Dlaczego młodzi ludzie nie czytają?
Dyskusja z uczniami klasy IV Technikum Architektoniczno-Budowlanego im. Stanisława Noakowskiego w Warszawie: Michaliną ĆWIKOWSKĄ, Julią GIZĄ, Dawidem ŚLIWĄ, Jakubem WRÓBLEM, oraz ich nauczycielem dr. Łukaszem TUPACZEM. Rozmowę poprowadzili Robert SMOLEŃ i Andrzej ŻOR.
Robert Smoleń: Wiem, że Państwo są młodymi, a przy tym bardzo – powiedziałbym – wyrafinowanymi czytelnikami książek, przede wszystkim literatury pięknej. Spróbujmy wspólnie poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego Państwa rówieśnicy nie czytają. A może czytają, ale nie to co starsi próbują im podsuwać? Albo coś zupełnie innego, co nie mieści się w tradycyjnie rozumianych gatunkach? Ostatecznie skoro Bob Dylan dostał literacką Nagrodę Nobla, to może nie powinniśmy zamykać się w starych schematach…
Łukasz Tupacz: Kwestią metodyki i dydaktyki literatury zajmuję się zawodowo. Nie tylko jako nauczyciel w technikum i liceum ogólnokształcącym, ale też naukowo, ponieważ jestem wykładowcą dydaktyki i metodyki nauczania literatury i języka polskiego na WNH UKSW. Powodów tego, że uczniowie nie czytają pozycji poleconych w tabelach, które znajdują się w podstawie programowej, jest kilka. Kluczowy jest ten, że rozumieją tę listę po prostu jako bazę do egzaminu maturalnego. Te tytuły i ci autorzy kojarzą im się z sytuacją egzaminacyjną, z przymusem – a nie z życiem. To ich zniechęca. Drugi powód – to ten, że niektóre teksty z perspektywy współczesnego ucznia, funkcjonującego w zglobalizowanym świecie, są trochę archaiczne, obce. Często też nauczyciele podczas omawiania poszczególnych pozycji uderzają w utarte schematy, a uczniowie ten schemat wyczuwają.
Michalina Ćwikowska: Dużo zależy od tego, jakie podejście do czytania mają rodzice. U mnie w domu zawsze dużo się czytało, tata dużo czytał, zawsze literatura była obecna. Dlatego jestem mocno zanurzona nie tylko w ten kanon lektur. Jedną z moich ulubionych epok literackich jest pozytywizm, więc eksploruję twórczość m.in. Bolesława Prusa. Sięgam też po dzieła klasyki europejskiej, na przykład po Braci Karamazow i inne utwory literatury rosyjskiej.
Druga rzecz, która – myślę – wpływa na tę niechęć do czytania, to promowany przez media społecznościowe wzorzec nastoletniej osobowości. Treści na TikToku czy innych platformach raczej nie kreślą obrazu nastolatka jako osoby wyedukowanej w zakresie literackim, tylko skupiają się na zupełnie innych wartościach.
Julia Giza: Tak, to jest prawda. Kiedy wśród moich znajomych, którzy nie czytają, mówię, że udało mi się przeczytać to i to, oni nie do końca wiedzą, o czym mówię. I nie chcą się dowiadywać, ponieważ to nie jest wizerunek, z jakim chcą się kojarzyć. Wszyscy chcą być cool. A to nie idzie w parze z książką. Moim zdaniem to jest błędne. Dowiadywanie się czegoś poza lekcją, z książek, jest frajdą. Też jest mi bliska literatura rosyjska, często z Michaliną i jeszcze kilkoma innymi koleżankami o niej rozmawiamy, ten temat przewija się przez nasze przez nasze rozmowy. Więc naprawdę da się wkręcić w książki. Ale zachęcenie rówieśników do czytania jest bardzo trudnym zadaniem.
