logo3
logo2
logo1

"Ufajmy znawcom, nie ufajmy wyznawcom"
Tadeusz Kotarbiński

Parę refleksji o podstawie programowej. Uwagi do niedokonanej reformy

Jerzy PAPUGA | 23 września 2024
Grafika: AI

Mamy otóż nowy rok szkolny i nietrudno zauważyć, że sporo musiało się zmienić, żeby generalnie… zostało po staremu. Chodzi o podstawę programową, odchudzoną o jakieś 20 procent. No i o lekcje religii, na które nie ma zbyt wielu chętnych, więc trzeba będzie łączyć klasy i roczniki albo przenieść lekcje do salek przykościelnych. Co z gruntu nie podoba się hierarchii kościelnej i zapewne tzw. Trybunałowi Konstytucyjnemu, do którego wniosek w imieniu Episkopatu wniosła I prezes Sądu Najwyższego.

Liberalna tym razem reforma polskiej edukacji, zawsze hucznie (i z odpowiednim wektorem ideowym…) zapowiadana przez każdego, komu wpadł do ręki ten kawałek tortu, odbędzie się dopiero za rok. A i to wątpliwe, bo jeśli czegoś nie przeprowadzono od razu, to później nabiera ono zupełnie innych, niż pierwotnie, kształtów. Nie ma przy tym co znęcać się nad minister edukacji i jej ekipą. Barbara Nowacka robiła co mogła, aby np. wpisać się w obecny modernizacyjny trend zdejmowania obowiązków z uczniów. Ale sukces jej zabiegów jest co najwyżej połowiczny.

Mamy bowiem swoisty pół-stan, który nie zadowala nikogo – ani tradycjonalistów, ani modernistów – z tendencją do utrwalania się poglądu, że w edukacji będzie i trochę po staremu, i nawet troszeczkę po nowemu. Tylko najbardziej wytrwałym chce się grzebać w szczegółach ministerialnych decyzji, opublikowanych zresztą w czerwcowych rozporządzeniach ministerialnych, a to potężna lektura, przez którą dane pewne będzie przejść tylko specjalistom. Innym pozostaje odwołanie się do swoich osobistych doświadczeń. Co czynią nader często, skoro usunięcie niektórych tytułów z listy lektur szkolnych tak boli, że obwołane zostało „ciosem w samo serce nadwiślańskiego Polaka”.

Odwołując się więc do własnych doświadczeń, od razu powiem, że spór o (tak czy inaczej rozumianą) podstawę programową toczy się od zarania edukacji. Toczył się też w połowie lat 70. ubiegłego wieku, kiedy chodziłem do LO im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Giżycku. Tyle, że dziś jest jawny i głośny, a ponadto podszyty filiacjami ideowo-politycznymi. Wtedy zaś zasadniczym dylematem było, co mówić, a czego nie mówić na lekcjach np. historii czy języka polskiego. Bazować na Barwach walki Mieczysława Moczara czy Pamiętniku z Powstania Warszawskiego Mirona Białoszewskiego?

Nie ma bowiem takiej podstawy programowej, która satysfakcjonowałaby wszystkich. A wiem to także ze współczesnych dyskusji i „nocnych Polaków rozmów” z koleżankami – nauczycielkami języka polskiego, historii, matematyki czy… HiT-u (dawniej WOS-u). Tworzą one (i oni) masę zwykłych nauczycieli, którzy wykonują swój zawód najlepiej jak umieją, nie bez małych zresztą osobistych sukcesów. Ale może to właśnie było i jest siłą polskiej edukacji, że tu i ówdzie byli i są nauczyciele, którym nie przeszkadza cenzura, kurator, ministerialna podstawa programowa, dąsy biskupa czy opór pokoju nauczycielskiego. Miałem to durne szczęście, że w swoim elitarnym (bo jedynym wtedy w mieście) liceum trafiłem na kapitalnych nauczycieli. Nawet wuefistów, którzy np. znaleźli parę godzin, by na swoich lekcjach uczyć nas tańca towarzyskiego. Takich, którzy po prostu przy tablicy czy na boisku robili swoje. Mimo że na radach pedagogicznych czy zebraniach partyjnych odgrywali oficjalne rytuały i realizowali edukacyjną politykę ówczesnych komunistycznych władz. Nawet Katyń omawialiśmy na lekcjach historii, choć jedynie z takiego punktu widzenia, który nam (i tylko nam) kazał być dociekliwymi w tej kwestii. Na lekcjach polskiego uczyliśmy się Norwida, Staffa, Tuwima czy Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z płyt Czesława Niemena, Ewy Demarczyk i Marka Grechuty. Współczesnych dramaturgów oglądaliśmy zaś w przedpołudniowym programie edukacyjnym TVP – zawsze ze wstępem prof. Stefana Treugutta.

