logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Unia a ekologia

Joanna HAŃDEREK | 27 lipca 2024

Konfucjuszowi zawdzięczamy ostrzeżenie, by nie podglądać, nie podsłuchiwać i nie plotkować. W XVIII wieku, w sanktuarium Toshogu, Mizaru, Kikazaru oraz Iwazaru doczekało się wizerunku – znanej dzisiaj na całym świecie rzeźby przedstawiającej małpę zakrywającą sobie oczy, uszy i usta. Stary mistrz wiedział, przed czym przestrzega, najgorsze jest bowiem nieporozumienie czy kłamstwo płynące z naszego niezrozumienia drugiego człowieka. Lepiej zatem zachować dystans, a nie podglądać i plotkować. Problem jednak w tym, że bardzo szybko z mądrości zrodziła się głupota, a Mizaru, Kikazaru i Iwazaru zaczęły wyrażać obojętność. Niedostrzeganie problemu, dystans wobec tego, co się dzieje i milczenie o przemocy czy zagrożeniach to ludzka specjalność. W XXI wieku nie stać już nas na ten luksus obojętności i skupienia się na sobie. Egoizm zabija.

W 2020 roku, podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, Marian Turski przekazał słowa, które powinny stać się mottem XXI wieku: „Nie bądźcie obojętni!”. Po II wojnie światowej myśliciele miary Karla Jaspersa czy Theodora Adorno zadawali sobie jedno pytanie: jak to było możliwe, że nikt nie reagował, gdy po sąsiadów przychodziło gestapo, gdy wywożono Żydów do obozów koncentracyjnych? Dzisiaj młodzież zadaje nam jedno pytanie: gdzie byliście? Dlaczego dopuściliście do VI wielkiego wymierania i kryzysu klimatycznego?

Przyszłość Unii Europejskiej jak w soczewce odzwierciedla problemy globalne, przy czym UE ma ten przywilej, że należy do bogatego zachodniego świata czy inaczej elitarnego klubu krajów bogatej Północy. Pomimo jednak całego rozwoju i bogactwa przyszłość UE rozwija się w cieniu wojny tuż na granicy: w Ukrainie oraz w rzeczywistości Kryzysu Klimatycznego. I o tym nie wolno nam zapomnieć. To, czym jest i czym się stanie Europa, wiąże się w fundamentalny sposób właśnie z Kryzysem Klimatycznym. Już dzisiaj sami możemy to obserwować – pustynnienie obejmuje wiele regionów Europy, a wysychanie rzek czy nagłe załamania pogody stały się powszechne. Uchodźcy u drzwi Europy to nie jest tylko kwestia terroru i wojen w wielu regionach świata, ale w dużej mierze zmian klimatycznych. Jak diagnozował Henryk Skolimowski – ekoetyk, filozof – wiek XXI musi stać się wiekiem ekologii, inaczej nas wszystkich czeka radykalna zmiana nie tylko stylu życia, ale i obniżenie poczucia bezpieczeństwa czy utrata podstawowych dóbr i praw, do których tak bardzo się przyzwyczailiśmy i traktujemy je jako normę.

Obecnie w Unii Europejskiej procesy zachodzą w dwóch nurtach, ścierają się dwie siły. Wydaje się, że tegoroczne wybory do Europarlamentu stają się decyzją, w którym kierunku pójdzie transformacja Unii, a przez to również naszego życia i narodowej polityki.

Pierwszy nurt jest umiarkowanie progresywny. Wypracowanie Zielonego Ładu (Green Deal) nie jest żadną wielką rewolucją, to tak naprawdę kompromis pomiędzy wymaganiami gospodarki, rozwoju, a koniecznością powstrzymania drastycznych zmian klimatycznych. Założenia Zielonego Ładu, które zobowiązują państwa do: dostarczenia czystej i bezpiecznej energii, wdrażania gospodarki o zamkniętym obiegu, obniżaniu zapotrzebowania na energię, przyspieszenia przejścia na zrównoważoną i inteligentną mobilność, ochrony i odbudowy ekosystemów i bioróżnorodności, przystosowania się do zmian klimatycznych, ochrony zdrowia – to tak naprawdę minimum, jakie musimy wykonać, by nie zniszczyć ostatecznie naszej planety.

