logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Uri Huppert, jakiego znałem

Stanisław BIELEŃ | 22 lutego 2024
Fot. archiwum "Res Humana"

Piątego listopada 2023 r. w Jerozolimie w wieku 91 lat odszedł Jerzy Uri Huppert, jedna z niezwykłych postaci w przyjaźniach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich.

Pochodził z rodzin zasymilowanych i na wskroś świeckich Żydów, związanych z dawną Galicją, zamieszkujących w Krakowie, Bielsku-Białej i Wadowicach. Do tej mapy, związanej z losami samego Jerzego i jego matki, w czasie wojny dojdzie Przeworsk, Lwów, Stryj, Rytro, Nowy Sącz, a po wojnie Wrocław.

Był wziętym adwokatem, ale temperament i zmysł miał polityczny. Uprawiał publicystykę, pisał książki, wykładał na uczelniach, ze swadą, odważnie i w poprzek obowiązującej mody komentował szaleństwa związane z dziwactwami otaczającego nas świata. Nie znosił „świętych” dogmatów i zaczadzonych fanatyzmem ortodoksji, dlatego jednym z obszarów jego zainteresowań były fundamentalizmy religijne i ich tragiczne konsekwencje. Ostrzegał przed nietolerancją i rasizmem, segregacją i stygmatyzowaniem ludzi, wołał o opamiętanie w krucjatach ideologicznych, których ofiarami padały niewinne osoby. Pokazywał, jak wszelkiego rodzaju mesjanizmy kierują rozum polityczny w stronę zachowań antyracjonalnych i irracjonalnych.

Był znawcą problematyki prawno-wyznaniowej współczesnego Izraela, ale także zagrożeń ze strony ortodoksji religijnej dla współczesnych demokracji. Dostrzegał wiele podobieństw między kulturą polityczną Polski i Izraela, nie tylko ze względu na splecione korzenie historyczne obu narodów, ale także podobieństwa w wykorzystywaniu nacjonalizmów i integryzmów religijnych w kształtowaniu życia politycznego. Pytał, czy w dzisiejszej Polsce i w Izraelu religijne (kościelna i rabinacka) koncepcje ładu społecznego są w stanie zapewnić swobodę intelektualną, upowszechnienie i umocnienie instytucji demokratycznych oraz rządów prawa. Nie ukrywał swojego dystansu do polityków manipulujących ludzkimi emocjami pod kątem egoistycznych koteryjnych interesów.

Charakteryzując współczesnych Izraelczyków, dostrzegał – tak jak u Polaków – skłócenie społeczeństwa na tle politycznym, emocjonalne podejście do własnej historii, uprzedzenia wobec sąsiadów, nagłaśnianie własnych problemów na zasadzie „słoń a sprawa…”. Podkreślał, że Izraelczycy, podobnie jak Polacy, budują swoje dzieje na heroizmie, uwielbiają brawurową odwagę swoich bohaterów narodowych – od Machabeuszy, przez Anielewicza, aż po mit i realia wojen izraelsko-arabskich. „Słoń” ma tę samą funkcję w Izraelu i w Polsce. Zarówno Jerozolima, jak i Warszawa są „pępkami” świata, przy których bledną Waszyngton, Berlin i Moskwa. Obydwu narodom cały świat jest winien zadośćuczynienie. Grzechy Jałty i antysemityzmu zobowiązują ludzkość do pokuty i sympatii na arenie międzynarodowej.

Został ukształtowany w duchu szlachetnego polskiego patriotyzmu, a zetknięcie się w wadowickim domu z rodziną Wojtyłów dawało mu po latach powód do głębokiego wzruszenia, gdy w Jerozolimie został zaproszony na spotkanie z Janem Pawłem II. Lubił wracać do tych chwil, pokazując swoim gościom to jedno ważne zdjęcie z Nim w Yad Vashem (23 marca 2000 r.), wiszące w warszawskim mieszkaniu na honorowym miejscu.

