Polska wychodzi z powodzi
O ile akcja na miejscu powodzi będzie jeszcze trwać długie miesiące, to na Wiejskiej i w Alejach Ujazdowskich sprawy toczą się dość szybko.
Plotka, że Marcin Kierwiński zostanie pełnomocnikiem do spraw usuwania skutków powodzi, ziściła się dosłownie w mig, rząd zapowiedział nowelizację budżetu na 2024 rok, a przede wszystkim znaleziono okrągłe 23 mld zł na odbudowę. W czym zasługa przewodniczącej Komisji Europejskiej, która uznała nam środki, których i tak byśmy nie wykorzystali (zresztą z winy tych, co poprzednio rządzili). Mamy też ustawę antypowodziową rządu wraz z autopoprawką, oraz projekt opozycji, co akurat w tym przypadku jest pewną nowością – zazwyczaj w takich sytuacjach polega się na tym, co rząd proponuje. Tak było np. w 1997 roku. Ale dziś jest alternatywa, w przypadku przedłożenia PiS oczywiście hojniejsza; nie zakłóci to jednak samego procesu legislacyjnego, którego podstawą będzie projekt rządowy. Mamy też, co ważne, termin 2 października – kiedy Sejm ma ustawę przyjąć i skierować do Senatu, który też zapowiedział skompresowane jedno-, góra dwudniowe prace. Dla ustawodawczej ogłady warto pamiętać, że tego typu prawo wchodzi w życie w dniu ogłoszenia, więc należy przyjąć, że w pierwszym tygodniu października ustawa znajdzie się gotowa do podpisu na ważnym biurku w Pałacu Namiestnikowskim. Wyrobimy się więc w ledwie tydzień, choć kiedy piszę te słowa, to mamy dopiero co powołaną sejmową komisję nadzwyczajną. Ale jej przewodniczący, poseł Mirosław Suchoń, zapowiedział pracę prawie non-stop, a z partii koalicyjnych dochodzą sygnały, że poprawek, prócz ewentualnych rządowych (no i opozycyjnych), nie będzie. To na pewno usprawni sam proces stanowienia prawa.
Ale trzeba powiedzieć, że to tylko początek. Mamy przecież na różnym etapie prac w rządzie i na Wiejskiej z 5 ustaw, które węziej lub szerzej dotyczą zagadnień zarządzania kryzysowego, obrony cywilnej, cyberbezpieczeństwa czy przeciwdziałania zagrożeniom terrorystycznym i szpiegostwu. Widząc skutki powodzi mamy co prawda na względzie trwałość wałów i budowę nowych zbiorników, ale rzecz generalnie dotyczy czegoś znacznie poważniejszego: bezpieczeństwa państwa. I o tę stawkę gra Donald Tusk, słusznie traktując powódź jako poligon doświadczalny dla całego państwa i wszystkich jego służb. I nie jest wcale wołaniem na puszczy to, że premier rozkazuje i osobiście zarządza – ja bym go za to nie krytykował. Jeśli gdzieś jest pustka, albo są braki, to w sferze, które nazywamy umownie „środkiem państwa”, czyli administracją średniego szczebla. I tu na pewno przydadzą się takie ważne ustawy, jak o zarządzaniu kryzysowym i OC, które już są w toku prac.
Państwo z tego kryzysu musi wyjść wzmocnione, a nie tylko odbudowane. Premier Tusk wyraźnie to akcentował, a jego mowa w Sejmie była konkretna i rzeczowa. Wtórował mu zresztą marszałek Szymon Hołownia, który włączył niezbędne mechanizmy sejmowe w odpowiednim czasie, choć wydawało się przez chwilę, że zrobi to przedwcześnie. Mamy więc jasną i wyznaczoną drogę wychodzenia z kryzysu, a o pośle Suchoniu można powiedzieć, że na pewno będzie żelaznym przewodniczącym i sprawozdawcą prac speckomisji. Pamiętamy go przecież z poprzednich kadencji, np. z prac nad niesławnymi ustawami poprzedniej władzy Lex Pilot i Lex TVN; był w forpoczcie posłów, którzy zablokowali te złe legislacje, a to tylko przykład pierwszy z brzegu. Dziś oprócz Komisji Nadzwyczajnej szefuje też Komisji Infrastruktury. Mamy więc chyba przykład odpowiedniego człowieka na odpowiednim miejscu. A pozostali posłowie? Wygląda na to, że będą partnerami, a nie przeciwnikami, przewodniczącego – i to bardzo dobrze pracom rokuje. Komisja jest bowiem złożona z nowych nazwisk, ale biografie jej członków wskazują, że są to ludzie co najmniej zorientowani w temacie, a w wielu przypadkach po prostu specjaliści w danych dziedzinach związanych z odbudową. Takich ludzi państwo na Wiejskiej bardzo potrzebuje. Mamy przecież na stole ustawę, która może uruchomić przeróżne interesy grupowe i naciski – Suchoń będzie wiedział, jak sobie z tym poradzić. Np. branża śmieciowa chciałaby zawieszenia części przepisów i już domaga się specjalnej uwagi i troski, ale czy jest na to teraz pora? Na pewno będzie to ciekawy poligon odpowiedzialności w chwili próby.
I może jeszcze parę zdań o ministrze Kierwińskim, który wyszedł ze „strefy komfortu”, jaką jest praca w Parlamencie Europejskim, i zakasał rękawy, za co chwalił go nawet prezydent Duda. To swoją drogą ciekawe, że wszyscy bez wyjątku traktują obowiązki brukselskie jako coś lekkiego, łatwego i przyjemnego a popłatnego. Jakby duch Ryszarda Czarneckiego się nad tym unosił… Tymczasem Marcin Kierwiński do leserów i leni raczej nie należy. W niektórych kręgach ma łatkę pracoholika, a nawet tyrana, który goni siebie i ludzi do roboty. I tak to chyba należy widzieć: Donald Tusk, powierzając mu funkcję, stawiał na człowieka, który nie zawaha się podejmować trudnych decyzji. Nie doszukiwałbym się tu zabiegów typu polityczne wyimpasowanie człowieka przed wyborami prezydenckimi. Po prostu premier sięgnął do zasobów, które miał na czarną godzinę. A ta zapukała do naszych drzwi.