Drugi nurt obejmuje radykalnych denialistów, zaprzeczających, by zmiany klimatu były spowodowane ludzkim działaniem. I tu zarówno od strony polityki, jak i aktywizmu tkwi ogromne zagrożenie. Denializm klimatyczny idzie często bowiem w pakiecie z nacjonalizmem, szowinizmem, zarówno gatunkowym, jak i genderowym, czy klasizmem. Często denialiści opowiadają się za wyjściem ich państw z Unii Europejskiej bądź za wetowaniem i hamowaniem wszelkich progresywnych zmian.

Protesty odbywają się w Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpani, Grecji, Rumunii, Litwie i Portugalii. W Polsce 27 lutego br. w Warszawie na proteście pojawiły się po raz pierwszy banery: „Precz z Zielonym Ładem”, „Zielony Ład to śmierć”, „Zielony Ład to głód”. Lawina ruszyła i tak zaczęło się blokowanie dróg, a fale oburzenia wracają raz po raz. Protestujący rolnicy mówią o niedorzeczności przepisu trzymania odłogiem 4% ziemi (w przypadku gospodarstwa powyżej 10 ha), zmniejszania zużycia nawozów i środków ochrony roślin czy nakazu ograniczenia stosowania pestycydów. Motywem przewodnim jest też uszczelnienie granicy z Ukrainą oraz strach przed tanią żywnością płynącą z tych terenów. W całej tej narracji widać nie tylko niezrozumienie tego, czym jest Zielony Ład, ale również strach przed jakąkolwiek zmianą oraz ogromną niechęć do Unii Europejskiej. Prawie we wszystkich krajach, gdzie odbyły się protesty, słychać było głosy czy to niechęci wobec Unii, czy to krytyki jej idei. W Polsce protesty te przybierają bardzo dramatyczny wymiar, skierowane są bowiem przeciwko samej Ukrainie, a także jej wspieraniu. Blokowanie granicy z sąsiadem było takim właśnie antyukraińskim działaniem, nie tylko bowiem zboże, ale również broń czy lekarstwa, ubrania, produkty codziennego użytku jadą przez granicę na tereny objęte wojną. Z kolei krytykowanie polityki zagranicznej UE i wspierania przez nią walczącej Ukrainy było deklaracją, o ile nie wprost popierającą agresora, to dającą ciche przyzwolenie na walkę Rosji z Ukrainą. Blokowanie granicy kraju, który walczy, nigdy nie jest działaniem neutralnym. W przypadku protestów rolników, szybko można było się przekonać, że mamy tu do czynienia z czymś więcej – z dyskusją o tym, jak bardzo Unia Europejska ma się rozszerzać i jak w przyszłości ma wyglądać jej polityka wobec państw ościennych.

Znajdujemy się dzisiaj w sytuacji szczególnej – możliwości rozszerzenia wojny z agresji Rosji już nie tylko na Ukrainę, ale i na Polskę. Ponadto zgodnie z takimi raportami jak IPCC, grozi nam kryzys klimatyczny, który w przypadku Polski będzie prowadził do zmiany linii brzegowej (Gdańsk i jego tereny są zagrożone zalaniem), podniesienia temperatur, pustynnienia. Dlatego ważne, by skonfrontować się z antyunijną i antyekologiczną narracją w samej Unii Europejskiej. Brexit pokazał, że socjotechnika negowania Unii opiera się na dezinformacji, przyjrzyjmy się zatem kilku faktom.