Bliska mu była kultura Polski, bogata w różne pierwiastki narodowo-etniczne, wyznaniowe, językowe. Szanując najlepsze tradycje tolerancji i zgody, był prawdziwym polskim inteligentem, rozważającym sens wyborów politycznych Piłsudskiego i Dmowskiego, znaczenie Kresów w polskiej historii, rolę judaizmu i katolicyzmu, czy stosunek Polaków do Niemców i Rosjan.

Wpływ na Jego postrzeganie świata miały losy wojenne. Był jednym z Ocalonych cudem z Zagłady. Wraz z bohaterską matką Teresą z Seligerów ukrywał się we Lwowie pod nazwiskiem Jerzy Halecki. Dzięki niezwykłej koincydencji zdarzeń udało mu się wraz z nią uciec do Rytra k. Nowego Sącza, gdzie zastała ich wolność. Opisał te dramatyczne zdarzenia i niezwykłych ludzi na swojej drodze w gotowym scenariuszu filmowym Podróż do źródeł pamięci (2000).

Uri Huppert był synem Ignacego, legionisty, kapitana Wojska Polskiego, adwokata, straconego w 1942 r. przez Niemców. Po wojnie Teresa z młodym synem osiedli we Wrocławiu, gdzie Jerzy w 1950 r. zdał maturę, a wkrótce potem opuścił Polskę, wydawało się, na zawsze.

W Izraelu ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, przez lata pracował w administracji rządowej (MSZ), był radnym miasta Jerozolimy, pracował w organizacjach pozarządowych na rzecz tolerancji religijnej. Uczestniczył w wojnie sześciodniowej 1967 r.

Doskonale rozumiał tragizm stosunków izraelsko-arabskich, dlatego opowiadał się na rzecz mądrego kompromisu. Wspierał w swojej aktywności publicystycznej i komentatorskiej drogę dialogu i porozumienia z Palestyńczykami. Był admiratorem Icchaka Rabina, któremu udało się doprowadzić do powołania na mocy porozumień z Oslo tymczasowej struktury administracyjnej, zarządzającej obszarem Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu Jordanu (Palestyńskie Władze Narodowe – Autonomia Palestyńska). Pogorszenie stanu zdrowia w ostatnich miesiącach nie pozwoliło mu szerzej komentować kolejnej odsłony dramatu w stosunkach izraelsko-palestyńskich, ataku Hamasu i izraelskiego odwetu. Był przerażony dehumanizacją Palestyńczyków i rozpętanym horrorem terroryzmu obu stron.

Jego anglosaskie peregrynacje naukowe sprzyjały lepszemu zrozumieniu, jakim dobrem w dziejach ustrojów politycznych jest świeckość państwa. Przywoływał nieraz przykład Turcji i rewolucji Mustafy Kemala Atatürka oraz doniosłość przemian cywilizacyjnych, jakie przyniosła sekularyzacja życia publicznego. Rozumiał jak mało kto, ile trzeba ludzkiej determinacji, aby wyzwolić instytucje życia politycznego spod zależności doktrynalnej.

Moja przygoda, znajomość i przyjaźń z Uri Huppertem zaczęła się w drugiej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w Stanach Zjednoczonych. Spotkaliśmy się w małym uniwersyteckim miasteczku Kent w Ohio, gdzie byłem na stypendium naukowym. Uri wraz z żoną Bellą przebywali tam wymiennie, opiekując się swoimi synami – Royem i Eranem, pobierającymi nauki szkolne. W międzyczasie prowadził wykłady na pobliskich uczelniach w Cleveland i Akron.

W amerykańskim domu Huppertów spotkałem się z niezwykłą gościnnością, otwarciem na odmienne poglądy. Obciążony rozmaitymi schematyzmami w pojmowaniu historii i dziedziczonymi kompleksami, które nosiłem w sobie, poznałem nagle ludzi, którzy byli świadkami tego wszystkiego, o czym owe schematy czy kompleksy nie miały zielonego pojęcia. Zacząłem łapczywie słuchać ich opowieści o świecie zaginionym i zapomnianym oraz o świecie współczesnym, którego nie znałem.

