich serc i upadkiem w przepaść szczerego, mądrego przyjaciela, zwanego Prosiaczkiem”.
W innej ze swych powieści, zatytułowanej Wieża (The Spire) Golding ukazał, w dramatycznej i pesymistycznej tonacji, problemy i konflikty ludzi średniowiecznego miasta (Salisbury), których ekstatyczny początkowo i szlachetny poryw w zbiorowym wysiłku zbudowania wielkiej katedry, powoli opada i przeradza się w tragedię, staje się przyczyną nieszczęść, rodzi zło.
Nie mniej pesymistyczną wymowę ma inna z najbardziej znanych powieści Goldinga Rytuały morza (Rites of Passage). Jej narrator, młody angielski arystokrata Edmund Talbot, wysłany na początku XIX w. do australijskiej kolonii, spisuje na użytek możnego protektora w ojczyźnie swoje przeżycia z długiej podróży statkiem wiozącym emigrantów do Australii na początku XIX w. Egoistyczny młodzieniec, rozmyślający o własnej, świetnie zapowiadającej się karierze, pod wpływem wydarzeń na żaglowcu przeżywa przełom moralny. Powoli odkrywa złożoność rzeczywistości wokół siebie i mroczne tajemnice ludzkich wnętrz. Widzi jak anglikański duchowny Colley, nieśmiały pastor-idealista, kapelan na statku, doprowadzony przez marynarskie brutalne otoczenie do ośmieszenia i niezawinionego upadku przez nadużycie alkoholu, zagryza się tym na śmierć. Ideowym przeciwnikiem Colleya jest kapitan Anderson, zimny racjonalista, który dopiero po tym wydarzeniu zaczyna dostrzegać bezwzględność prostackiej załogi i własnej postawy. Na tym materiale, ukazującym rzeczywistość ówczesnej społeczności angielskiej (protestanckiej, zhierarchizowanej i zróżnicowanej kastowo, nastawionej na ekspansję kolonialną), Golding i tutaj buduje ponadczasowy dramat zderzenia ludzkich postaw. Ukazuje siłę moralnych oraz psychologicznych procesów destrukcji osobowości, dokonujących się w bohaterach powieści na bazie nietolerancji i zadufania w sobie, ortodoksyjnej i egoistycznej wiary we własne racje.
Czynnikiem osłabiającym pesymistyczną wymowę całości i budzącym humanistyczną nadzieję na możliwość innego ułożenia stosunków międzyludzkich, jest sytuacja rodzącego się w świadomości kapitana Andersona wstydu, jako efektu działania poczucia winy, oraz rosnącej w postawie Colleya potęgi przebaczenia. Krytycy dopatrują się w tym aluzji do następstw biblijnego grzechu pierworodnego. Wątki religijno-mistyczne są tu jednak przede wszystkim przesłankami racjonalnej analizy i refleksji – autor nawiązał tu m.in. do moralistycznych tendencji prozy Jądra ciemności Josepha Conrada i Upadku Alberta Camusa. Powieść ukazuje społecznie i kulturowo zdeterminowane ludzkie charaktery oraz kruchość łączących ich cywilizacyjnych więzów. „Obsesyjny temat Goldinga został tu ujęty w sposób subtelny i przejmujący, a jego pozycja w powieści angielskiej jest wyjątkowa. Ogólne uznanie i poczytność, jaką cieszą się jego powieści, dowodzą, że w sposób całkowicie indywidualny, nie stosując się niewolniczo do mód i konwencji współczesnych, potrafił on odczuć istotne potrzeby swoich czasów i dać im wyraz artystyczny” pisała Bronisława Bałutowa w Powieści angielskiej XX wieku (1983).
William Golding, nieufny wobec postmodernistycznych eksperymentów literackich, bliższy jest tradycji klasycznej narracji literackiej przypowieści, alegorii i czytelnego symbolu. Nie narusza przy tym zasad realistycznego prawdopodobieństwa, a zwłaszcza prawdy o wewnętrznej motywacji ludzkich czynów, psychologicznej konstrukcji losów powieściowych postaci.
