Szara eminencja
Sondaże wskazywały, że to stabilna, czytelna, doskonale wykształcona, ze znakomitą prawnie poprawną przeszłością adwokatka praw kobiet, Kamala Harris, ze swymi potencjalnymi 226 głosami elektorskimi przeciwko 219 głosom przypisywanymi Donaldowi Trumpowi, ma większe szanse na bilet do Białego Domu niż barwny, kontrowersyjny, obarczony serią postępowań i wyroków sądowych, oskarżany o przemoc seksualną, podsycanie społecznych rozruchów i nawoływanie do napaści na Kapitol, były prezydent.
Jednakże zapowiadana jako długa i pełna niewiadomych noc wyborcza okazała się tak naprawdę niesłychanie krótka już wtedy, gdy pierwsze prognozy pokazały 20 do 3, z czego trzy głosy elektorskie były przypisywane Kamali Harris. Wprawdzie liczba głosów po obu stronach zmieniała się, ale tendencja pozostawała ta sama – prowadził Donald Trump.
Rano było już praktycznie po wszystkim, niezależnie od tego, że właśnie dopiero wtedy zamykały się ostatnie lokale wyborcze na Hawajach. W momencie pisania tego artykułu Donald Trump, szczęśliwy zwycięzca 276 głosów elektorskich, zdążył już obwieścić swoje zwycięstwo, a Kamala przygotowuje się – jak to określiła jedna ze stacji radiowych – do pierwszego publicznego wystąpienia w nowej politycznej rzeczywistości, w której to nie ona będzie nowym lokatorem Białego Domu.
Ten zaś ponownie szykuje się do wietrzenia swoich gabinetów i wprowadzenia zapowiadanej racjonalizacji wydatków publicznych nad czym – jak świergoczą waszyngtońskie przedrzeźniacze – czuwać ma wielki wygrany tych wyborów: Elon Musk.
„Koń, jaki jest, każdy widzi” – można byłoby powiedzieć o Donaldzie Trumpie, który jest „as American as apple pie” (tak amerykański, jak szarlotka). Co zresztą jest ogromną częścią niewytłumaczalnego sentymentu, którym pomimo wszystkich niedoskonałości, problemów prawnych i wyroków sądowych darzą go Amerykanie. Tak, to prawda. Jak pokazał czas, Donald Trump i jego świadomie przereklamowana nieprzewidywalność są absolutnie przewidywalni.
Ale do jakiego stopnia przewidywalny jest nowy i, jak słychać, mogący mieć znaczny wpływ na kolejne cztery lata amerykańskiej prezydentury społecznie enigmatyczny, monstrualnie bogaty, fanatyk nowoczesnych technologii i racjonalizacji kosztów Elon Musk, który wsparł kampanię Donalda Trumpa skromną sumką około 120 milionów dolarów? Jaki będzie jego wpływ na nową polityczną rzeczywistość, w której Donald Trump będzie miał większość w Izbie Reprezentantów i w Senacie? Co naprawdę wiemy o kimś, kto – jak już szepcze się na waszyngtońskich salonach – może odgrywać jedną z najbardziej znaczących ról w nowej administracji?
Kim jest ten 53-letni, urodzony w Południowej Afryce, obdarzony nieprzeciętną inteligencją najbogatszy człowiek świata? Uchodzi za wizjonera, od wielu lat jest głęboko zaangażowany w dziedzinę sztucznej inteligencji (AI), skoncentrowany zarówno na rozwoju tej technologii, jak i przeciwdziałaniu jej potencjalnym zagrożeniom. To współzałożyciel OpenAI – start-upu, którego misją i celem jest promowanie i rozwijanie przyjaznej człowiekowi sztucznej inteligencji, mającej przynieść korzyści całej ludzkiej populacji.
Elon Musk był trzykrotnie żonaty. Jego pierwszą żoną, z którą ma pięcioro dzieci, była Justine Wilson. Małżeństwo trwało 8 lat. Następnie dwukrotnie zawarł związek małżeński z Talulah Riley (2010-2012 oraz 2013-2016). Był również w związkach z Amber Heard i Grimes (Claire Boucher). W sumie ma kilkanaścioro dzieci, w tym bliźnięta i trojaczki z Justine Wilson, troje dzieci z Grimes. Ma również bliźnięta z Shivon Zilis.
Świat od dawna fascynuje się Muskiem, który jest ojcem nie tylko dużej liczby dzieci, ale także światowej skali przedsięwzięć biznesowych. W roku 2018, trzy lata po założeniu OpenAI, z powodu konfliktu z ambicjami swego drugiego dziecka (TESLI) opuszcza firmę, aby już w 2023 założyć kolejną: xAI. Ta ma skupić się na zrozumieniu przez sztuczną inteligencję prawdziwej natury wszechświata. Przynosi na świat Groka, czyli chatbota zaprojektowanego do konkurowania z ChatGPT firmy OpenAI, zintegrowanego z platformą mediów społecznościowych Muska.
Możemy jeszcze wiele mówić o wszystkich fascynujących wynalazkach Elona, o TESLI, Opitmusie, czyli humanoidalnym robocie, czy mózgo-komputerze Neuralinku… Jednak prawdziwe pytanie brzmi: w jakim stopniu i w jakich obszarach Elon Musk może, dzięki bliskiej relacji z nowym-ponownym prezydentem, wpływać na kreowanie amerykańskiej przyszłości?
Oczywiście dopiero przyszłość pokaże, jaki będzie rezultat tej nowej relacji. Ale nie ulega wątpliwości, że ekstremalnie wysoki poziom finansowej kontrybucji na rzecz kampanii prezydenckiej może zaowocować bardziej bezpośrednim dostępem do prezydenta i jego administracji, umożliwiając darczyńcy opowiadanie się za rozwiązaniami zgodnymi z interesami donatora, takimi jak innowacje technologiczne, eksploracja kosmosu i konieczne w tym zakresie zmiany polityki, ustaw i przepisów.
Jeśli interesy polityczne Donalda Trumpa oraz plany i ambicje Elona Muska zbiegną się w kluczowych kwestiach, takich jak efektywność rządu, wzrost gospodarczy i postęp technologiczny, biznesmen może uzyskać znaczny wpływ na politykę gospodarczą, edukacyjną, dalszych badań kosmicznych oraz na kierunki rozwoju technologicznego USA.
Ta nowa i znacząca relacja może spowodować, że Ameryka odzyska swój dawny status technologicznego lidera świata, ale – jak powiada przysłowie – diabeł tkwi w szczegółach. Mieszanka nieprzewidywalnej przewidywalności Trumpa i ekstremalnie wysoki poziom ekscentryzmu i enigmatyczności Muska może zaowocować w sposób, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć ani my, ani oni sami. Na myśl przychodzi jedynie powiedzenie aktorki Betty Davis w filmie Wszystko o Ewie: „Panowie zapnijcie pasy, to będzie trudna jazda”.
Tekst ukazał się w numerze 6/2024 „Res Humana”, listopad-grudzień 2024 r.