logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Pacyfizm w literaturze pięknej

Janusz TERMER | 10 sierpnia 2024
"Kant i jego towarzysze przy stole". Drzeworyt wg obrazu Emila Dörstlinga (1892)

W trzechsetną rocznicę urodzin Immanuela Kanta (1724–1804) przypominamy esej członka redakcji „Res Humana” i naszego głównego krytyka literackiego, pierwotnie opublikowany na łamach e-Dwutygodnika Literacko-Artystycznego Pisarze.pl w 2014 roku. Odnosi się on głównie do powieści Józefa Wittlina Sól ziemi, korzeniami sięga jednak do myśli wielkiego filozofa z Królewca.

Poglądy i idee, ruchy społeczno-polityczne, określane mianem pacyfizmu, wyrażające pradawne marzenia ludzkości o pokoju, częstokroć radykalnie potępiające wszelkie wojny, bez różnicowania ich charakteru czy przyczyn, pojawiły się – na większą skalę – dopiero pod koniec XIX wieku. Jakby w przeczuciu tego, co ma dopiero nadejść – w przeddzień największej dotąd wojennej hekatomby, jaką stały się wydarzenia sprzed stu lat związane z historią Wielkiej Wojny, 1914–1918, nazwanej potem I wojną światową.

Wiadomo jednak, że idee pacyfistyczne wcale nie były wynalazkiem tych czasów i że „nie spadły z nieba” – jak pisał Antonio Gramsci. Głosili je już bowiem filozofowie, myśliciele społeczni i pisarze najdawniejszych epok historycznych; były one ważnymi elementami wielu doktryn społecznych oraz religijnych jak np. w buddyzmie, konfucjanizmie, chrześcijaństwie (wczesnym zwłaszcza, wracali do nich potem m.in. bracia polscy, arianie). Bywały tworzywem i kanwą wielu utworów literackich wszelkich rodzajów i gatunków wszystkich czasów, począwszy od starożytnych komediowych ujęć: Arystofanesa – Lizystrata, Plauta – Żołnierz samochwał aż po czasy współczesne z nieśmiertelnym Szwejkiem Jarosława Haszka na czele, Matką Courage Bertolda Brechta, Solą ziemi Józefa Wittlina czy Paragrafem 22 Josepha Hellera…

Nasilenie tendencji pacyfistycznych i powstawanie pierwszych organizacji pacyfistycznych obserwujemy właśnie w Europie już na początku XIX wieku, co wiązać można chyba zarówno z realiami i doświadczeniami ówczesnego życia milionów ludzi wciągniętych w orbitę wojen napoleońskich, jak i powstaniem inspirującego – zarówno praktyków społecznych, jak i teoretyków – kantowskiego dzieła poświęconego uzasadnieniu poglądu (idei), „projektu” mówiącego o realnej i praktycznej możliwości oraz wielkiej potrzebie dążenia do osiągnięcia przez ludzkość, racjonalnie uzasadnianej przez niego potrzeby „wiecznego pokoju”… Wydaje się, że wpływ owej kantowskiej myśli jest znacznie głębszy i poważniejszy, niż mogłoby to wynikać z prostych konstatacji o elitarności kantowskiej filozofii, niewielkich nakładach i zasięgu odbioru jego dzieł, rzeczywiście ogromnych barier i trudności ich rozumienia przez czytelników. Ale wpływ ten jest niezaprzeczalny. Tu wystarczyć musi tak naprawdę intuicyjne przekonanie (w bergsonowskim rozumieniu), chociaż oparte także na pewnych, może nawet i nielicznych, świadectwach o znaczącym wpływie tej idei kantowskiej na rzeczywistość społeczną i kulturową Europy.