Ktoś może się obruszyć, że to jednak czas przeszły dokonany, równy dinozaurom, ale akurat moją klasę takie zabiegi zaprowadziły bardzo wysoko. Mimo, że nie było internetu, komórek, kalkulator stanowił rzadkość, a biblioteka szkolna była wyposażona tylko w zatwierdzone lektury. Podstawą ówczesnej edukacji było co innego. Mianowicie rozbudzenie ciekawości, rzucenie na głęboką wodę interpretacji i sporów – a przynajmniej mnie się to zdarzyło. Sam musiałem rozwikłać dylematy. Pomagała w tym obficie także lektura drugiego obiegu, mimo że jako uczeń i potem student stałem po stronie takiej Polski, jaka wówczas była.

Jakże świetnie było czytać Lalkę Bolesława Prusa poprzez pryzmat Alfabetu moich wspomnień Antoniego Słonimskiego, z którego mój nauczyciel polskiego cytował stosowne fragmenty odnoszące się do Prusa i jego dzieła. By po tragicznej śmierci poety zrobić specjalną lekcję poświęconą panu Antoniemu i jego utworom, a nie był on – jak wiadomo – pupilem ówczesnej władzy. Nawet Broniewskiego czytało się inaczej niż zwykle – w jakiejś dalekiej parareli do Kochanowskiego, któremu los też odebrał dziecko. Mimo tego, że ówczesna podstawa programowa przewidywała tylko wiersze rewolucyjne i patriotyczne dwukrotnego kawalera orderu Virtuti Militari i sekretarza Wiadomości Literackich. Nie wspominając o całym Gałczyńskim i fenomenie „Przekroju”, Piwnicy pod Baranami, Młynarskiego, Przybory i Wasowskiego czy Agnieszki Osieckiej. Naprawdę – my jako uczniowie to mieliśmy nawet zapewnione (słabej jakości) bezdebitowe nagrania Salonu Niezależnych, które młody wuefista dawał nam do przesłuchania.

Chcę przez to wszystko powiedzieć i potwierdzają to moje rozmówczynie, że żadna podstawa programowa – czy Nowackiej, czy Czarnkowa, lewicowo-liberalna czy konserwatywna – nie ma najmniejszych szans w starciu z zaangażowanym nauczycielem, który po prostu postanowił dać młodemu człowiekowi pieczęć na całe życie. Podobnie jest, o dziwo, w matematyce, która jest jak wiadomo kulą u nogi każdego ucznia (z pewnymi na szczęście wyjątkami).

Opowiadała mi pewna świetna nauczycielka matematyki z Ostrowca Świętokrzyskiego (jej imię i nazwisko znane autorowi), jak trafił jej się „samorodek matematyczny”, którego nigdy by o to nie podejrzewała, i to ze świętokrzyskiej wsi. Człek jak burza przebiegł program szkoły średniej i trzeba go było zaopatrzyć w coś ponadprogramowego, czemu się chętnie oddawał, przynosząc pani od matematyki zadania i problemy z zakresu uniwersyteckiego. Inni natomiast ledwo dyszeli na lekcjach matmy. A to ni mniej, ni więcej może oznaczać, że podstawa programowa zawsze musi być uśrednieniem poziomów. Ale przecież nie równaniem w dół!

Może oburzać ochota niektórych członków kierownictwa MEN do obcinania z literackiej podstawy programowej tekstów Jeremiego Przybory czy Agnieszki Osieckiej (a gdyby tak na nich uczyć podstaw logiki na przykład, albo geometrii wykreślnej…?), ale ostatecznie to nauczyciel w dialogu z młodzieżą zdecyduje, czy raper Mata lub dokonania Roberta Brylewskiego są tu ważniejsze.

W ogóle widziałbym to zagadnienie jak najszerzej i nie odmawiał młodym ludziom niczego, co stanowiłoby kotwicę w ich życiu: literatury, ekologii, sportu, matematyki, robienia modeli latających, kolarstwa czy poezji śpiewanej… Niechby tylko jako alternatywy od zła tego świata – narkotyków, przemocy, konsumpcjonizmu, egoizmu. Ale rozumiem też wymóg ministerialny, który wychodzi z założenia, że ludzie – aby poruszać się po świecie – muszą mieć jakąś niezbywalną podstawę ze wszystkiego, a to przekazać im w młodym wieku wypada. Internet przecież nie zastąpi nam głowy i rozumu, chyba że zrobi to IA, która już szykowana jest do tego, by ustanawiać swoje podstawy programowe. I to dopiero będzie edukacyjne wyzwanie na miarę XXI wieku!

Artykuł ukazał się w numerze 5/2024 „Res Humana”, wrzesień-październik 2024 r.

TAGI

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE ARTYKUŁY

  • ZAPRASZAMY TEŻ DO PISANIA!

    Napisz własny krótki komentarz, tekst na stronę internetową lub dłuższy artykuł
    Ta strona internetowa przechowuje dane, takie jak pliki cookie, wyłącznie w celu umożliwienia dostępu do witryny i zapewnienia jej podstawowych funkcji. Nie wykorzystujemy Państwa danych w celach marketingowych, nie przekazujemy ich podmiotom trzecim w celach marketingowych i nie wykonujemy profilowania użytkowników. W każdej chwili możesz zmienić swoje ustawienia przeglądarki lub zaakceptować ustawienia domyślne.