logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński
Aborcja na wieczne nigdy?

Temat aborcji na Wiejskiej stanął na ostrzu noża nie tylko wskutek przegranego głosowania ustawy depenalizującej pomocnictwo. Chodzi o coś znacznie poważniejszego – mianowicie o kompletny brak koalicyjnego porozumienia w obozie 15 października, jak tę sprawę pragmatycznie na Wiejskiej przeprowadzić, aby zaspokoić słuszne oczekiwania kobiet.

Depenalizacja pomocnictwa miała być pierwszym krokiem w dobrym kierunku, ale została odrzucona i obecnie trwają rozliczenia tej klęski. Premier Tusk uruchomił nawet mechanizmy partyjnej eliminacji, zresztą w powszechnej opinii dość ślepe: jednych, jak mec. Giertycha oszczędzające, a innych, jak wiceministra Sługockiego, eliminujące. Nie jest to jednak miękka gra. Tusk chce pokazać swoją sprawczość w tym bardzo niewygodnym temacie. A jednocześnie zdejmuje go z agendy ogłaszając, że w tym Sejmie nie ma większości dla tego typu postulatów.

Oznacza to innymi słowy, że rozpoznanie bojem nie rokuje dobrze ofensywie aborcyjnej i trzeba ponownie zebrać siły i argumenty – a najlepiej dać sobie spokój. Tusk ma przy tym o tyle rację, że paromiesięczny jeszcze lokator pałacu na Krakowskim Przedmieściu nie podpisze żadnej tego typu. Jedyne, co ewentualnie może mu się spodobać, to zapowiedziane przez Władysława Kosiniaka-Kamysza ostrożne zmierzenie się z tematem w postaci przywrócenia tzw. kompromisu aborcyjnego i przeprowadzenie ogólnonarodowego referendum. Czyli podejście etapowe, które lansuje lider ludowców, narażając się na ciosy ze strony Lewicy i p. Lempart ze Strajku Kobiet. W efekcie stał się wręcz symbolem zdrady i hipokryzji, choć na demonstracji przed Sejmem krytyczki nie były zbyt precyzyjne, by określić jej zakres. Cokolwiek by bowiem powiedzieć o Kosiniaku-Kamyszu, to został przy swoim znanym stanowisku, a swoim posłom w klubie parlamentarnym dał wolną rękę w sprawach światopoglądowych, zgodnie zresztą z wiekową, piękną tradycją ruchu ludowego. I odniosło to ten skutek, że członkinie klubu parlamentarnego zagłosowały za ustawą depenalizującą, mężczyźni przeciw. Bilans w PSL nie jest więc tak jednoznacznie negatywny, jak tego chcą hasła Strajku Kobiet domagające się dymisji wicepremiera, czy złośliwe przycinki Lewicy. Świadczą też o tym wypowiedzi wielu członków klubu po głosowaniu, jak pos. Teofila Bartoszewskiego, który widzi możliwość wyjścia naprzeciw sprawie aborcji, po opadnięciu emocji. Ich wyrazem była kilkusetosobowa manifestacja Strajku Kobiet przed Sejmem, w dodatku ledwie godzinna. Widziano te same twarze i odnotowano podobny co zwykle poziom haseł i emocji, który zresztą miał swój rewers w postaci grupki Kai Godek i jej zwolenników, ulokowanych nieopodal manify Strajku Kobiet.

I tak to na dzisiaj wygląda – raczej bez szans, aby na poważnie wziąć się za legislację i ucieranie niezbędnego kompromisu. Nawet Lewica chce do tego wrócić po wakacjach, lansując ten sam depenalizacyjny projekt. Gdyby zaś na poważnie rozważyć dalsze kroki, to po pierwsze należałoby uniknąć ideologizacji problemu, choć to zapewne nie jest teraz możliwe. To znaczy uznać na gruncie legalizmu, że orzeczenie TK p. Przyłębskiej jest z gruntu wadliwe i w pierwszym kroku powrócić do tego co było. Zgoda, dla wielu osób (w tym dla piszącego te słowa) byłoby to zdecydowanie za mało, ale jakiś krok zostałby uczyniony. Byłoby to też ważne ze względu na umiarkowane w tych sprawach stanowisko niektórych polityków PiS, którzy przyznawali, że zaostrzenie było błędem i należałoby powrócić do tzw. kompromisu.

Drugim krokiem mogłoby być przemyślenie zakresu ew. liberalizacji, wzorem choćby Irlandii, aby nie nadwyrężać różnych racji, a nawet pokusić się o zgodę tzw. milczącej większości. Dla której sprawa nie jest przedmiotem sporu ideologicznego, ale wchodzi w zakres zdrowia publicznego czy wręcz uprawnienia do legalnego skorzystania z prawem przypisanych procedur medycznych. Ważna by tu była wolna wola, skorzystanie z pomocy psychologicznej, o ile zajdzie taka potrzeba i świadoma decyzja samej zainteresowanej.

Krokiem trzecim mogłoby być ujęcie tego w ramy demokracji bezpośredniej – zapytanie ludzi o zakres zmian; a na samym końcu sprawne przeprowadzenie legislacji. Jest niemal pewne, że wyczerpanie tej drogi zajmie całe lata, ale dałoby zielone światło zmianom, których dziś przyspieszyć nie można.

Można za to oddać tę sprawę w pacht diabłu sporów ideologicznych. Być może niektórym o to chodzi, ale to nie zbliża Polski do osiągnięcia historycznego kompromisu.

Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.