Japońskie fascynacje Mikołaja Melanowicza
Byłoby czymś wręcz nietaktownym przedstawianie autora tej ciekawej, dwuczłonowej księgi (Mikołaj Melanowicz Japońskie fascynacje. Eseje pisane na marginesie oraz Japońskie fascynacje. Sylabus kultury współczesnej, Wydawnictwo Adam Marszałek, cz. 1 stron 400, cz. 2 stron 328). Wszak od lat możemy czytać jego książki, rozprawy, eseje i artykuły prasowe – fascynujące teksty – głównie związane z Japonią. Jej historią, kulturą i sztuką, zwłaszcza zaś jej wielką literaturą. Profesor japonistyki, historyk literatury, tłumacz i eseista Mikołaj Melanowicz jest bowiem znawcą, popularyzatorem dziejów, odrębności i swoistości obyczajów, minionych i obecnych tego kraju – krótko mówiąc – jest nie tylko wielkim jego miłośnikiem. Ba, niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie…
Nie mogę tutaj jednak uciec od pewnego odległego już dość wspomnienia, bo z lipca 1997 roku. Byłem wtedy świadkiem uroczystości wręczania profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego – Mikołajowi Melanowiczowi przez ambasadora Japonii w Polsce Orderu Świętego Skarbu – Złote Promienie ze Wstęgą – najwyższego japońskiego odznaczenia przyznawanego cudzoziemcom; posiadają je w naszym kraju tylko trzy osoby: jego poprzednik, szef katedry japonistyki UW prof. Wiesław Kotański oraz reżyser Andrzej Wajda. Otóż w trakcie tej uroczystości oddano głos jej bohaterowi, który przemówił, rzecz jasna po japońsku, bez kartki i z wielką emocjonalną swadą… A teraz możemy, na samym wstępie części pierwszej tej jego nowej obszernej księgi przeczytać całe to ciekawe ówczesne osobiste wyznanie, którego treści mogłem się wtedy tylko z grubsza domyślać: „Japonia uczyniła mnie tym, kim jestem. (…) Minęły 33 lata od chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ziemię japońską w kwietniu 1964 roku… od rozpoczęcia Wielkiej Przygody życia, trwającej do dziś, której na imię Japonia…”. I dalej profesor wspomina, jak to się stało, że oto on, urodzony tuż przed drugą wojną światową w Piszczacu, małej odciętej od świata miejscowości na Podlasiu, zainteresował się cywilizacją i literaturą Japonii: „krajem tak odległym wówczas dla Polaków, jak księżyc. Odcięci od świata kapitalistycznego mieliśmy swoje sposoby na nawiązywanie przyjaźni z kolegami spoza kordonu. Z Japonii otrzymywaliśmy listy i książki już w latach 50.”.
Trzeba też od razu powiedzieć, że teksty obu tych obszernych ksiąg – Japońskich fascynacji Mikołaja Melanowicza, skromnie przez autora zostały nazwane Esejami na marginesie, chociaż istotnie odznaczają się bardzo osobistym charakterem – w pewnym przeciwieństwie do większości jego poprzednich książek literaturoznawczych i innych opracowań stricte uniwersyteckich (jak np. trzytomowa Historia literatury japońskiej, Cywilizacja Japonii współczesnej czy Japońskie narracje. Studia o pisarzach współczesnych) – w niczym im nie ustępują pod względem walorów poznawczych. Ba, można śmiało powiedzieć, że nawet dodają specyficznie atrakcyjnego dodatkowego smaku obecnym tutaj tym nowym czytelniczym „japońskim potrawom”. Przyrządzanym teraz niejako w nowym pisarsko kształcie przez autora owym wcześniejszym jego tzw. solidnym uniwersyteckim pracom japonistycznym.