Bardzo często na marginesie zwłaszcza Władcy much podkreślano, że jest to w gruncie rzeczy przerażająca opowieść o nas, o ludzkiej naturze. Ukazuje bowiem Golding, jak mało potrzeba, by utracić ludzkie odruchy i stać się żądnym krwi i przemocy „dzikusem”, pragnącym zniewolić i podporządkować sobie innych ludzi. Za najbardziej przerażające uznano fakt, że bohaterami tej powieści autor uczynił dzieci. Małe, niewinne, czyste i dobre z natury dzieci. Tutaj, rzucone na bezludną wyspę, próbują stworzyć one coś na kształt społeczeństwa, co wymyka się spod kontroli i ostatecznie prowadzi ku katastrofie. Do głosu dochodzą, jak podkreślano często w opiniach badaczy literatury, owe porażające pierwotne lęki i strachy, zwyczajny głód, tęsknota za rodzinnym domem, lęk przed brakiem ratunku. Ale to, co okazało się najgorsze w młodym społecznym życiu bohaterów była utrata poczucia rozsądku i wpajanej im w domu i w szkole wiary w wielkie ideały człowieczeństwa. Co przekształciło ich w egoistycznych, bezlitosnych barbarzyńców, nieznajdujących w sobie empatii, zrozumienia dla innych.
William Golding obnaża w swej powieści ów potoczny i na wiarę przyjmowany niegdyś mit o świecie „niewinności dzieci”. Mimochodem (czyżby?) rozbija bowiem przez to także oświeceniowy mit o dobrej naturze człowieka. Pokazuje ostateczny upadek ideałów człowieczeństwa; problemy tak dobrze znane z realiów okrutnego XX wieku! Pisarz zdaje się sugerować, że nawet po tym wszystkim, czyli obu wojnach światowych i totalitaryzmach tego stulecia – faszyzmie czy stalinizmie – po kolejnych nowych ukrytych mniej lub bardziej jawnie konfliktach i wojnach, trwałej i niemalejącej dziś tendencji do różnych odmian zniewolenia i prześladowań, pojawiających się nie tylko w Afryce plemienno-narodowych starć zbrojnych i zbrodni ludobójstwa, walk o surowce, dominacje i wpływy w wielu stronach świata – że nadal tacy jesteśmy. Że być może zło wpisane jest immanentnie w naturę ludzką.
W powieści Goldinga widziano też problemy innej jeszcze natury. Na przykład polski antropolog kultury Wojciech Burszta dostrzegał w niej literacką metaforę (znanego licznym społeczeństwom od wieków) obyczaju zwanego „rytuałem przejścia”, czyli przechodzenia od wieku dziecięcego w dorosłość za pomocą tak zwanych procesów inicjacji. Widział jednak w tym jeden z przykładów i przejawów owego „zniewolenia jednostki”, przemocy, czasami nie tylko symbolicznej, znanej dobrze z wielu systemów kulturowych różnych czasów i stron świata. Czasowe wyłączenie młodych ludzi z życia wspólnoty było jego zdaniem sposobem kanalizowania społecznej, zniewalającej młodego człowieka przemocy. Wskazywania na jej sens jako pewnej symbolicznej formy doświadczenia przez poddawanie próbom i zadawanie rozmaitych cierpień (np. na skazywanie na okresy odosobnienia), co oznaczało w oczach wspólnoty osiągnięcie stanu wyższego stopnia rozwoju.
Golding jako pisarz był istotnie nieufny wobec postmodernistycznych eksperymentów literackich swojego stulecia. Bliższa mu była tradycja klasycznej fabularnej narracji literackiej znaczącej przypowieści: alegorii, czytelnego jasnego symbolu czy Wielkiej Metafory. Nie naruszających jednak generalnych zasad realistycznego prawdopodobieństwa, a zwłaszcza prawideł psychologicznej motywacji wewnętrznej, prawdy zachowań i czynów ludzkich. Przy podejmowanych każdorazowo odmiennych prób rekonstrukcji losów poszczególnych postaci literackich. Stąd też nadal tak wielki rezonans Władcy much i innych jego powieściowych dokonań wśród ogromnej nadal rzeszy czytelników na świecie. A także zgodnej z nimi opinii krytycznoliterackiej (co jak wiemy, nie zawsze chodzi w parze).
Dodajmy zatem na koniec, że utwór powieściowy Władca much Wiliama Goldinga był kilkakrotnie adaptowany na scenę teatralną, m.in. przez awangardowego twórcę teatralnego Petera Brooka w latach 60., a zekranizowany dekadę później. Wymagałoby to jednak odrębnego omówienia, scenarzyści i adaptatorzy filmowi przedstawiali bowiem swoje pomysły interpretacyjne, wykraczające niekiedy dość swobodnie poza oryginał literacki.
Esej ukazał się w numerze 6/2023 „Res Humana”, listopad-grudzień 2023 r.