Z kilkoma rodzinami miejscowych Amerykanów spędzaliśmy czas na licznych pogawędkach i dyskusjach. Uri był niezrównanym gawędziarzem, duszą towarzystwa, z poczuciem humoru i dystansem, dobrodusznym i uwodzącym rozmówcę świeżym spojrzeniem, dociekliwą analizą i celną ripostą. Nieraz słyszałem, że w odbiorze niejednego z interlokutorów uchodził za niebezpiecznego radykała, prześmiewcę, a nawet kontrowersyjnego prowokatora.

Jemu zawdzięczam to, że uświadomił mi, jak wiele istnieje polskich tożsamości, jak ważne jest bycie przede wszystkim człowiekiem, a dopiero potem Polakiem, Żydem, Ukraińcem czy Niemcem. Zachowałem jego mądrość na całe życie, że w każdym narodzie, nawet „najświętszym”, są ludzie różnej miary, klasy i wartości. Tak więc używając sarkastycznej retoryki, wśród Żydów są „Żydzi i Żydki”, a pośród Polaków – „Polacy i Polaczki”. Ta prawda dotyczy wszystkich nacji. Uri wiedział to, jak mało kto, gdy z powodu denuncjacji stracił ojca, a potem przez 6 lat drżał wraz z matką, aby nie trafić na podłego człowieka. A jednak udało im się przeżyć, co zawdzięczali wielu wspaniałym ludziom, jak Stefania Mordarska, Marian Gołębiowski czy Jadwiga Wolska.

Uri pokazał mi też pewien paradoks, że antysemityzm w warunkach polskich kompensowany jest dość osobliwym filosemityzmem. Być może jest to kwestia wypierania historycznej dyskryminacji osób pochodzenia żydowskiego, a być może forma ekspiacji i swoistego odkupienia. Niezależnie jednak od zalewu literatury związanej z kulturą Żydów, Izraelem i judaistyką, nadal występuje w różnych miejscach ogromna ignorancja. Ciągle przenosi się z przeszłości przesądy, stereotypy i raczej negatywne wspomnienia kontaktów ze środowiskiem żydowskiego miasteczka, którego już nigdzie nie ma. Do tego dochodzi współodpowiedzialność – tak czy inaczej się przejawiająca – za udział w Zagładzie. I to chyba jest największy powód do wstydu.

Uri Huppert kochał polskość i Polskę. Nawet gdy ją opuścił, to „nosił ją w sercu”. Tęsknił do Polski w sposób nietypowy i nieoczywisty. Nie konserwował w sobie urazów i krzywd, nie odgrzebywał uprzedzeń, nie wytykał Polakom wad, bo sam się czuł Polakiem i był świadom polskich ułomności. Po latach przeżytych w Izraelu miał wiele pretensji do rządzących w tamtym państwie. Gdy krytykował samowolę „Bibiego” Netanyahu albo narzekał na religijnych „pejsatych”, to upominałem go, że mówi jak antysemita. Kwitował wtedy dowcipnie: „mnie wolno, a tobie nie”.

Po zmianach ustrojowych bardzo szybko zawitał do swojej „Wiślanii”. Wrócił w 1989 r. stęskniony i zafascynowany tym, co się wokół działo. Zaczęliśmy patrzeć na nową rzeczywistość, zachwyceni i szczęśliwi, że wracała normalność. Przesiedzieliśmy przy kawie i przegadaliśmy niejedną godzinę, zastanawiając się nad prawdziwą tożsamością Polaków i Żydów, nad ich rozdarciem między historią a współczesnością, między wzajemnym przyciąganiem a odpychaniem. Ten temat identyfikacji wzajemnej powracał często w kolejnych naszych rozmowach.