Unia Europejska dopuszcza do używania pestycydów, a Rozporządzenie Komisji (UE) 2020/856 z dnia 9 czerwca 2020 r. określa najwyższe dopuszczalne poziomy ich użycia dla warzyw, owoców czy ciał zwierząt uznanych za mięso. Mówimy tutaj o takich pestycydach, jak: cyjanotraniliprol, cyjazofamid, cyprodynil, fenpiroksymat, fludioksonil, imazalil, izofetamid, krezoksym metylu, lufenuron, mandipropamid, propamokarb i piraklostrobin, fluksapyroksad, pyriofenon, piryproksyfen i spinetoram (załączniki II i III do rozporządzenia (WE) nr 396/2005). Dla niewtajemniczonego czytelnika nazwy te mogą brzmieć przerażająco. Dla człowieka przedawkowanie tych pestycydów kończy się bólem głowy, nudnościami. Cyjanotraniliprol czy cyprodynil, fludioksonil i imazalili mogą prowadzić do zaburzeń układu nerwowego, dezorientacji, kłopotów z mówieniem[1]. To tylko niektóre ze skutków ubocznych. W przypadku ekosystemu szkody również wydają się niewielkie, dimetoat i metoat (również dopuszczany przez UE) w przypadku roślin może hamować fotosyntezę, a w przypadku ptaków zaburzać czynności mózgu. Dostając się do wody, dimetoat i metoat mogą wpływać na zmianę zachowania ryb – zmianę w sposobie pływania2. Te, wydawać by się mogło niewielkie, skutki uboczne – rekompensowane obfitymi plonami – można by bagatelizować, gdyby nie to, co one realnie oznaczają dla naszego środowiska i przyszłości.

Bałtyk już dzisiaj zamienia się w zlew ścieków, co oznacza, że 1/5 morza jest martwa (brak tlenu – brak życia), a połowa umiera. Spływanie pestycydów do morza rzekami i wodami gruntowymi tylko przyspiesza ten proces. Morza i oceany przechowują 50 razy więcej dwutlenku węgla niż atmosfera i pochłaniają do 30% rocznych antropogenicznych emisji dwutlenku węgla. W sytuacji zanieczyszczenia wód, wzrostu ich temperatury i zasolenia, zmniejsza się wydajność pochłaniania przez nie szkodliwego gazu. Co za tym idzie, zanieczyszczenie Bałtyku jest jednym z elementów zwiększających czynniki wzmagające kryzys klimatyczny.

Ponadto w wyniku obecnych metod stosowanych w rolnictwie dochodzi do deforestacji, wyjałowienia (przez nadmierne użycie nawozów sztucznych) i utraty różnorodności biologicznej gleby, co w perspektywie rosnących temperatur oraz gwałtownego załamania pogody może oznaczać niezdolność do rozwoju rolnictwa na obecnym poziomie. Wedle raportu European Environment Agency, Europa należy do najszybciej ocieplających się kontynentów, a południe Europy zagrożone jest suszami i związanymi z nimi zmianami flory i fauny3.

Należy też pamiętać, że produkcja mięsa jest także niezwykle obciążająca dla środowiska. Do wyprodukowania 1 kilograma wołowiny potrzeba ok. 10–15 tysięcy litrów wody, 1 kilograma wieprzowiny – ok. 5 tysięcy, a drobiu ok. 4 tysięcy. Z kolei produkcja 1 kilograma soczewicy zużywa około 4 tys. litrów wody. Obliczenia pokazują, że uprawa 1 hektara pola pszenicy może rocznie przynieść 250 kg białka, gdy tymczasem uprawa pastwiska o powierzchni 1 hektara nastawiona na produkcję wołowiny da jedynie 10 kg białka. Jak pokazują badacze opracowujący raport IPCC, chociaż około 80% światowej ziemi rolnej przeznaczone jest pod produkcję mięsa, ryb i skorupiaków z akwakultury, jajek oraz mleka, to dostarczają one jedynie niecałe 40% białka i 20% spożywanych przez ludzi kalorii4. Co więcej, rolnictwo w obecnej postaci generuje 1/3 emisji gazów cieplarnianych do atmosfery5.

