Kotarbiński a marksizm
W szkole Twardowskiego marksizm był traktowany jako jedna z wielu koncepcji filozoficznych, której legitymizacją był sam fakt zajmowania się nim przez ludzi nauki. W swoim wystąpieniu inaugurującym założenie Polskiego Towarzystwa Filozoficznego w 1904 r. Twardowski stwierdził: „Jak wszystkie promienie koła, chociaż z różnych wychodzą punktów obwodu, łączą i spotykają się w środku koła, tak też i my chcemy, aby wszystkie kierunki pracy i poglądów filozoficznych w naszym Towarzystwie ku jednemu zmierzały celowi, ku wyświetleniu prawdy”. I tak rzeczywiście było, na posiedzeniach PTF były przedstawiane także referaty dotyczące materializmu dialektycznego i historycznego, a przedstawiciele marksizmu, jak choćby Stefan Oleksiuk, obronili we Lwowie także swoje doktoraty. Tadeusz Kotarbiński nie był lwowianinem i z pewnością taka otwartość mogła być dla niego zaskoczeniem, ale także okazją do zetknięcia się przynajmniej z niektórymi tezami głoszonymi przez marksistów. Trzeba tu odróżnić marksizm jako propozycję teoretyczną od marksizmu-leninizmu (komunizmu) jako pewnej praktyki politycznej, bo na temat tej praktyki nigdy pozytywnie się nie wypowiedział. Jego rezerwa miała historyczne uzasadnienie, bo na jego oczach jej zwolennicy zniweczyli dorobek pokoleń warszawskich wolnomyślicieli, dokonując przewrotu i przejmując w 1927 r. kierownictwo nad Stowarzyszeniem Wolnomyślicieli Polskich, próbując z niego zrobić narzędzie do przeprowadzenia rewolucyjnego przewrotu w Polsce. Pierwsze zetknięcie z polskim marksizmem nie było dla Kotarbińskiego zachęcające.
Mieczysław Wallis wspominał, że w prywatnych rozmowach Kotarbiński podkreślał, iż najwięcej wyniósł z zajęć prowadzonych przez Adama Mahrburga. Niewątpliwie to osoba jego nauczyciela wniosła do polskiej filozofii ubiegłego wieku powiew nowości, jakim była naukowo etyka niezależna. Kotarbiński mógł ją później skonfrontować, pracując nad swoją rozprawą doktorską poświęconą etyce angielskiego utylitaryzmu. Istniały pewne analogie pomiędzy stanowiskiem Mahrburga a nadbudowaną na ideałach pozytywistycznych etyką utylitarystyczną. Bez takich doświadczeń trudno było o inspiracje, które ostatecznie doprowadziły do sformułowania koncepcji własnej.
Wkrótce jednak, budując swoją koncepcję pansomatyzmu, Kotarbiński sięgnął do dorobku najgłośniejszego w okresie międzywojennym rosyjskiego marksisty specjalizującego się w zagadnieniach materializmu dialektycznego, Abrama Deborina. Kotarbiński był w tych studiach w pewnym sensie kontynuatorem programu pozytywizmu warszawskiego. Jego próba budowy materialistycznego systemu filozoficznego najbardziej odpowiadała jego przekonaniom oraz jego wierze w to, że błędne przesłanki prowadzą ludzi do marnotrawstwa energii i zasobów, które powinni przeznaczyć na tworzenie doskonalszych form życia społecznego. To paradoksalne, ale pomiędzy jego dążeniem a projektem klasyków marksizmu istniała zbieżność, choć sposób, w jaki zamierzali to osiągnąć, był diametralnie odmienny.
