logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński
Proxi-kandydaci

Ani Donald Tusk, ani Jarosław Kaczyński, dwaj politycy, którzy od dziesięcioleci zawłaszczają polską scenę polityczną, nie zdecydowali się na start w wyborach prezydenckich. Podobnie jak W.Kosiniak-Kamysz i W.Czarzasty. Można oczywiście psychologizować, spekulując, że wszystkich ich (poza szefem Lewicy) obciąża psychologiczna trauma, wywołana bolesną porażką podczas wcześniejszych prób objęcia najbardziej prestiżowego politycznie stanowiska w państwie. Właściwsza byłaby jednak teza, że po zakończeniu kadencji A.Kwaśniewskiego od 2005 roku postępuje w Polsce deprecjacja instytucji prezydentury: w czasie, kiedy rząd i prezydent wywodzą się z tego samego obozu, prezydent staje się właściwie zbędnym ornamentem, a w okresach cohabitation – prezydent przekształca się w irytujący hamulec działań rządu.

Na takie postrzeganie instytucji prezydenta ma zarówno wpływ sposób sprawowania tej funkcji przez poszczególnych polityków, ich przygotowanie i osobowość (ani L. Kaczyński, ani B. Komorowski,  a już zwłaszcza A. Duda nie byli silnymi, charyzmatycznymi przywódcami, lecz bardziej lojalnymi wysłannikami swoich partii do Pałacu), jak również świadome ograniczanie roli prezydenta przez rządzące partie i ich liderów. Szczególnie dewastujące dla autorytetu prezydenta były lata 2015-2023, podczas których uległy i niesamodzielny prezydent A. Duda został faktycznie zredukowany przez J.Kaczyńskiego i jego partię do roli „strażnika żyrandola w pałacu”. Dewaluacja znaczenia prezydenta była nie tyle wyrazem osobistej niechęci lidera PiS do w sumie przypadkowego lokatora pałacu przy Krakowskim Przedmieściu, ale wpisywała się w ogólną filozofię sprawowania władzy przez PiS, polegającej na koncentracji władzy w rękach kierownictwa partii (przede wszystkim – jej przywódcy) kosztem osłabienia wszystkich konstytucyjnych instytucji państwa.

W parlamentarno-gabinetowym systemie politycznym III RP, ustanowionym przez Konstytucję 1997 roku, prezydent wprawdzie nie sprawuje realnej władzy (nieprzypadkowo, rozdział „Prezydent” jest poprzedzony przez rozdział opisujący funkcjonowanie parlamentu), lecz pełni bardzo istotną rolę jako „najwyższy przedstawiciel” Rzeczypospolitej „i gwarant ciągłości władzy państwowej”. Ważne są w szczególności uprawnienia prezydenta w sferze obronności, bezpieczeństwa i, częściowo, polityki zagranicznej. Jednakże po to, aby w realnie toczącej się grze politycznej prezydent mógł umiejętnie i eufunkcjonalnie je egzekwować, niezbędne jest, aby osoba zajmująca najwyższe stanowisko w państwie posiadała odpowiednie cechy wolicjonalne oraz kompetencje i doświadczenie. Nie jest sprawą przypadku, że za najwybitniejszego prezydenta III RP większość Polaków uznaje Aleksandra Kwaśniewskiego, polityka, który – nim objął stanowisko głowy państwa – stał na czele dużej partii politycznej, doprowadził ją do zwycięstwa wyborczego, umiał skonstruować rząd koalicyjny, był ojcem Konstytucji 1997 r., a ponadto chciał i potrafił współpracować ze wszystkimi siłami politycznymi.

Żaden z 42 kandydatów, którzy chcą ubiegać się o urząd prezydenta, nie może wykazać się porównywalnym dorobkiem. Desygnowany przez największą się opozycyjną K.Nawrocki może być wdzięcznym tematem memów, ale trudno go sobie wyobrazić jako przywódcę 40-milionowego państwa w centrum Europy w czasach tektonicznych przemian geopolitycznych. Amator piwa i profaszystowskich haseł („Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej”) na stanowisku prezydenta byłby dramatem dla Polski. R.Trzaskowski, jako że ma doświadczenie ministerialne i jako prezydent stolicy, pozostaje najmniejszą niewiadomą; najprawdopodobniej będzie to powtórka prezydentury B.Komorowskiego, ale w mniej sarmackim, bardziej nowoczesnym wydaniu.  Udział w wyścigu wszystkich pozostałych kandydatów służy już to zaspokojeniu ich miłości własnej, już to przyszłym planom budowania przez nich własnych ugrupowań politycznych; a zatem – nie prezydentura jest ich realnym celem.

Jeśli tak, to – biorąc także pod uwagę kształtującą się od dwóch dziesięcioleci praktykę roli prezydenta – zbędne wydaje się przeprowadzanie kosztownych wyborów prezydenckich. Prostszy, bardziej celowy i lepiej odpowiadający ustrojowi III RP byłby wybór prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe.

Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.