Dane ukazujące, w jaki sposób człowiek zanieczyszcza świat, w jaki sposób rolnictwo generuje zmiany klimatyczne i niszczy bioróżnorodność można by było jeszcze długo analizować i przytaczać nowe. To kwestia choćby lagun (fekaliów i nieczystości generowanych przez hodowle wielkopołaciowe), użycia w hodowlach zwierząt antybiotyków, hormonów czy związków odkażających i czyszczących. Lista jest długa i wskazuje na jedno: w dobie kryzysu klimatycznego potrzebne są nam zmiany. Co więcej, ze zmianami nie możemy czekać. Program Unii Europejskiej przewidujący do 2050 roku przejście na neutralność klimatyczną działa bardzo wolno i niesie w sobie wiele niebezpieczeństw dalszego emitowania zanieczyszczeń. Dlatego sprzeciw ludzi wobec jakichkolwiek prób reform oznacza całkowity brak zrozumienia, co tak naprawdę dzieje się z naszym światem.

Wybory do Europarlamentu to zawsze moment dyskusji na temat przyszłości i kształtu UE. Problem w tym, że nasze współczesne dylematy i decyzje nie mogą koncentrować się tylko na doraźnej polityce. Każda wystrzelona rakieta, każdy spalony skład paliw w Ukrainie, tak samo jak każdy spalony las i zniszczona działaniami wojennymi łąka, pole, to utrata cennej bioróżnorodności i dodatkowa emisja gazów cieplarnianych do atmosfery. Każdy posiłek mięsny na talerzu to ok. 44% antropogenicznych emisji metanu, 53% tlenku diazotu i 5% dwutlenku węgla6, tak samo jak zanieczyszczenie gleby sztucznymi nawozami i lagunami. Fakt, że protesty przeciwko Zielonemu Ładowi nabrały antyunijnego charakteru, a do wielu z nich dołączono retorykę nacjonalistyczną pokazuje, że klimat to nie tylko globalne ocieplenie i walka z kryzysem klimatycznym, ale walka z naszymi własnymi demonami przeszłości.

W XIX stuleciu Rudolf Kjellén, szwedzki politolog i polityk, wprowadził do europejskiego myślenia ideę biopolityki. Dla Kjelléna oznaczała ona jedno: naród tożsamy jest z przestrzenią, którą zajmuje, a silny naród powinien nie tylko zarządzać racjonalnie swoim terenem, ale również walczyć o przestrzeń życiową, ważną dla jego rozwoju i witalności. W jaki sposób zakiełkowały te idee wszyscy dobrze wiemy – siła życiowa czy prawo silnego narodu do rozwoju i zajmowania należnego terenu w II wojnie światowej objawiły swoją najbardziej brutalną wersję. Problem w tym, że idee Kjelléna rozwijały się również w bardziej „subtelnej” formie, idei narodowego związania z ziemią czy też utożsamienia narodu z ziemią ojczystą.

Już w samym pojęciu ojczyzny (homeland, Heimat, Vaterland, patrie, la pays natal) kryje się ojcowizna, ojciec, dom, to, co bliskie, dziedziczone, nasze. W tym też względzie wszystko to, co dzieje się w naszym domu, na naszej ziemi, w naszym regionie skrywane jest za ideami posiadania, praw do zarządzania, decydowania, tak samo jak za ideami własności, prawa do czegoś czy emocjami przynależności, bliskości, związania z czymś. Stąd nacjonaliści i wszelkiego rodzaju reakcjoniści, denialiści, krytycy globalizacji czy Unii Europejskiej bardzo często walkę z kryzysem klimatycznym, walkę o zrównoważony rozwój poczytują za atak na tożsamość narodową czy uświęcone narodowe wartości.