Stosunek Tadeusza Kotarbińskiego do marksizmu oddawał ponadto ambiwalentne w okresie międzywojennym usytuowanie tego kierunku filozoficznego. Istniał wówczas bowiem marksizm, który można nazwać naukowym, a jego przedstawicielami byli między innymi Ludwik Krzywicki, Kazimierz Kelles-Krauz, Władysław Weryho, Bolesław Limanowski, oraz marksizm walczący, stanowiący teoretyczną podstawę komunizmu, który reprezentował zwłaszcza Jan Hempel (1877–1937). Z pierwszym nurtem Kotarbińskiego łączyło wiele, gdyż nie stał on w istotnej sprzeczności z jego przekonaniami ukształtowanymi w znacznej mierze przez pozytywizm. Do jego przyjaciół zaliczał się założyciel „Przeglądu Filozoficznego”, a przy okazji marksista, Władysław Weryho, który był także przyjacielem Twardowskiego. Znał także na polu naukowym innych marksistów – Kazimierza Kelles-Krauza, Aleksandra Wundheilera oraz Stefana Czarnowskiego. Natomiast do marksizmu walczącego (marksizmu-leninizmu) miał stosunek wyraźnie negatywny, o czym zadecydowało zwłaszcza rozbicie przez frakcję Hempla w 1927 r. Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Polskich. Kotarbiński wstąpił wówczas do Polskiego Związku Wolnej Myśli założonego przez tych, którzy odeszli z SWP, bo chcieli kontynuować tradycje niezależności, a nie podporządkować się wymogom walki ideologicznej. Kiedy w 1933 r. Kotarbiński dla „Slavische Rundschau” charakteryzował ówczesną filozofię polską, to wspominał tylko, że „wiatr od wschodu” przynosi „system światopoglądowy i system reguł życiowych bojowego komunizmu”. Zapewne nigdy nie przypuszczał, że ten wiatr trwale niebawem zmieni sytuację polityczną w Polsce.
W żadnym przypadku nie można jednak nazwać Kotarbińskiego zwolennikiem przedwojennego systemu rządów, gdyż jego przekonania były zawsze bliskie lewicowym ideałom. Nic zatem dziwnego, że wiązał wielkie nadzieje z polityczną odnową zapoczątkowaną po II wojnie światowej. Trzeba tu wziąć pod uwagę fakt, że polscy komuniści przejmujący władzę po 1944 r. początkowo nie głosili haseł rewolucyjnych, ale zapowiadali powrót do demokratycznego systemu politycznego. Z pewnością ujęły Kotarbińskiego zwłaszcza hasła likwidacji analfabetyzmu i powszechnego dostępu do wszystkich szczebli kształcenia. Nic zatem dziwnego, że zdecydował się objąć stanowisko rektora nowo powstającego Uniwersytetu Łódzkiego. Uniwersytet powstawał na bazie przedwojennej Wolnej Wszechnicy Polskiej. Największym problemem dla nowego rektora było pozyskanie zasobów kadrowych umożliwiających prowadzenie zajęć na poziomie uniwersyteckim na wszystkich wydziałach. Nie było to zadanie proste, bo kadry naukowo-dydaktyczne przedwojennych uniwersytetów w Wilnie (USB) oraz we Lwowie wolały prawie w całości przejść do nowo powstających uniwersytetów w Toruniu i we Wrocławiu, niż rozpraszać się po różnych uczelniach. Kotarbińskiemu udało się namówić jednak część dawnych swoich współpracowników do zasilenia kadry kierowanego przez siebie uniwersytetu. W swoim artykule promującym Uniwersytet Łódzki w 1946 r. rektor mógł się już pochwalić sześcioma wydziałami i ponad 6.500 studentami. Jeszcze wówczas Kotarbiński sądził, że dewiza „Wolność i Prawda”, zamieszczona za jego sprawą na sztandarze uniwersytetu, będzie mogła być bez przeszkód realizowana w odradzającym się polskim szkolnictwie akademickim.
Włączenie się dawnych uczniów Twardowskiego do odbudowy szkolnictwa akademickiego po II wojnie światowej nie było jakimś nadzwyczajnym wydarzeniem, ale urzeczywistnianiem ideałów pozytywistycznych o przeniesieniu kaganka oświaty tam, gdzie dotąd go nie było. Sukcesy organizacyjne Kotarbińskiego, jako rektora Uniwersytetu Łódzkiego oraz Kazimierza Ajdukiewicza w roli rektora Uniwersytetu w Poznaniu były możliwe dzięki przeniesieniu ideałów przyświecających szkole Twardowskiego do powojennej rzeczywistości naukowej. Z tej racji zapewne zgodził się potem także na posłowanie do ówczesnej namiastki parlamentu Krajowej Rady Narodowej, a następnie na objęcie funkcji prezesa Polskiej Akademii Nauk. Właśnie takie uwikłanie w struktury zarządzania nauką w państwie spotkało się z otwartą krytyką ze strony części środowisk emigracyjnych. Zarzuty emigracji nie były jednak w stanie podważyć naukowego autorytetu Kotarbińskiego, którego sam Karl Popper nazwał jednym z dwóch najwybitniejszych współczesnych filozofów. Zarzuty dotyczyły zatem legitymizowania władzy komunistycznej przez sam udział w instytucjach państwa. Notabene takie zarzuty można było wówczas postawić praktycznie każdemu profesorowi wywodzącemu się z uczelni przedwojennych.
