logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Kandydatka Kamala Harris

J. Paweł GIEORGICA | 27 lipca 2024
Kamala Harris i obrończyni praw człowieka Ruby Bridges, GetArchive

W Polsce, gdzie koalicyjne przystawki PO wykonały już powierzone im zadanie odsunięcia od władzy politycznej szajki przestępców z ugrupowań skrajnej prawicy, szybko okazało się, że skuteczność wpływu lewicy czy duetu trzeciej nogi na decyzje polityczne przestała odgrywać jakąkolwiek postępową rolę kształtującą naszą przyszłość.

W mediach głównym tematem wakacyjnych opowieści stały się listopadowe wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Zainteresowanie to gwałtownie wzrosło, kiedy centrysta Biden z nożem przystawionym do gardła i spodniami wokół kolan w końcu ogłosił, że wycofuje się z kampanii prezydenckiej.

Obie główne siły naszego teatrzyku politycznego – PO i PiS, ugrupowanie rządowe i opozycja – już wcześniej wyraziły swoje sympatie, stawiając na zwycięstwo innego z dwóch dominujących kandydatów obu największych partii amerykańskich: Republikanina Donalda Trumpa oraz obecnie sprawującej stanowisko wiceprezydenta Kamali Harris (która formalnie nie ma jeszcze statusu kandydata Demokratów).

Kto z nich ma większe szanse na zwycięstwo? Prognozy przypominają trochę ryzyko związane z grą w ruletkę, gdzie można m.in. obstawiać alternatywnie, ale też jednocześnie obu kandydatów – jak dwa różne kolory. PO tradycyjnie trzyma z demokratycznym kandydatem, PiS darzy zaufaniem Trumpa. Czy wygra Polska, jeśli obstawimy jednocześnie obu kandydatów? Nie, nie wygra! Może nawet przegrać. Wygra co najwyżej jedna z głównych partii.

Wokół prognoz opartych na wynikach sondażowych zwycięzców zawsze powstaje zbyt wiele dezinformacji. Po pierwsze, przy marginesie błędu +/- 3 punkty procentowe równie dobrze wynik można interpretować, jako na dwoje babka wróżyła. Po drugie, wynik sondażu na próbie ok. tysiąca badanych w warunkach demografii USA można co najwyżej uznać za przelotną foto-chwilę bądź urabianie preferencji wyborczych. Nie mają one większego znaczenia z bardzo wielu powodów (np. są eksponowane, jeśli dają korzystny wynik, a powstawały na zamówienie w celu odwrócenia niekorzystnego trendu). Wreszcie po trzecie, wynik ogólnokrajowego sondażu dotyczy elektoratu jako całości, a nie poszczególnych stanów – zwłaszcza tych kilku kluczowych, w których wynik nie jest stabilny. Sondaże nie mają więc większego znaczenia w wyborczym systemie USA, gdzie decydujące znaczenie mają elektorzy, a nie wyborcy w kilku tzw. stanach obrotowych. Prezydent nie musi wygrywać wyborów, mając większość głosów wyborców, tak samo jak partia PiS, która zdobyła najwięcej głosów wyborców, ale nie na tyle, żeby uzyskać wotum zaufania przy ustanowieniu rządu. Mój wniosek jest taki, że można sobie spokojnie te sondaże odpuścić, dopóki nie wykształci się bardziej wyraźny trend przewagi i nie powstaną fachowe prognozy.

Jeśli przełożyć ten mechanizm na naszą praktykę polityczną, w wyniku zero-jedynkowego rozstrzygnięcia formalnym zwycięzcą będzie zawsze tylko jedna partia mająca ambicję uosabiać bądź centrum polityczne, bądź populistyczną prawicę.

Patrząc z punktu widzenia lewicy, poszukiwanie pozytywnych rozwiązań w przypadku Trumpa nie ma sensu. Jego program polityczny jest dokładnym przeciwieństwem wartości określających poglądy lewicowe. Druga administracja Trumpa oczywiście też będzie katastrofą, zwłaszcza dla mniejszości i młodych ludzi.

Inaczej nieco wyglądają wnioski w przypadku Kamali Harris. Jeśli kandydatka Demokratów na prezydenta – co jest bardzo prawdopodobne – uzyska nominację, media zostaną natychmiast zbombardowane artykułami o pierwszej ciemnoskórej kandydatce na prezydenta, jak też jej dwóch twarzach.

W latach swojej kariery 59-letnia Harris zbudowała sobie wizerunek paralewicowy dzięki postępowym reformom, nakierowanym na biednych niebiałych. Tak było na samym początku, w 2004 roku, kiedy została wybrana na prokuratora okręgowego San Francisco i obiecała, że nigdy nie wymierzy kary śmierci. Przeciwstawiła się tym samym własnej partii, policji w swoim mieście i znosiła publiczne upokorzenia, aby przeciwstawić się reakcyjnym żądaniom.