Łukasz Tupacz: To jest dla mnie swego rodzaju odkrycie. W jednym z rozdziałów swojego doktoratu pisałem o czytelnictwie w dwudziestoleciu międzywojennym. Wtedy istniał dość stabilny kanon teksów. Jeżeli ktoś wychodził ze szkoły średniej, czy to gimnazjum wyższego czy późniejszego liceum, powinien być wyposażony w pewien bagaż tekstów, stanowiących wspólny kod kulturowy Polaków, Europejczyków. Teraz – jak się przysłuchuję – to się zdezawuowało.
Dawid Śliwa: Kreuje nam się tutaj podział na ludzi, którzy nie czytają wcale, i ludzi, którzy czytają, ale nie to, co jest proponowane przez szkołę, przez system edukacji. Może to też wynikać z nienajlepszych doświadczeń z czytelnictwem ze szkoły, z najmłodszych lat. Mogły one trwale zniechęcić do czytania. Tymczasem trzeba po prostu znaleźć swój gatunek – taki, który nas zainteresuje. Nie wszyscy chcą też sięgać po utwory proponowane przez nasz system edukacji, ponieważ jednocześnie narzuca nam się, jak te utwory, zwłaszcza poezja, mają być interpretowane. Przez to czujemy się ograniczani. A młodzi ludzie raczej kojarzą się z takimi trochę buntownikami, którzy mają swój sposób myślenia, chcieliby podchodzić do świata na swój sposób.
Michalina Ćwikowska: Jeszcze innym powodem spadku zainteresowania książką jest pojawienie się powszechnego dostępu do internetu. Wcześniej książka była sposobem na przeniesienie się w jakiś inny świat w wyobraźni. Teraz, żeby się zrelaksować, odciąć się, nie musimy wcale sięgać po książkę, spędzić przy niej kilku godzin, dać się pochłonąć i wyobrażać sobie różne rzeczy. Po prostu bierzemy telefon. Spędzamy przy nim pewnie tyle samo czasu, co spędzilibyśmy nad książką, ale wymaga to o wiele mniej fatygi. Ale to czytanie bardzo nas rozwija. Co prawda sporo osób mówi, że wszystko zależy od tego, jak sobie ktoś ułoży algorytm, że nawet z TikToka można się czegoś nauczyć. Ja jednak jestem zwolenniczką tradycyjnych sposobów. Jeśli chcę rozwinąć jakiś temat, to idę w stronę książek. Także dlatego, że nie wszystko, co się znajduje w internecie jest prawdą. A jak już ktoś napisał książkę, ktoś tę książkę sprawdził, została ona wydana – to myślę, że jest ona zweryfikowanym źródłem informacji.
Jakub Wróbel: Ja oddzielam czytelnictwo szkolne od tego swojego, dla frajdy. Szkoła jest jednym wielkim schematem. Nauczyciele mają schematy nauczania o lekturach. Dzięki mojemu nauczycielowi polskiego [ogólny śmiech] wiem, jak się przygotować do matury. Mam już bazę lektur, na maturze po prostu będę wiedział, do czego się odwołać, nie będę musiał szukać. Dobrze jednak, że jest pozostawiona furtka – można odwoływać się także do innych tekstów.
Robert Smoleń: Ale czy Państwa rówieśnicy w ogóle cokolwiek czytają? Nie chodzi o przeczytanie (czy chociaż przejrzenie) tych książek, które zaleci pan profesor, tylko o zrobienie tego dla własnej przyjemności. Czy też może w świecie, w którym wszystko musi dziać się szybko, natychmiast – książki są za nudne, a czytanie za długie i za trudne?
Julia Giza: Faktycznie, jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dostajemy szybko informacje – klikamy i coś się dzieje natychmiast. A przy książce trzeba usiąść, skupić się, zastanowić nad tym, co się przed chwilą przeczytało i jeszcze wyciągnąć z tego jakiś wniosek. Dlatego mało moich znajomych czyta. To wymaga zbyt dużego zaangażowania. Żeby dowiedzieć się jakichś informacji, mogą równie dobrze wszystko wklepać w telefon.