Jako filozof Kotarbiński był krytykowany jednak przede wszystkim przez powojennych marksistów. Nie było to dla krytyków zadanie łatwe, gdyż reizm Kotarbińskiego był koncepcją materialistyczną, a zatem nie dawało się go zaatakować, posługując się argumentami o nienaukowości czy przedstawianiu poglądów dawno przebrzmiałych. Pierwszy atak na Kotarbińskiego był elementem szeroko zakrojonej próby rozprawienia się z dominacją szkoły lwowsko-warszawskiej w polskiej filozofii. W zamyśle zastąpić miał ją w tej roli właśnie marksizm. Do zadania tego wyznaczono aspirantów Instytutu Kształcenia Kadr Naukowych, dopiero co utworzonej placówki kształcącej marksistowskie kadry. Atak na szkołę rozpoczął Henryk Holland artykułem Legenda o Kazimierzu Twardowskim. W następnej kolejności zmasowanej krytyce poddani zostali Kazimierz Ajdukiewicz oraz właśnie Tadeusz Kotarbiński, którego zaatakował Bronisław Baczko w broszurze O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego. Krytyk w konkluzji zarzucił Kotarbińskiemu, że jego filozofia w przeszłości mogła włączyć się do postępowego nurtu rozwoju nauki, bo miała punkty styczne z marksizmem, a ta szansa została zaprzepaszczona i dzisiaj znalazł się on na marginesie nauki, a na dodatek negatywnie wpływa swoimi archaicznymi pomysłami na postępową inteligencję. Oponent przyjął zatem założenie, że tylko marksizm jest koncepcją naukową, a wszelkie inne muszą się do niego upodobnić albo zostać odrzucone. Trzeba tutaj wspomnieć o tym, że niebawem, na fali przemian po Październiku 56, Baczko publicznie złożył samokrytykę i przepraszał Kotarbińskiego za swój atak. Kotarbiński, w imieniu uczniów Twardowskiego, stanął także w obronie swego nauczyciela i polemizował z zarzutami sformułowanymi przez Henryka Hollanda.
Druga odsłona ataku marksistów na Kotarbińskiego miała już miejsce po Październiku 1956, a dotyczyła rywalizacji o wpływ na dusze młodego pokolenia. Kotarbiński bowiem po wojnie był wstrząśnięty bezmiarem ludzkiego okrucieństwa i demoralizacją wielu grup społecznych, które nie zanikły także w czasach pokoju. Dlatego już w 1945 r. podjął starania reaktywowania pozytywistycznego projektu Aleksandra Świętochowskiego powołania społecznego ruchu mającego podejmować starania na rzecz poprawy moralnej kondycji społeczeństwa. Towarzystwo Kultury Polskiej, założone przez Świętochowskiego, miało zasięg ogólnopolski i miało wiele oddziałów regionalnych oraz własny organ prasowy, ale upadło przez wewnętrzne walki frakcyjne. Kotarbiński poszedł tą samą drogą i zainicjował powstanie Towarzystwa Kultury Moralnej, które miało mniej ambitne cele niż TKP, bo tylko zmierzało do poprawienia kondycji moralnej polskiego społeczeństwa. Pierwotny zamiar powołania TKM zaraz po wojnie nie został urzeczywistniony z powodu braku instytucji społecznych, które mogłyby realizować takie zadania. Kotarbiński wrócił do swego pomysłu w momencie, gdy propagowana przez niego etyka niezależna zyskała wielką popularność i w szerokim zakresie była wdrażana do praktyki edukacyjnej. W wielu instytucjach w rodzaju Towarzystwa Szkoły Świeckiej włączono ją do programu swego działania.