Oto bowiem pewne poglądy, myśli, czy idee krążą w obiegu społecznym, żyją i oddziałują nawet wówczas, gdy funkcjonują w szerszym odbiorze tylko jako hasła, jako wręcz częstokroć anonimowe, „mityczne”, jak mówi Claude Levi-Strauss, mające jeden tylko sens, na który składają się wszystkie jego wersje – nie muszą być łączone z nazwiskiem konkretnego twórcy autora – znaki symbolizujące pewne istotne dla epoki i jej „ducha” rzeczywiste potrzeby ludzkie; najczęściej te ogólne, uniwersalne, o charakterze ponadczasowym, ponadnarodowym, ponadklasowym… Tutaj mamy do czynienia z tego typu zjawiskiem oddziaływania pewnej wielkiej idei, która „sama przez się”, bez potrzeby uzasadnień szczegółowych, staje się w określonych okolicznościach czasu i miejsca czymś w rodzaju „powszechnika” – idei ważnej i pożądanej. Dzieje się tak zazwyczaj wtedy, gdy owa idea (mit) trafia na podatny grunt, na społeczne i historyczne podglebie – zdolne tchnąć w nią życie, wyhodować i wydać owoce…

Czyż w czasie obejmujących ówczesną Europę wojen napoleońskich, a potem wydarzeń I wojny światowej, nie były one tym podglebiem, na którym – jak i potem po jeszcze okrutniejszych doświadczenia II wojny światowej – nie tylko mogły, ale i musiały wyrastać i zdobywać wielki odzew idee antywojenne, zwłaszcza iż wcześniej znalazły swego wybitnego teoretyka – formułowane i głoszone przez tak cenionego filozofa z Królewca jak Immanuel Kant? Czyż literatura piękna mogła pozostać obojętna na to sprzężenie: społecznej świadomości idei „wiecznego pokoju” oraz tragicznych i traumatycznych doświadczeń czasów wojennych przeżyć, jakie stały się udziałem milionów ludzi na całym świecie? Pytanie retoryczne. Oto znamienny przykład. Pisarz polski, Józef Wittlin, pisze wprost w jednym ze swoich esejów z lat 20. XX wieku Wojna, pokój i dusza poety (wydanie Zamość, 1925): „Niegdyś wielki Kant opracował już ścisły, prawniczy plan urządzenia świata na zasadzie wiecznego pokoju. Przekonywał, że zwycięstwo, odniesione na wojnie, nie jest dowodem tego, że słuszna sprawa wygrała. Jest co najwyżej świadectwem fizycznej przewagi i talentów strategicznych. Czas skończyć z uwielbieniem munduru. Ustanowiony został trybunał przy Lidze Narodów do rozstrzygnięcia sporów między poszczególnymi państwami. Może niedługo cały świat wróci do cywila i na całej kuli ziemskiej nie będzie już ani jednego żołnierza. Ale póki choć jedno państwo posiadać będzie składy amunicji, tak długo istnieje konieczność zbrojenia się wszystkich jego sąsiadów”.

I nie jest najważniejsze, czy pisarze europejscy – poddani przecież tym wszystkim wspólnym doświadczeniom historycznym, inspirowali się bardziej pokojowymi ideami powstającymi pod wpływem myślicieli i publicystów czy też bardziej traumatycznymi wydarzeniami zewnętrznymi. Literatura o charakterze pacyfistycznym stawała się faktem coraz bardziej znaczącym. Także w polskiej literaturze całego XX wieku – w prozie (np. trylogia Żółty krzyż Andrzeja Struga czy W polu Stanisława Rembeka), ale i w poezji (np. słynny wiersz Juliana Tuwima Do prostego człowieka czy poemat Tadeusza Różewicza Dezerterzy) czy dramaturgii (tenże Różewicz sztuka Do piachu) – staje się jednym z najważniejszych nurtów….

Pośród pisarzy, których warto przywrócić dzisiejszej świadomości kulturowo-literackiej znajduje się Józef Wittlin[1], przede wszystkim jego Sól ziemi. Ta powieść bliska była – w swej ogólnej wymowie pacyfistycznej – europejskiej literaturze lat 20. i 30. (m.in. głośne powieści: Jarosława Haszka, Henri Barbusse’a (Ogień) czy Ericha Marii Remarque’a (Na zachodzie bez zmian) oraz niektórym dziełom ekspresjonizmu niemieckiego (jak np. słynna powieść Alfreda Döblina Berlin Alexanderplatz, 1929, I wyd. pol. 1959, nietracąca po dziś dzień na popularności, a nawet adaptowana na sceny teatralne, ostatnio w 2017 r. przez warszawski Teatr Studio). Sam autor Soli ziemi, odnosząc się do tego rozległego i złożonego zjawiska wzajemnych wpływów literackich, jak i wielości postaw pisarskich wobec wojny, pisał w przywoływanym wyżej eseju, że były wówczas, czyli na początku XX wieku w Europie, dwie główne i znaczące kategorie literatów: uczestnicy wydarzeń wojennych i ci, którzy „uczestniczyli w charakterze uprzywilejowanych sprawozdawców”, ale wśród jednych i drugich widzi zarówno wrogów, jak i sympatyków wojny, choć jak dodaje „sympatycy… byli w większości”!