Michalina Ćwikowska: Patrząc po naszej klasie – z tych osób, które jeszcze coś czytają, to to jest głównie taka literatura… fantastyka jest chyba teraz popularna, fantastyka z wątkiem romantycznym – też bardzo popularna. I książki… raczej dla dorosłych. Szczególnie wśród młodych dziewczyn, właśnie w naszym wieku, to jest ten romans z bazą fantastyczną. Zaznajomiłam się z paroma takimi pozycjami. Jeśli chodzi o wymagania intelektualne, to raczej nie są to jakieś wyżyny. Ale dobrze, że ich czytelnicy coś tam pochłaniają z literatury współczesnej.
Łukasz Tupacz: A to ciekawe! Fantastyka była wcześniej obecna w podstawie programowej i została z niej usunięta! Myślę tutaj na przykład o Dukaju. Czyli: uczniowie myślą o fantastyce, ale po zmianach fantastyka znika z oficjalnego kanonu.
Robert Smoleń: Jak są oceniani ci, którzy czytają?
Julia Giza: Ktoś, kto czyta ma też słabą pozycję w klasie. Nie jest się uznawanym za kogoś w typie imprezowym.
Michalina Ćwikowska: Da się to połączyć, chociaż ja jestem osobą raczej wycofaną, a to czytanie chyba jeszcze się do tego dokłada. Nie jest tak, że zupełne odcięcie się od literatury jest promowane. Wśród dziewczyn może być nawet atrakcyjną taka wykształcona, ale to chyba dobrze wypada tylko w mediach społecznościowych. Raczej osoby, które naprawdę się uczą i mają jakieś ambicje nie spotykają się z aprobatą rówieśników.
Julia Giza: Tak, ale dlaczego tak się dzieje? Właśnie przez te skojarzenia: książka, okej, nudne. To się dłuży, książki nie poruszają aktualnych dla młodych tematów.
Robert Smoleń: Co się stało z fenomenem Harry’ego Pottera? Jego fani już się nasycili i przestali czytać? Czy czytają dalej, co innego?
Michalina Ćwikowska: W czasach, kiedy Harry Potter wyszedł, nie istniały jeszcze media społecznościowe, to po pierwsze. A po drugie, od tamtej pory nie powstała taka książka, która by aż w takim stopniu dotarła do wszystkich, która by takim głośnym echem odbiła się we wszystkich pokoleniach. Bo Harry’ego Pottera wszyscy znają.
Julia Giza: Nie jest tak, że czytanie całkowicie zanika. Raz na jakiś czas pojawia się jakaś perełka, którą nagle chcą czytać wszyscy. Trochę światem książki wstrząsnęło It Ends with Us, taka młodzieżówka. Czytały ją i czytają dalej wszystkie dziewczyny. Kolejny przykład – to Rodzina Monet, wśród młodszych dziewczynek.
Michalina Ćwikowska: Myślę, że mamy niedobór literatury skierowany do wszystkich, bądź też do męskiej części młodych czytelników. I myślę też, że wśród chłopców bardziej popularne są gry komputerowe, które są kolejnym rozpraszaczem zabierającym czas na czytanie.
Łukasz Tupacz: Z moich rozmów z męską reprezentacją klas, w których uczę wynikało, że ich interesują biografie (np. uznanych sportowców), a także poradniki (jak zachować się podczas rozmowy kwalifikacyjnej czy jak zaplanować skuteczny trening siłowy). Takie konkretne doświadczenia życiowe.
Dawid Śliwa: Wydaje mi się, że książki zostały trochę wyparte przez filmy. Film staje się bardziej popularny niż książka, której jest ekranizacją. Zastępuje też jej streszczenie. Przez chwilę były jeszcze popularne słuchowiska i audiobooki, jednak one też zostały nie wyparte przez produkcje filmowe.