Ostatecznie TKM zainicjowało swą działalność w 1957 r. i szybko zyskało popularność w całym kraju. W 1959 r. zaczęło wydawać także swój organ prasowy „Biuletyn Informacyjny”. Już w pierwszym numerze Kotarbiński zakreślił program działania Towarzystwa: „wspólnymi siłami wziąć się do zwalczania jaskrawych rozpowszechnionych wad i defektów”. Idea etyki niezależnej nie była przecież pomysłem koniunkturalnym, ale zamysłem przebudowy świadomości ludzi w kierunku poprawy więzi społecznych zdeprawowanych najpierw przez mroki okupacji, a potem przez budowany na zasadach przymusu stalinowski model socjalizmu. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że była to propozycja bardzo rozsądna i dlatego tak szybko zyskała zwolenników, zwłaszcza wśród stanu nauczycielskiego.
Sukces przedsięwzięcia Kotarbińskiego wywołał alarm i poczucie zagrożenia w środowisku partyjnym, a zwłaszcza w pionie propagandowo-agitacyjnym. I znowu polskim marksistom było niezręcznie atakować wprost Kotarbińskiego z racji jego niepodważalnego autorytetu naukowego, stąd starali się głównie przeszkadzać ekspansji TKM, same ataki ograniczając do niektórych form jego działalności. Wolnomyślicielskie zaangażowanie Kotarbińskiego było powszechnie znane, podobnie jak jego związki z Towarzystwem Szkoły Świeckiej, a zatem marksistowscy oponenci zaatakowali cele, jakie przyświecały TKM, łącząc je zazwyczaj z krytyką koncepcji etyki niezależnej. W tej odsłonie marksiści mieli już swoje wykształcone kadry naukowe, stąd formułowane zarzuty miały zupełnie inną wagę niż podczas ataku Baczki z 1951 r. Dla przykładu Henryk Jankowski zarzucał Kotarbińskiemu kwestionowanie zasady sprawiedliwości społecznej w Polsce, gdyż etyka niezależna, odwołując się do idei odpłaty za doznane krzywdy, nie uwzględnia istniejącej w Polsce formuły sprawiedliwości ograniczonej przez gwarantowaną przez porządek prawny kierowniczą rolę klasy robotniczej. Ale wśród marksistów nie brakowało też zwolenników etyki niezależnej. Właśnie takie potraktowanie przez marksistów etyki niezależnej rozwijało niejako instytucjonalny parasol ochronny nad nią samą i jej twórcą. W rezultacie doprowadziło to do sytuacji, w której sami marksiści stawali się wyznawcami etyki niezależnej. Był to przede wszystkim dowód na słabość teoretyczną marksizmu, w którym nie potrafiono sformułować atrakcyjnej społecznie koncepcji etyki, a z tej racji etyka niezależna wydawała się jego zwolennikom swoistym ogniwem pośrednim prowadzącym do tego celu. Ale wśród marksistów nie brakowało też zadeklarowanych przeciwników koncepcji filozoficznych i etycznych lansowanych przez Kotarbińskiego. Jednym z nich był niewątpliwie Jarosław Ładosz, który w swej walce z koncepcją etyczną sformułowaną przez Kotarbińskiego szukał sprzymierzeńców nawet wśród etyków katolickich.
TKM ostatecznie podzieliło los inicjatywy Świętochowskiego, gdyż w jego kierownictwie znaleźli miejsce odsunięci od władzy dawni decydenci polityczni w rodzaju Władysława Bieńkowskiego. To wszystko spowodowało, że działalność Towarzystwa była coraz bardziej upolityczniona i stawało się ono swoistą odtrutką urażonych ambicji dawnych decydentów. Dlatego z początkiem lat siedemdziesiątych Kotarbiński zrezygnował z prezesowania TKM. Odsunięty od możliwości wywierania wpływu na działalność TKM Kotarbiński, choć pełnił formalnie funkcję prezesa honorowego, ograniczał się już tylko do zdawkowych życzeń i pozdrowień dla uczestników przedsięwzięć organizowanych w jego ramach. Towarzystwo zmieniało się w organizację sformalizowaną, a wydawany przez nie „Biuletyn” zyskiwał na objętości, ale treściowo stawał się informatorem z przekazami mało przydatnymi zwykłym ludziom. Na 90-lecie urodzin Kotarbińskiego poświęcono mu specjalny numer „Biuletynu” (45), w którym najwięcej miejsca poświęcono przytaczaniu treści różnego rodzaju listów gratulacyjnych. Znalazł się w nim artykuł wspomnieniowy ucznia jubilata Andrzeja Grzegorczyka, przypominający motto życiowe Kotarbińskiego „Lub czynić coś; Kochaj kogoś; Żyj poważnie”.