Toteż warto i pod tym kątem czytać te księgi Mikołaja Melanowicza, bo mimo wszystkich odmienności stosowanych środków wyrazu, pozostaje on zawsze sobą. Jest w nich bowiem – artykułowane teraz bezpośrednio i wprost – to samo w gruncie rzeczy pragnienie dotarcia do istoty, sedna odrębności japońskiej historii wraz z fundującą jej fascynującą świat tradycyjną społecznie niepowtarzalną obyczajowością, mentalnością, sztuką i literaturą piękną. Towarzyszy mu bowiem chęć bardziej osobistego spojrzenia na owe elementy spójności i siły jej trwałości oraz nadal aktualnej mocy oddziaływania wewnętrznego i zewnętrznego. Służą temu liczne próby dotarcia do owej znamiennej tutaj, swoistej „trwałości i zmienności”; tak zawsze, mimo nieuchronnych korekt, zależnych od czasu i oddziaływania, wpływów kolejnych epok i ich głównych idei, do zarazem charakterystycznej mocy dawnych znaków i symboli kulturowych. Do poszukiwania ich znaczenia, dzisiejszego miejsca, roli i wpływów na powstającą współczesną rzeczywistość społeczną oraz na rodzące się nowe artystyczne wyzwania i idee czy osobiste indywidualne przekonania i poglądy wielkich twórców w burzliwych dziejach tego wyspiarskiego kraju, tak znaczącego – także artystycznie – szczególnie w ostatnich kilku stuleciach dla reszty świata, gdy po otwarciu się Japonii na świat rodziła się moda na „japońszczyznę” w sztuce nie tylko europejskiej.
Mikołaj Melanowicz należy do grona tych badaczy literatury, którzy szczęśliwie łączą racjonalnie socjologiczny punkt widzenia na sprawy kultury i sztuki z docenianiem ich autotelicznych wartości artystycznych. Którzy dominującego obiektywnego metodologicznie historycyzmu nie redukują przy tym do funkcji czysto zdobniczych. Oto interesują go na przykład zarówno wielkie problemy ekonomiczne, konflikty społeczne i ludzkie dramaty ukazywane w literaturze różnych okresów japońskiej „ustawicznej” modernizacji kraju pod wpływem otwierania się kraju na świat w wieku XX. oraz we wcześniejszych epokach, jak i jednocześnie „przemiany zachodzące w japońskim języku literackim wzorowanym na mówionym języku, rozwijającym się dotąd odrębnie od języka piśmiennictwa”. A równocześnie mocno pociągają go owe stałe i odwieczne, czysto „symboliczne” pierwiastki, obecne w życiu mieszkańców kraju „kwitnącej wiśni”, które przywołuje między innymi tutaj za jednym z wybitnych – i ważnych osobiście także i dla niego samego – poetów japońskich okresu modernizmu i symbolizmu – Hagiwary Sakutaro, który pisał był tak: „Symboliczne życie Japończyka reprezentuje sosna, bambus, śliwa, żółw i święty szczyt Fuji. Czcijcie więc nasze drogocenne symbole, zdobione szczerym złotem – one bowiem reprezentują nasz narodowy charakter. Chylcie czoła przed ich nieporównywalną jasnością”.