Łukasz Tupacz: Często jak zlecam lekturę do przeczytania, pada pytanie: „A czy jest film?”
Robert Smoleń: Wróćmy do szkoły. Czy Państwo mają pomysł, jak skonstruować proces nauczania literatury, rodzimej i powszechnej, żeby on stał się interesujący dla Państwa rówieśników? Jesteśmy tu grupą kreatywną, spróbujmy złamać jakieś schematy, szablony.
Dawid Śliwa: Sporo wniosków na ten temat wyciągnąłem po przeczytaniu tekstu pana Andrzeja Żora [zob. s. 4–14 – przyp. red.]. Zaproponował Pan w nim trzy możliwości, trzy warianty: historycznoliteracki, teoretycznoliteracki i w kontekście kulturowym. Z perspektywy młodych ludzi najbardziej interesujący wydaje się ten trzeci. Nie możemy przy tym zapominać o tym historycznoliterackim, bo jednak to jest dorobek naszego narodu, naszej kultury i to powinno być ważne dla każdego Polaka. Więc pomyślałem, że może dobrym pomysłem byłoby spróbować do tej możliwości kontekstu kulturowego podłączyć elementy historycznoliterackie. Może to zabrzmi kolokwialnie, ale pod przykrywką współczesnej literatury przemycić też trochę tej literatury historycznej. Najpierw zachęcić młodych ludzi literaturą współczesną, a później będą oni bardziej otwarci na zapoznanie się z tekstami historycznymi.
Michalina Ćwikowska: Kuszącą propozycją jest omawianie lektur, nawet klasyków polskiej literatury, ale odnosząc je do współczesnych problemów. Na przykład poprzez nawiązania do wojny w Ukrainie. Żeby pokazać, że te teksty są uniwersalne.
Łukasz Tupacz: Mam takie doświadczenie osobiste, kiedy analizując Odprawę posłów greckich uczniowie sami doszli do wniosku, że wielu dzisiejszych polityków zachowuje się podobnie jak Aleksander (Parys).
Ale nasza współczesna szkoła, pomimo tych zmian, które ostatnio w niej zachodzą, dalej w centrum edukacji polonistycznej umieszcza historyka literatury. Ile osób, które kończą szkołę ponadpodstawową później pójdzie na studia polonistyczne? Powinniśmy raczej zmierzać w kierunku umieszczenia w centrum innego profilu ucznia: świadomego użytkownika języka, interpretatora świata, który go otacza, po prostu czytelnika.
Andrzej Żor: Ewentualna zmiana modelu nauczania literatury jest bardzo trudna – dlatego że przede wszystkim nauczyciele są kształceni według modelu historycznoliterackiego. Odkąd pamiętam, programy studiów bazują na konwencji historycznoliterackiej, nawet nie teoretycznoliterackiej. Natomiast tego momentu kulturowego czy wariantu kulturowego, to my w ogóle w programie studiów nie mamy. Wobec tego poza trudnościami, jakie wynikałyby ze specjalnego przygotowania podstawy programowej, to jeszcze dodatkowo wchodzi w grę taki element, że nie miałby tego kto uczyć. Ponieważ nauczyciele mają to już tak zakodowane, od wieków, że prawdopodobnie byłoby im bardzo trudno odzwyczaić się od takiego modelu.
Julia Giza: Tak samo trudno jest zmienić nastawienie uczniów do książek, które mają przeczytać. To też wymaga bardzo, bardzo dużo czasu. Zmiany trzeba byłoby wprowadzić natychmiast, żeby można było zobaczyć efekt za kilka, kilkanaście lat.
Łukasz Tupacz: Jeżeli chcielibyśmy wprowadzić jakąś dobrą, przemyślaną reformę, to ona musi być rozłożona na lata. Musi zostać wyjęta z bieżących dyskusji politycznych. Bo kto jest właścicielem kanonu lektur? W dużej mierze, niestety, polityka.