Piękna inicjatywa Kotarbińskiego marniała jednak w oczach, choć przetrwała swego założyciela. „Biuletyn Informacyjny” zakończył swoją działalność w połowie lat siedemdziesiątych, a towarzystwo ulegało systematycznie degradacji, choć formalnie trwało jeszcze nawet po roku 2000.
Wystąpienie Kotarbińskiego z koncepcją etyki niezależnej dotyczyło zatem wielce zaniedbanej płaszczyzny życia społecznego, co dostrzegali nawet najzagorzalsi jego przeciwnicy. Z jednej strony pochwalali jego starania, a z drugiej zachowywali głęboką rezerwę wobec tej propozycji, co związane było z obawami o zbyt szerokie jej rozpropagowanie w społeczeństwie. Ta rezerwa dotyczyła jednakowo osób związanych z obozem władzy, jak i z kościołem katolickim, gdyż oba te ośrodki dokładały wielu starań, aby zmonopolizować całą działalność w tej sferze. Z perspektywy lat można zauważyć, że koncepcja Kotarbińskiego nie była skierowana przeciwko komukolwiek, kto podejmował działania na rzecz poprawy stanu istniejącego. Kotarbiński bowiem sprzeciwiał się przeteoretyzowaniu rozważań natury moralnej, co znajdowało wyraz już w jego przedwojennych felietonach pisanych dla czasopism wolnomyślicielskich. Nie sztuką jest bowiem rozprawiać o moralności, sztuką jest być moralnym i swym postępowaniem pozytywnie wpływać na pozostałych. Precyzyjnie określał cel działań umoralniających, które nie miały być wcale nastawione na walkę z religiami, ale na uczynienie życia ludzkiego bezpiecznym, przewidywalnym i możliwie szczęśliwym. Poglądów tych nigdy już później nie zmienił.
Literatura:
- Baczko, O poglądach filozoficznych i społeczno-politycznych Tadeusza Kotarbińskiego, Książka i Wiedza, Warszawa 1951.
- Grzegorczyk, Tadeusz Kotarbiński (w hołdzie z okazji jubileuszu), „Biuletyn Informacyjny TKM” 1976, nr 45, s. 61–63.
- Holland, Legenda o Kazimierzu Twardowskim, „Myśl Filozoficzna” 1952,
nr 3(5), s. 260–312. - Jankowski, Prawo i moralność, KiW, Warszawa 1968.
- Konstańczak, Historiozoficzne dylematy Zbigniewa Jordana. Biografia twórcza emigracyjnego filozofa, Wydawnictwo Scriptum, Kraków 2022.
- Kotarbiński, Główne kierunki i tendencje rozwoju filozofii w Polsce, [w:] tenże, Wybór pism, t. II, PWN, Warszawa 1958, s. 743–749.
- Kotarbiński, O problemach kultury moralnej w Polsce, „Biuletyn Informacyjny” 1960, nr 1(2), s. 1–11.
- Kotarbiński, W sprawie artykułu „Legenda o Kazimierzu Twardowskim”, „Myśl Filozoficzna” 1952, nr 4(6), s. 356–358.
- Ładosz, Marksiści i „niemarksiści”, „Współczesność” 1967, nr 7, s. 4–5.
- Ossowska, Przemówienie na uroczystości jubileuszowej w Uniwersytecie Warszawskim dn. 5.04.1956, [w:] Maria Ossowska (1896–1974) w świetle nieznanych źródeł archiwalnych, Wyd. Uniwersytetu Zielonogórskiego, Zielona Góra 2011, s. 113–116.
- Wallis, prof. Tadeusz Kotarbiński, [w:] Materiały Archiwalne Mieczysława Wallisa, Archiwum Połączonych Bibliotek WFiS UW, IFiS PAN i PTF w Warszawie, Rps 14, t. 1–3.
Autor, prof. dr hab. Stefan Konstańczak, pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Zielonogórskiego.