„Wszyscy mieli – pisał Wittlin – niewątpliwie swoje drobne sankcje i usprawiedliwienia swych wystąpień, toteż, wychodząc z idei pacyfistycznej, nie będziemy poddawali w wątpliwość szczerości Émila Verhaaerena, Maurice’a Maeterlincka, Maurice’a Barresa, Gerarda Hauptmanna, Ryszarda Dehmela, Tomasza Manna, Gabriela d’Annuzzia, Filippo Tommaso Marinettiego – jako zwolenników: Romaina Rollanda, Anatola France’a, G. H. Wellsa, Georga Bernarda Shawa, oraz żołnierzy: Henri Barbusse’a, Georga Duhamela, Leonarda Franka, Andrzeja Latzki i innych mniej wymownych. Oczywiście, że podczas wojny, poeci występujący przeciw niej, byli bardziej samotni niż panegiryczni jej piewcy. Ci ostatni przeważnie folgowali swym uczuciom patriotycznym, które w owych czasach domagały się wyrazu namiętnej nienawiści wroga. Tak pojmowanemu uczuciu miłości ojczyzny sumienny trybut spłacili Niemcy: Ryszard Dehmel i Gerard Hauptmann. Nie cofnęli się oni przed najbrutalniejszymi sposobami poetyckiego lżenia przeciwników…”.

Józef Wittlin jako gorący zwolennik rodzących się po I wojnie światowej tendencji pacyfistycznych – jako teoretyk i myśliciel czerpiący z doświadczeń historycznych ludzkości (wszak był tłumaczem wielkich „mitopeicznych”– jak nazywał je angielski poeta i krytyk Wystan Hugh Auden), eposów literackich starożytności – Gilgamesza i Odysei, gdzie sprawy wojny i pokoju zajmują przecież niebagatelne miejsce) – był zarazem wielkim sceptykiem w kwestii całkowitego rozwiązania tych od zawsze gnębiących człowieka problemów. Pisał wszak w cytowanym szkicu z wielkim przekąsem, niemal satyrycznym dystansem i bolesną, dla siebie i dla ówczesnych i dzisiejszych czytelników jego utworu ironią: „Cała nasza cywilizacja jest nam pomocna w tym, aby nas między sobą poróżnić. Bywały więc wojny między białymi a czarnymi, bywały wojny różnych wyznań, różnych narodów, języków i metod rządzenia. Żadna jednak z tych różnic nie jest tak mocna, iżby wytrzymywała krytykę choćby zdrowego rozsądku. Prawdopodobnie kiedyś, w przyszłości, kiedy wyczerpią się aktualne dziś motywy wojen narodowościowych, handlowych i rewolucji klasowych, świat przeżyje jeszcze wojny ludzi łysych z owłosionymi, blondynów z brunetami. Potem znów bruneci i blondyni zawrą przymierze, aby społem rzucić się na rudych. Chyba że spełnią się marzenia pacyfistów i ogólne rozbrojenie moralne oraz Stany Zjednoczone całego świata raz na zawsze zniosą wszelkie wojny. Wszystkie powody wojen są na ogół mniej lub więcej popularnym, przez dany okres cywilizacji gruntownie przygotowanym pozorem do wykonania czegoś, co się usuwa spod doświadczalnej kontroli naszej świadomości. Śmierć człowieka, zadana przez człowieka, będzie wieczną zagadką i tragicznym węzłem; którego najodważniejsza myśl nie rozplącze bez trudu”.