Obecnie w Unii Europejskiej toczy się dyskusja nie tyle o Europie dwóch prędkości, co o Europie dwóch porządków: ksenofobicznym i nacjonalistycznym – gdzie zamknięcie narodów i zacieśnienie polityki tylko do własnych interesów jest dominujące, oraz Europie otwartej, wspólnotowej, zjednoczonej. Zielony Ład, tak samo jak wszelkie dyskusje o klimacie i konieczności ekologicznego myślenia w pewnym sensie stały się zakładnikami nacjonalistycznego zawężenia. Ekspozycja praw do posiadania własnej ziemi, prawa rolników do zarządzania na własną modłę swymi gospodarstwami, krytyka unijnych dyrektyw i propozycji zmian stają się polem dyskusji etnocentrycznych. I w tym tkwi największe niebezpieczeństwo. Z jednej strony możemy osłabić samą Unię Europejską – co będzie tylko zwiększało szanse Putina na realizację swojej koncepcji wielkiej Rosji (z Ukrainą, a być może i Polską w swoich granicach). Z drugiej strony może przyśpieszać zmiany klimatyczne, prowadzące do coraz bardziej drastycznych temperatur, pustynnienia, deforestacji, zaniku znanej nam roślinności, przyspieszenia degradacji gleby, zaniku bioróżnorodności. Te dwa aspekty oznaczają zagrożenie zarówno polityczne (wojną, utratą stabilności społecznej i ekonomicznej), jak i klimatyczne.

Przyszłość Europy zależy od naszego ekologicznego myślenia, co staje się społecznym i politycznym wyzwaniem, zmuszającym nas do przepracowania naszych starych demonów nacjonalizmu, egoizmu i konsumpcjonizmu. To nie jest łatwe zadanie, zwłaszcza że do tej pory życie w Europie rozpieszczało nas nadmiarem możliwości, swobód obywatelskich, praw człowieka. Żyjąc w elitarnym klubie dawnych kolonialistów, korzystając z praw klasistowskich, kultura zachodnia wypracowała model posiadania i wyzysku. Społeczeństwa Europy przyzwyczaiły się nie tylko do pokoju, ale również do konsumpcyjnego stylu życia i etyki egoizmu. Moda, turystyka, popkultura wypromowały model młodego, wysportowanego posiadacza świata – turysty, konsumenta, karierowicza. Współczesne rolnictwo jest biznesem, hodowle stały się produkcją mięsa. W tej perspektywie konieczność zmian w obliczu kryzysu klimatycznego rodzi ogromny opór.

Wiele osób boi się dostrzec prawdy o samej strukturze zmiany, jaka już zachodzi w naszym świecie. Pożary, gwałtowne ulewy, wysokie temperatury czy nagłe załamania pogody ciągle traktowane są jak anomalia, a nie jako tendencja nasilającego się kryzysu klimatycznego. Raporty o zmianach klimatu albo są odrzucane jako zbyt histeryczne, albo pomijane jako „kolejne rewelacje naukowców”, które i tak nie mają nic wspólnego z życiem. Młodzieżowy Strajk Klimatyczny doczekał się pogardliwego skwitowania: „Poczekajcie aż dorośniecie, przejdą wam fanaberie”. Kolejne szczyty klimatyczne nie dają nic oprócz emisji dwutlenku węgla do atmosfery – przywódcy i ważni rozmówcy przybywają wszak na spotkanie samolotami. Rolnicy rozsypujący na drodze zboże nie tylko nie myślą o ludziach umierających z głodu gdzieś tam na świecie, ale również nie zastanawiają się, co stanie się z ich dziećmi i wnukami, gdy średnie temperatury w Europie podwyższą się o 2,5 stopnia, a topniejące lodowce nie tylko zabiorą część linii brzegowej Europy, ale również uwolnią zamrożone w nich wirusy i bakterie.