W Polsce Uri odkrywał liczne ślady obecności swojej rodziny. Musiał zapomnieć o rodzinnym majątku w Bielsku i Wadowicach, ale dzięki swojej otwartości zaczął poznawać coraz więcej nowych miejsc i przyjaznych mu ludzi w różnych częściach kraju. Warszawskie Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat stały się jego najukochańszą promenadą. Jubileusz jego 90-lecia obchodziliśmy w nastrojonej „Wolną Europą” restauracji Radio Café Stanisława (Stasha) Pruszyńskiego (syna Ksawerego), przy Nowogrodzkiej 56. Zwykle spotykaliśmy się – najbliżej jego mieszkania – w ulubionej WakeCup Cafe przy Franciszkańskiej. Tam się rozstaliśmy podczas wiosennego pobytu Jurka w Warszawie. Uprzedził mnie, że widzimy się pewnie po raz ostatni.

Uri Huppert był autorem kilkunastu książek, poświęconych problematyce fundamentalizmów religijnych i tożsamości Państwa Izraela. Trzy z nich zasługują na szczególną uwagę: Izrael: rabini i heretycy, Izrael na rozdrożu oraz Izrael w cieniu fundamentalizmów. Odsłaniał w nich kolizje prawne i absurdy ideologiczne, prowadzące do skonfliktowania wewnętrznego, ale i wywoływania coraz niebezpieczniejszych zagrożeń zewnętrznych. Wiele jego przestróg spełniło się w kolejnych latach.

Temperament poznawczy i zdolności oratorskie prowadziły go do uczelni wyższych, gdzie wygłaszał oryginalne wykłady. Przez lata wraz z dr Anną Solarz organizowaliśmy spotkania Uri Hupperta ze studentami Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Słuchano go z uwagą, dzielił się bowiem niepokojami, które dostrzegał w państwach w związku z kryzysem demokratycznych praktyk, brakiem roztropności i odpowiedzialności rządzących. Wykładał także na Uczelni Łazarskiego, na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, uczestniczył w licznych konferencjach. Publikował na łamach „Rzeczpospolitej”, „Gazety Wyborczej”, „Stosunków Międzynarodowych-International Relations”, „Krytyki Prawa”, „Więzi”, „Res Humana” i innych.

W 2007 r. na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie nauk o polityce, na podstawie rozprawy pt. Współczesne Państwo Izraela a problemy ortodoksji religijnej, napisanej pod kierunkiem profesora Leonarda Łukaszuka. Jeden z recenzentów rozprawy, wybitny znawca prawa wyznaniowego, profesor Michał Pietrzak dostrzegł w doktorancie nie tylko upartego i rzetelnego badacza problematyki izraelskiej, ale erudycyjnego diagnostę zagrożeń dla oświeceniowych i racjonalnych zdobyczy w rozwoju ludzkości.

Będzie mi brakowało fascynujących opowieści dr. Hupperta o tym, co przeszło, minęło, ale i analiz tego, co dzieje się tu i teraz. Nie będziemy już razem dzielić trosk o pokój zarówno w pobliżu Polski, jak i Izraela. Nie będziemy dyskutować, czy protestanccy ewangeliści w Ameryce stanowią większą siłę polityczną niż lobbing żydowski, zwłaszcza w kontekście przygotowań Donalda Trumpa do powrotu do Białego Domu. Nie rozstrzygniemy też sporu, czy współczesna demokracja liberalna ma szanse obronić się przed nacjonalizmami i fundamentalizmami, czy nie stanie się „demokracją totalitarną”.

Miałem to szczęście, że przez kilkadziesiąt lat znajomości i przyjaźni z Uri Huppertem utwierdziłem się w podobnych przekonaniach, że zło tkwiące w jednostkach nie determinuje charakteru całych narodów, że mimo wyjątkowej i pozytywnej roli religii w życiu społeczeństw, niesie ona groźbę klerykalizacji życia publicznego i zniewolenie umysłów, że w celu przeciwdziałania złu w polityce nie wystarczy stanowić dobrego prawa. Nawet najlepsze normy zapisane w konstytucjach nie wyręczą nikogo ze żmudnego budowania i gorliwej obrony demokratycznej kultury politycznej, zrównoważonej i mądrej praktyki.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.