Więcej optymizmu, choć podszytego sceptycyzmem, odnaleźć można w powieści Sól ziemi. Pisana była jako pierwsza część zamierzonego obszerniejszego cyklu Powieść o cierpliwym piechurze (rękopis tomu 2, Zdrowa śmierć, zaginął w czasie wojny podczas jego pobytu w Portugalii, ocalał tylko fragment tomu 3 Dziura w niebie). Powieść powstawała od 1925 roku (Prolog), a ukończona i wydana została w 1935, czyli w okresie, jak pisze sam autor w postscriptum do utworu, „kiedy jeszcze wielu ludzi w Europie chciało wierzyć, że wojny na skalę światową, takie jak miniona, należą do przeszłości i nigdy się nie powtórzą”. Bohater Soli ziemi, Piotr Niewiadomski, w ciągu czterech pierwszych tygodni wojny przeżywa grozę rozpadu całego swojego małego huculskiego świata. Jego losy ukazuje pisarz w groteskowym świetle początku końca istnienia i – podobnie jak potem Andrzej Kuśniewicz w powieści Lekcja martwego języka (także film Janusza Majewskiego na niej oparty) czy Julian Stryjkowski w Austerii (film Jerzego Kawalerowicza) – rozpadu pewnej potężnej formacji politycznej i kulturowej, jaką była wielonarodowa monarchia austriacko-węgierska. Piotr Niewiadomski, syn Polaka i Ukrainki, prosty hucuł analfabeta, jest jak wielu ludzi w Europie ofiarą tych procesów i wojny: jak większość poddanych wypełnia tylko swój niechciany obowiązek, biernie poddaje się nakazom władz…

Taki jest punkt wyjścia utworu napisanego z myślą o uwydatnieniu całego bezsensu, okrucieństwa i potęgi wojny, którą pisarz zwalcza i wyśmiewa z gorliwością urodzonego pacyfisty. „Trudno dziś zrozumieć – pisał po latach – w imię czego żołnierze armii, w której służyłem, zwłaszcza żołnierze narodowości słowiańskich, zabijali i dawali się zabijać. Działał tu ów irracjonalny mechanizm, który starałem się pokazać w Soli ziemi. Myślę, że po trzydziestu pięciu latach mogę już obiektywnie o tym mówić. Wszystkie postaci tej książki, poza historycznymi, są całkowicie zmyślone, jakkolwiek w niektórych skupiły się charakterystyczne cechy osób, z jakimi zetknąłem się w czasie mej wojskowej służby. Piotr Niewiadomski jest produktem synkretyzmu, ludzi mniej lub więcej do niego podobnych spotykałem często w formacjach pospolitego ruszenia cesarsko-królewskiej armii (…). Drugą najważniejszą osobą jest feldfebel sztabowy Bachmatiuk. Utwór powstał w latach trzydziestych i był dla mnie prefiguracją owych fanatyków, którzy później, w imię przeróżnych ideologii, z czystym sumieniem niszczyli ciała i dusze milionów ludzi. Wagon kolejowy z VII rozdziału może być uważany za nasienie, z którego wyrosły i rozmnożyły się w latach II wojny światowej owe koszmarne, zaplombowane wagony, gdzie dusili się wiezieni na zagładę niewinni ludzie, nie żołnierze, lecz cywile: starcy, kobiety i dzieci”.

Utwór Wittlina złożony z dziesięciu rozdziałów sprozaizowanych „pieśni” jest bardzo skomplikowany znaczeniowo, wielowarstwowy formalnie, ma też wiele rozmaitych odniesień literackich (m.in. do dzieła Homera i Biblii), odwołań kulturowo-historycznych, traktowanych przez tego pisarza często z dystansem i ironią. Czyni to z Soli ziemi nowoczesny utwór o charakterze ponadczasowego, metaforycznego dramatu egzystencjalnego. Nowoczesny także w samych opisach psychologicznych głębi rozterek, perypetii życiowych, przeżyć tu i teraz bohatera, zderzanych z niemal dokumentalnie oddawanymi realiami nadciągającej wojennej Apokalipsy; realistycznymi i symbolicznymi zarazem. Ludwik Fredy, krytyk literacki z międzywojnia, ujął to w sposób zwięzły i trafny; dojrzał bowiem w prozie Józefa Wittlina, jako przewodnią jej ideę „pokonanie upiora wojny, przezwyciężenie rzeczywistości przez artyzm. Dzięki stylizacji literackiej osiągnął autor zamierzony cel: skompromitował znienawidzoną rzeczywistość wojenną przed trybunałem sztuki”.