Andrzej Żor: Dzieło literackie musi być traktowane jako literatura, a nie jako wyraz pewnej opcji politycznej, która w danym momencie obowiązuje.
Robert Smoleń: A może kanon lektur w ogóle nie jest potrzebny? Może go zastąpić kanonem wartości, o których chcielibyśmy za pomocą literatury opowiedzieć?
Michalina Ćwikowska: Byłoby to świeże, ciekawe, ale jak by przyszło do matury… Jak, do czego mieliby się odnieść egzaminatorzy? Myślę, że to by było bardzo trudne.
Julia Giza: Jeżeli byśmy zrobili w ten sposób, na pewno byłoby to znacznie przyjemniejsze dla nauczycieli, bo mogliby włożyć jeszcze więcej, dać coś od siebie do tych lekcji, realizować swoje pomysły. Ale potem jak przyszłoby do sprawdzania na egzaminie…
Robert Smoleń: Tylko że literatura nie jest dla matury, jest odwrotnie.
Łukasz Tupacz: W obecnej formule nic nie zmienimy. Trzeba byłoby pomyśleć o zmianie całej koncepcji matury. Tak, żeby patrzeć na sposób myślenia ucznia o lekturach, które zna, które czyta, a nie o tym, czy na pewno szczegółowo pamięta treść Lalki.
Ja też myślę o tym, żeby nie koncentrować się na konkretnych lekturach, tylko na ideach, iść w kierunku aksjologii. Mamy na przykład triadę piękno – dobro – prawda. I mamy bazę, z której do tych pojęć możemy przypisać jakiś repertuar tekstów, do wyboru przez nauczyciela. Bo kto koniec końców najlepiej zna klasę? Prowadzący, prawda?
I jeszcze jedna sprawa: zauważam po swoich uczniach, że gdy dochodzimy do klasy trzeciej – czwartej liceum, czwartej – piątej technikum, sięgamy po teksty dwudziestolecia międzywojennego, wojna i okupacja, literatura współczesna. Literatura staje się dla nich taka… jaśniejsza, bliższa. Natomiast uczniów możemy wcześniej, na poziomie klasy pierwszej – kiedy atakujemy ich tekstami staropolskimi, archaizmami – zniechęcić do czytania.
Dawid Śliwa: Przyszło mi teraz na myśl, że można byłoby spróbować odwrócić chronologię – w najmłodszych latach nauczania zacząć od współczesności i cofać się w czasie, aż do antyku. Choć to też może być problematyczne, bo przecież w renesansie mamy odwołania do antyku…
Łukasz Tupacz: Takie pomysły były dyskutowane w dwudziestoleciu międzywojennym: żeby wychodzić właśnie od literatury współczesnej i dopiero, kiedy uczeń ma większą świadomość literacką – iść w stronę coraz bardziej skomplikowanych tekstów.
Andrzej Żor: Może spróbować wariantu pośredniego, z listą lektur wskazanych, z których uczeń sobie sam wybiera? Mówi się teraz o odchudzeniu podstawy programowej. A ja się zastanawiam nad ewolucją tego modelu szkolnictwa. On kiedyś taki przeładowany nie był, ale wskutek rozwoju świata autorom jego kolejnych wersji zaczęło się wydawać, że najbardziej pożądanym modelem byłby taki, w którym udałoby się upakować wszystko, co wynika z wiedzy współczesnej. I potem zaczyna się problem, co obciąć? W tych warunkach nie widzę szansy na to, żeby czytać jakąś lekturę dla przyjemności.
Dziękujemy Państwu za tę ciekawą i pouczającą dla nas rozmowę.
Zapis dyskusji został opublikowany w numerze 5/2024 „Res Humana”, wrzesień-październik 2024 r.
Rozmowy można też wysłuchać jako podcastu (kliknij tutaj).