Stoimy na rozstaju dróg i to bardzo niebezpiecznych. Czas przestać udawać, że nic się nie dzieje. Nie doceniamy tego, co zrobiło dla nas pokolenie ludzi tworzących Unię Europejską. Od czasu zakończenia II wojny światowej w Europie urodziły się nowe pokolenia, które nie wiedzą, co to znaczy wojna. Prawa człowieka, prawa pracownicze, prawa kobiet, prawa dzieci, tak samo, jak komfort posiadania własnego paszportu, swobodnego przemieszczania się w ramach układu Schengen, swobodnego handlu i szukania pracy w całej UE – zniknie i to już za parę lat, gdy świat pogrąży się w chaosie klimatycznych zmian. Nauczyliśmy się słuchać ideologii, bo te podsuwają nam proste rozwiązania, nauczyliśmy się myśleć o świecie jako o stałych wartościach, traktujemy Unię Europejską jako coś oczywistego, należne nam przywileje. Tymczasem Unia Europejska wymaga naszej realnej pracy na rzecz zachowania pokoju i praworządności, wymaga też przełamania partykularnych interesów na rzecz przyszłości.

Nie jesteśmy już w stanie powstrzymać zmian klimatycznych, możemy jednak łagodzić ich skutki – i to powinno być nasze priorytetowe zadanie. Polityka Unii Europejskiej musi być ekologiczna, inaczej grozi nam gwałtowna i niebezpieczna zmiana. Polacy postawili mur na granicy z Białorusią wierząc, że w ten sposób powstrzymają napływ nielegalnych uchodźców. To samo zrobili Węgrzy, grodząc się przed niechcianymi uchodźcami. Problem w tym, że jeszcze trochę, a to my Europejczycy będziemy zmuszeni szukać terenów zdatnych do życia – chyba że… zmienimy naszą politykę klimatyczną i zaczniemy realnie walczyć o zmniejszenie zakresu kryzysu klimatycznego. Mizaru, Kikazaru i Iwazaru zasłaniały sobie oczy, uszy i usta. Łatwo można z obojętności zrobić cnotę. W XXI wieku, gdy świat został rozregulowany przez ludzki egoizm i brak wiedzy, wymagana jest od nas postawa przeciwna. Przyszłość Europy zależy od tego, czy będziemy w stanie dostrzec zagrożenie, usłyszeć argumenty i mówić w sposób otwarty o zmianach i możliwościach współpracy. Bez Unii Europejskiej jako systemu współpracujących ze sobą instytucji i ludzi będziemy skazani na przegraną – i to przegraną przyszłość naszych własnych dzieci.

[1] Podaję za https://eur-lex.europa.eu/legal-content/PL/TXT/PDF/?uri=CELEX:32020R0856
2 Podaję za https://link.springer.com/chapter/10.1007/978-3-319-23573-8_3

3 Podaję za https://www.eea.europa.eu/pl/publications/europejska–ocena-ryzyka-zwiazanego-z
4 Podaję za https://www.ipcc.ch/srccl/5 Podaję za https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/rolnictwo-wplywa-na-klimat-klimat-wplywa-na-rolnictwo#Zmiany_u%C5%BCytkowania_terenu_zmieniaj%C4%85_Klimat, jak również https://www.ipcc.ch/srccl/
6 Por. M. Melissa Rojas-Downing, A. Pouyan Nejadhashem, Climate change and livestock: Impacts, adaptation, and mitigation, w: „Climate Risk Management”, Volume 16, 2017, Pages 145-163.

Artykuł ukazał się w numerze 4/2024 „Res Humana”, lipiec-sierpień 2024 r. Przedruk z kwartalnika „Zdanie” (nr 2/2024). Dr hab. Joanna Hańderek jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego,  w Pracowni Etyki Wydziału Filozoficznego.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.