Owe „przygody” życiowe huculskiego prostaczka Piotra Niewiadomskiego mają bowiem przez te literackie zabiegi swój głębszy wymiar symboliczny, bo chociaż horyzont jego świadomości, wiedzy o świecie i ludziach jest ograniczony do perspektywy właściwej jego pochodzeniu, jest tu reprezentantem tych, o których mówi tytuł utworu. Sól w tradycji europejskiej kultury jest tym symbolicznym minerałem, który chroni i przechowuje to, co dobre, odrzuca, co zepsute. To Piotr jest ową „solą ziemi”, gdyż przechowuje się dzięki takim jak on podstawowa zasada ludzkiej wspólnoty: wzajemność zobowiązań między ludźmi, a po katastrofie tylko na tym fundamencie – wedle Wittlina – da się odbudować ludzką cywilizację, bo jak wprost wyraża to w Małym komentarzu do Soli ziemi, potrzeba zwyczajnej i codziennej egzystencjalnej stabilności jest dla człowieka niezbywalną wartością. Bohater Soli ziemi, patrzący na wojnę ze swojego punku widzenia, bezwiednie ją przecież osądza, ironicznie demaskując kłamstwa języka wojny (ów wielki rozdźwięk między świętym słowem a niską rzeczą), demitologizuje jej kłamstwa tworzone na użytek „maluczkich”. W ten sposób autor stwarza literacką formę pojemną i zdolną dla wyrażenia własnego mitu: „Co do mnie – nie pogodzę się z żadną cywilizacją, opierającą swe istnienie na trupach (…) O nich to, o wnukach i prawnukach myślałem przede wszystkim, pisząc moją Powieść o cierpliwym piechurze (stąd jej legendarny miejscami styl)”.

Józef Wittlin, wyrafinowany intelektualista i poeta, odnalazł w swym huculskim prostaczku te pokłady mądrości, wiedzy i „prostego” szczęścia, dzięki którym świat, mimo iż poddany niedługo potem jeszcze większemu szaleństwu totalnej II wojny światowej, ostatecznie „nie wypadł z ram”. Ewa Wiegandt, autorka krytycznego wydania Soli ziemi w serii Biblioteki Narodowej, pisze, że twórczość Wittlina „zmierzała do poznania przez sztukę. Wszelkie ucieczki poza literaturę były jej z gruntu obce. Dzięki temu jego powieść o wojnie znaczy daleko więcej, niż to zapowiada temat. Sugeruje, poprzez użycie analizowanych tutaj środków artystycznych, sensy o zasięgu uniwersalnym”.

Powieść zrobiła prawdziwą międzynarodową karierę, była od razu tłumaczona na kilkanaście języków: niemiecki (z przedmową Józefa Rotha, autora słynnego Marszu Radetzkiego), duński, czeski, rosyjski, angielski (dwukrotnie), francuski, włoski, szwedzki i węgierski, chorwacki, hebrajski, hiszpański, a na przełomie lat 60. i 70. ponownie w Niemczech i Austrii, a autor został wybrany członkiem korespondentem Niemieckiej Akademii Poezji i Języków w Darmstadcie.

[1] Józef Wittlin (1896–1976), studiował w Wiedniu. Debiutował na łamach „Wici” w 1912 roku. Związany z ekspresjonistami ze „Zdroju”, potem skamandrytami. 1935 – nagroda Pen-Clubu za przekład Odysei, 1936 – nagroda „Wiadomości Literackich” za Sól ziemi, 1937 – złoty Wawrzyn PAL. W czasie II wojny z Francji przez Portugalię trafił do USA; dał przejmującą analizę statusu pisarza emigracyjnego, Blaski i nędze wygnania. Przekłady m.in. Gilgamesza, prozy J. Rotha, poezji R. M. Rilkego), wspomnienia: Mój Lwów, Nowy Jork, 1946, Orfeusz w piekle XX wieku 1963.

Na łamach „Res Humana” esej ukazał się w numerze 4/2024 , lipiec-sierpień 2024 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.