Młodzi ludzie chwytają za pióra
Mamy – choć z pewnością niewystarczająco wielu – młodych czytelników, mamy też młodych ludzi, którzy sami chcą pisać. Poniżej próbki twórczości uczniów warszawskiego IV Technikum Architektoniczno-Budowlanego im. Stanisława Noakowskiego i XVIII Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Zamoyskiego.
Teksty bez ingerencji ze strony Redakcji.
Odbicie narcyza
Młody i piękny mężczyzna przechadza się brzegiem rzeki. Ubrany jest w białą szatę, którą ma narzuconą na jedno ramię. Spod odzienia wyłania się umięśniona druga ręka. Na głowie ma wianek z kolorowych kwiatów oraz liści laurowych. Jego stopy są bose. Mężczyzna spogląda w nurt wody. Widzi tam swoje odbicie. Nie może oderwać od niego wzroku. Sprawia wrażenie zahipnotyzowanego. Na jego twarzy pojawia się uśmiech wywołany pewnie swoim widokiem w odbiciu wody. Sprawia wrażenie, że jest nim zachwycony. Wyraźnie własny widok wywołuje w nim zachwyt – samozachwyt.
Bohater znajduje się w otoczeniu pięknej natury. Nad brzegiem rzeki rosną kwiaty o różnych barwach i kształtach. Kwiaty są w pełni rozwinięte, dominuje różowy kolor płatków. Nad mężczyzną góruje drzewo o rozłożystych konarach. Liście mają piękny, zielony kolor. W oddali widać rosnące olbrzymie cyprysy na tle błękitnego nieba rozjaśnionego popołudniowym słońcem. Obraz sprawia wrażenie idealnego świata, w którym Narcyz odnalazł swoją miłość we własnym odbiciu.
Postać mitologicznego Narcyza, patrząca z zafascynowaniem w spokojną, lśniącą wodę, jest odzwierciedleniem ludzkiej fascynacji sobą samym i własnym odbiciem. Symbolika obrazu jest bogata i wielopłaszczyznowa. Narcyz staje się metaforą ludzkich pragnień dążenia do perfekcji i kultu ciała. Woda z odbiciem Narcyza symbolizuje iluzję i ulotność. Przypomina, że to, co widzimy, często jest jedynie subiektywnym odbiciem rzeczywistości. Krajobraz w tle zaś jest symbolem piękna i natury oraz jej mocy. Tworzy kontrast pomiędzy egocentrycznością – skupieniem się człowieka na własnych potrzebach, a niezachwianą siłą przyrody. AI połączyła elementy natury z mitologią, tworząc kompozycję, która nie tylko inspiruje wyobraźnię, ale także skłania do refleksji nad ludzkim ego oraz nad relacją z otaczającym nas światem.
Maks CHRZANOWSKI
Noc i cisza
Noc i cisza w ciemnej porze razem,
cisza po prawej,
noc po lewej.
Szli przed siebie, omijając się
nawzajem.
Cisza była sama, a noc?
Noc zawsze z kimś, chociaż
tajemnicza może bardziej niż cisza.
Cisza szła w ciemności, bez światła i
głucha.
Noc szła także w ciemności
lecz ze światłem i dużym gwarem.
Cisza spoglądając kątem oka na noc,
a noc nawet się nie odwróciła,
lecz czy to nic nie znaczy?
Pasują do siebie to jest wiadome,
ale różni niczym las i pustynia,
ogień i woda, niebieski i czarny
kolor.
Noc łapie ciszę za rękę, lecz
ta się jej wyrywa i
nie wiedząc czemu, noc patrzy
na nią i trzyma dalej.
Może to przyciąganie, a
może świadomość, że w
głębi duszy, razem mogą
stworzyć wiele.
Noc i cisza w ciemnej porze
razem, trzymają się za
ręce wręcz z głuchym hałasem.
Noc spokojniejsza zrobiła się
troszkę, a z głuchym hałasem
tylko cisza się spotkać może.
Amelia SAMSEL-ŚLĘZAK