W czasie, gdy później pełniła funkcję prokuratora generalnego Kalifornii, przyjęła szereg postępowych stanowisk. Sprzeciwiała się kampanii antygejowskiej, pomagała bronić Obamacare w sądzie, wspierała starania nieudokumentowanych imigrantów o licencję prawniczą, miała również godne szacunku osiągnięcia w przeciwstawianiu się nadużyciom korporacyjnym. W swojej autobiografii pt. Prawdy, które nas łączą, z 2019 roku, zaprezentowała się też jako orędowniczka rasowych rodzin, legalizacji marihuany i reformy sądownictwa.

Problem z Harris polega na tym, że jeśli to nie jest wizerunkowa falsyfikacja, to co najwyżej tylko półprawda. Dorastała bowiem na wysokiej społecznej półce z kremem, w śmietance społecznej, w rodzinie profesorów z najlepszych uniwersytetów na świecie — Berkeley (matka) i Uniwersytet Stanforda (ojciec). Sama jest z wykształcenia prawnikiem. Powód, dla którego zaangażowała się w sprawy równości, ma mało wspólnego z jej bliskimi relacjami z Demokratycznymi Socjalistami Ameryki, a bardziej z tym, że kapitaliści z MFW martwili się skutkami narastających podziałów klasowych.

Jeśli bliżej przyjrzeć się jej życiorysowi, to okaże się również, że przez lata pracy na stanowisku prokuratora okręgowego nie stała na barykadzie w obronie postępu i reform – wręcz przeciwnie. Weźmy na przykład „masowe uzależnienie” – problem, który był gorący w USA przez większą część 2000 roku. Podczas pracy jako prokurator okręgowy w Kalifornii, Harris stała się znana z obrony niezwykle okrutnego prawa stanowego „trzech uderzeń” (przewidującego surowsze kary dla recydywistów).

Przez całą swoją karierę Kamala Harris była nazywana kobietą Obamy i choć było to raczej rasistowskie odniesienie do jej koloru skóry, to jednak porównanie to jest trafne w odniesieniu do jej polityki. Naśladowała podejście Obamy, dostarczając mu kilku znaczących postępowych zwycięstw, przyjemnej retoryki oraz niezłomnego unikania zmian strukturalnych. W połączeniu w wielu przypadkach było to dalekie od postępowej polityki.

Nie ulega wątpliwości, że w historii Harris jest wiele rzeczy, które mogą napawać optymizmem, począwszy od ścigania korporacyjnych trucicieli i wdrażania polityki zapobiegającej recydywie w przeszłości, a skończywszy na niedawnym niezłomnym sprzeciwie wobec administracji Trumpa i poparciu dla postępowej legislacji w Senacie. Nikomu jednak nie pomaga to, że uznanie jej pozytywów zniekształca jej wizerunek. Każdy polityk w USA – w tym najbardziej znany radykał lewicy Bernie Sanders – ma na swoim koncie zło i dobro. Ale w przypadku Harris to, co złe, często bezpośrednio podkopywało to, co dobre.

Powinno mieć dla nas znaczenie to, że Harris, zagorzała reformatorka amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych, nie tylko zrobiła niewiele, aby wprowadzić tę reformę w czasie swojej kariery prokuratorskiej. Popierała surową, represyjną politykę, która podważyła jej własną postępową retorykę w tej sprawie. Nie bez znaczenia powinno być to, że czasami robiła to niepotrzebnie, przyjmując nawet ostrzejsze stanowisko niż jej prawicowi oponenci. Wielokrotnie próbowała zamknąć w więzieniu niewinnego człowieka i bronić sfałszowanych zeznań.

W eseju The Two Faces of Kamala Harris (Dwie twarze Kamali Harris) w „Jacobin” Branko Marcetic przedstawia ją jako twarz Janusa. Oczywiście, jak przyznaje, poczyniła postępowe wysiłki, na przykład przeciwko korporacjom niszczącym klimat. Ale za każdym jej postępowym stanowiskiem idzie reakcyjna reforma. W jednej chwili z pasją wypowiada się przeciwko rasistowskiej polityce kryminalnej, a w następnej po kobiecemu broni surowej skali kar za drobne przestępstwa.

Mimo to jej zwrot w nowej roli prezydenta może być pozytywną rzeczą. W Polsce – gdzie jesteśmy całkowicie pochłonięci Trumpem (i Vancem) – prawdopodobnie nie do końca zrozumieliśmy, co z lewicowego wiatru wieje u Demokratów. Jeśli ten wiatr wieje wystarczająco mocno z lewej strony, możliwe, że zatrzepocze u Harris i… z powrotem również w Polsce.

 

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.