Rosja non grata
22 października minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poinformował, że wycofał zgodę na funkcjonowanie konsulatu generalnego Federacji Rosyjskiej w Poznaniu, a rosyjscy konsulowie w tym mieście zostali uznani za personae non gratae i mają opuścić Polskę do końca listopada. Sikorski uzasadnił decyzję wojną hybrydową, jaką Rosja prowadzi przeciwko Polsce, w szczególności próbą dywersji, podjętą we Wrocławiu przez Ukraińca zwerbowanego przez służby rosyjskie.
Szef polskiej dyplomacji wyliczył wrogie wobec Polski działania Rosji: „agresja informacyjna, ataki cybernetyczne, destabilizacja granicy polsko-białoruskiej oraz akty dywersji”. Próba podpalenia fabryki we Wrocławiu, a także inne akty sabotażu planowane przez rosyjskich dywersantów, o których — należy rozumieć — dowiedziały się polskie służby, Sikorski uznał za przekroczenie przez Rosję czerwonej linii. Co wymagało jednoznacznej i zdecydowanej odpowiedzi strony polskiej.
Jest oczywiste, że terytorium Polski, które stało się zapleczem logistycznym dla walczącej Ukrainy, stanowi obszar szczególnego zainteresowania i penetracji rosyjskich służb wywiadowczych. Bardzo wątpliwe, aby przy współczesnych możliwościach technicznych i przy należytej pracy polskiego kontrwywiadu placówki dyplomatyczne Rosji koordynowały poczynania rosyjskich agentów i dywersantów. Jednakże przynajmniej teoretycznie, mogą one pełnić określoną funkcję wspomagającą.
Dlatego rosyjski konsulat w Poznaniu nie został wybrany przypadkowo. Konsulat generalny Federacji Rosyjskiej w Poznaniu obejmuje swoją właściwością terytorialną województwa – wielkopolskie, lubuskie, opolskie i dolnośląskie. Tak się składa, że na terytorium tych województw rozmieszczonych jest sześć baz wojennych USA, spośród ośmiu istniejących w Polsce.
Decyzja o zamknięciu konsulatu Rosji została podjęta w określonym kontekście polityki wewnętrznej. Ambitny Sikorski walczy o nominację swojej partii na kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Na tle Trzaskowskiego, który postrzegany jest jako polityk koncyliacyjny, bliższy liberalnemu, lewicowemu nurtowi w KO, Sikorski pragnie się pozycjonować jako szeryf z wielkim coltem, dobry na czas zagrożeń dla bezpieczeństwa, konserwatysta. Stąd twardy język szefa dyplomacji, jego szczególnie ostatnio ożywiona aktywność medialna i niektóre decyzje. Zamknięcie konsulatu Rosji i wydalenie rosyjskich dyplomatów doskonale mieści się w tym spektrum działań.
Zamknięcie placówki dyplomatycznej i uznanie dyplomatów za gości niepożądanych są w języku dyplomacji działaniami ekstremalnymi i oznaczają zazwyczaj krytyczne pogorszenie stosunków wzajemnych. Wprawdzie rolą dyplomacji jest pozostawianie w każdych warunkach otwartych kanałów kontaktów i dialogu, jednak nie wydaje się, aby stosunki polsko-rosyjskie można było jeszcze pogorszyć. Zawsze wahały się one od otwartej wrogości do, w najlepszych czasach, głębokiej wzajemnej nieufności. A od czasu pierwszej agresji Rosji przeciwko Ukrainie w 2014 r. uległy degradacji do zimnej wojny z elementami wojny hybrydowej.
Rosja zapowiedziała „bolesną odpowiedź” na decyzję Polski z 22 października. Rosjanie z zasady ripostują symetrycznie. Zatem, jeśli strona polska zamknęła rosyjski konsulat w Poznaniu i wydaliła pięciu dyplomatów oraz pięciu pracowników, należy oczekiwać zamknięcia jednego z trzech polskich konsulatów – w Królewcu, Petersburgu lub Irkucku oraz wydalenia co najmniej pięciu polskich dyplomatów. Najprawdopodobniej Rosjanie zamkną konsulat Polski w Królewcu, który i tak pozostawał ostatnio praktycznie bezczynny. Gorzej, jeśli sankcje dotkną konsulat w Petersburgu, gdyż jego zamknięcie mogłoby oznaczać utratę przez Polskę budynku, o którego użytkowanie od trzydziestu lat trwa spór. Desperacko można dodać, że nawet wówczas będziemy mogli zareagować, jako że Rosji pozostały konsulaty w Gdańsku i Krakowie.