Brytania centrolewicowa!
Keir Starmer nie jest drugim Tonym Blairem, ale może nim zostać. Wskazał europejskiej – także polskiej lewicy – drogę do wygrywania wyborów. Teraz stoi przed szansą pokazania, jak dobrze rządzić i utrzymać władzę.
Spektakularna klęska Partii Konserwatywnej jest odłożonym w czasie efektem brexitu. Decyzja Davida Camerona, ówczesnego premiera i szefa torysów, o przeprowadzeniu referendum w 2016 roku była pierwszą pchniętą kostką domina. Następne wywoływały coraz większe katastrofy. Wywracali się kolejni premierzy (Rishi Sunak jest już piątym), problemy się piętrzyły, korzyści obiecywane przez Nigela Farage’a i Dominica Cummingsa – tych, którzy zawrócili Brytyjczykom w głowach – nie następowały, a zaufanie do stojącego za tym wszystkim ugrupowania spadało. Zobaczymy, czy to aby nie początek strukturalnego przewrotu na scenie politycznej Zjednoczonego Królestwa, jakie zdarzają się tam w najlepszym przypadku raz na sto lat (ostatnio, gdy Partia Pracy wypchnęła liberałów z roli jednego z dwóch głównych stronnictw). W aktualnej europejskiej polityce stare wielkie partie coraz częściej zaliczają bolesne upadki. W każdym razie to, że konserwatystów czeka trudny i pewnie długi okres smuty, jest pewne.
W czasie, gdy torysi walczyli sami ze sobą, labourzyści po omacku poszukiwali własnej drogi. Próbowali z młodymi, dobrze zapowiadającymi się braćmi Milibandami, a następnie dokonali ostrego zwrotu na lewo, wybierając na lidera Jeremy’ego Corbyna i wstępując na nieco populistyczną i eurosceptyczną ścieżkę.
Keir Starmer wrócił do blairowskiego kursu poszukiwania poparcia także w centrum – wśród wyborców umiarkowanych i socjalliberalnych. W kampanii nie obiecywał złotych gór i gruszek na wierzbie (to nie aluzja do Leszka Millera, którego wypowiedź z 2001 roku przeszła do historii z opaczną interpretacją, wywracającą jej sens do góry nogami). Był ostrożny i odpowiedzialny. Nawet wobec odwrócenia skutków brexitu zachował umiar. Z pewnością dojdzie teraz do poprawy stosunków Londynu i Brukseli, wiele problemów uda się rozwiązać polubownie i sprawnie; nie ma jednak mowy o powrocie Albionu do Wspólnoty, ani nawet o powtórnym referendum. Przy okazji zauważmy, że duże straty na rzecz Partii Pracy poniosła Szkocka Partia Narodowa. Oddaliła się więc perspektywa oderwania się tej części Królestwa i w ślad za tym instytucjonalizacji jej ciążenia w stronę Unii.
Nawet nienajbardziej wnikliwym obserwatorom naszych własnych spraw, meandry labourzystowskiej polityki muszą skojarzyć się z najświeższą historią polskiej lewicy. Ta Nowa i ta „stara” powinny z brytyjskich doświadczeń wyciągnąć wnioski. Sens uprawiania polityki jest wtedy, gdy ma się realny wpływ na bieg zdarzeń. To zaś zapewnia zaufanie wielkich grup społecznych, nie tylko środowisk najbardziej zmarginalizowanych, politycznie upośledzonych. Inaczej jest się tylko „sygnalistą”. To chwalebne, lecz mało skuteczne.
No, i nasza lewica wciąż nie znalazła swojego Starmera. Co gorsza, wcale go nie szuka.