Literatura japońska jest u nas dobrze obecnie znana i popularna, acz początki tego zainteresowania sięgają dopiero czasów Młodej Polski, której wielu przedstawicieli fascynowało się modną wtedy filozofią, estetyką, wielce oryginalną sztuką teatru, grafiką pochodzącą z Dalekiego Wschodu. Znajomość języka japońskiego była czymś rzadkim, korzystano wówczas głównie (m.in. poeci Zenon Przesmycki, Antoni Lange) z pośrednictwa języków europejskich. Jednak motywy japońskie w prozie polskiej pojawiały się czasami, zapewne też pod wpływem wojny rosyjsko-japońskiej, w prozie Wacława Sieroszewskiego (Miłość samuraja), Władysława Umińskiego (W krainie wschodzącego słońca), a także Władysława Reymonta (bajka Komurasaki) czy nawet Stefana Żeromskiego (w Śnie o szpadzie)! Na poważniejszą znajomość literatury japońskiej czytelnik polski musiał czekać do drugiej połowy lat 50. XX w., a prawdę mówiąc, niemal do czasów przyznania nagrody Nobla w 1968 roku prozaikowi Yasunari Kawabacie i potem innym znakomitym i wyróżnianym, poza Noblem, wieloma innymi światowymi nagrodami literackimi przyznawanymi głośnym pisarzom tego kraju oraz… tłumackiego debiutu Mikołaja Melanowicza, który miał miejsce w roku 1963 (powieść Kappy Ryūnosuke Akutagawy) i torował u nas drogę wielu innym polskim tłumaczom literatury japońskiej, jak i innym licznym potem jego przekładom prozy, takich autorów jak Akutagawa, Sōseki Natsume, Jun’ichirō Tanizaki, Kenzaburō Ōe, Kōbō Abe, Shūsaku Endō czy Sakyō Komatsu… Przyczyniały się tutaj także liczne publikacje i rozprawy krytycznoliterackie Melanowicza jak, poza już wspominanymi, prace monograficzno-literackie, takie jak Tanizaki Jun’ichiro a krąg japońskiej tradycji rodzimej (1976), Tanizaki – japoński most snów (1994), Japońskie narracje – studia o pisarzach współczesnych (2004) czy też praca świadcząca o szerokości autorskich zainteresowań kulturowych, czyli Japoński dramat telewizyjny (2009).
I w tym miejscu trzeba wrócić do zawartości przywoływanych tu obu ksiąg Japońskich fascynacji Mikołaja Melanowicza, by przypomnieć z naciskiem, że autor nie zamyka się w tematycznie ścisłym tylko kręgu swych czysto literackich czy naukowych – rzeczywiście nadrzędnych – zainteresowań. Oto bowiem jej czytelnik ma znakomitą okazję do spotkania się z kimś, kto w ciągu tych paru już dziesiątków lat lektur, podróży i spotkań z Japonią, jej historią i teraźniejszością, z jej twórcami rozmaitych dziedzin sztuki zebrał potężny materiał obserwacji i wiedzy, i który umie się nimi w tak interesujący sposób podzielić. Patrz na przykład rozdziały – Spotkania ze sztuką i teatrem Japonii, Film: Kurosawa, Oshima i tajniki Wschodu czy Spotkania na Hokkaido, w Tokio i Kioto…
W sumie prawdziwe silva rerum. Zbiór złożony z rozmaitych tematycznie i problemowo tekstów pochodzących z czasów minionego półwiecza działalności krytycznoliterackiej i publicystycznej autora. Spaja je w jednorodną i barwną całość owa tytułowa fascynacja sprawiająca, że powstało dzieło imponujące skalą i rozmiarami wartości czysto poznawczych, jak osobistą bardzo tonacją autorskiego zaangażowania. Zaskakujące pod wieloma względami dzieło – potężna suma doświadczeń, dociekliwości i wiedzy autora z czasów, gdy często tam bywał jako stypendysta, ale i wykładowca uniwersytecki. Dzieło ze wszech miar godne naszego czytelniczego zainteresowania i uwagi. Znajdą tu coś dla siebie ludzie literatury, ale i teatru, filmu, sztuk plastycznych, miłośnicy historii (m.in. stosunków i kontaktów polsko-japońskich – np. rozdział Święto Ajnów), a nawet i spragnieni wiedzy aktualnej naocznego świadka zwolennicy dalekich egzotycznych podróży (Kōhaku uta gassen – pożegnanie roku 2016 w Japonii). I wszystko to w pierwszorzędnym wydaniu – bo z pierwszej ręki pochodzące!
Mnie, na przykład, poza mało znanymi faktami z życia i twórczości wielu tłumaczonych w Polsce współczesnych pisarzy japońskich (jak rozdział pt. Dominacja kobiet w najnowszej literaturze japońskiej czy Haruki Murakami i japońskie fascynacje Joanny Bator), zainteresowało między innymi także bardzo spojrzenie autora na przyczyny i przejawy popularności Chopina w Japonii czy omówienie wielkiej powieści o Chopinie pióra Hirano Keiichiro. Czytajmy zatem…